To forum wykorzystuje pliki cookie
To forum wykorzystuje pliki cookie do przechowywania danych logowania, danych o Twojej ostatniej wizycie, pliki cookie na tym forum śledzą również tematy, które przeczytałeś. Korzystanie z forum oznacza akceptajcę ustawień plików cookie. Możesz zmienić ustawienia plików cookie w dowolnym momencie w swojej przeglądarce.


Sprzęt oldschool'owy? W obronie flaneli
#41
Witamy w polskim pekiełku, gdzie sąsiad spuszcza doniczkę na auto sąsiada bo sam takiego nie ma ;P
Komuna już była i ''każdemu wg potrzeb'', teraz mamy kapitalizm i jak kogoś stać to niech kupuje, przecież gospodarkę napędza.
A ja tak jak i mokłem w pałatce, tak i teraz łążę w gore i widoczki oglądam na wycieczkach zamiast się pieklić, że jakiś jegomość w niepotrzebnie drogiej kurtce idzie po bułeczki na śniadanko ;P
-------------------------------------------
m

Odpowiedz
#42
Też kiedyś chodziłem bez goretexów, termiki i dobrego plecaka a jak by mi ktoś jeszcze 2 lata temu powiedział o skarpetkach powyżej 30 zł, że dobrze się sprawują i ułatwiają chodzenie to bym go wyśmiał i zgrywał chojraka.
Teraz gdy mam buty z gore na vibramie, skarpety trekingowe,termikę i dobry wygodny plecak mogę przejść dużo więcej niż kiedy chodziłem bez tego wszystkiego sprzętu. Wiedza jednak z przeszłości bardzo pomaga i sam wkładam polar i śpiwór do worka mimo,że mam plecak z cordury super nieprzemakalnej.
-------------------------------------------
pozdrawiam porucznik Borewicz ;)

Odpowiedz
#43
Jednego nie rozumiem:
Jeżeli jestem w Tatrach po stronie polskiej, jeżeli wstaje bladym świtem i wykonuję zaplanowane na dany dzień działania do południa kontakt tłumem po za godzinami po 10-11 mnie nie dotyczy. Również lans mnie wtedy nie denerwuje. Dlatego mam propozycje dla wrażliwych na lans. Wstawajcie o świcie, a nie zgodnie ze zdrową polską tradycją polegająca na wygrzewaniu się w śpiworku do 9, śniadaniu o 10 i wyjściu w góry o 11. Tylko tyle i aż tyle.
-------------------------------------------
Pim

Odpowiedz
#44
generalnie, jak kogoś stać na kurtkę za 2K złotych to niech w niej chodzi, może nawet w upały, mi to w niczym nie przeszkadza. Jak ktoś idzie we flaneli to też mi wsio ryba, nic mi do tego. Ja ubieram to co uważam że jest odpowiednie do warunków. Jeżeli by to komuś przeszkadzało, to sory, niech się zajmie samym sobą, ja się nikomu nie wpieprz...m w koncepcje ubioru/sprzętu
to widać taka cecha naszego narodu wtrącanie się do kogoś innego a nie zajęciem się sobą...
---
Edytowany: 2009-09-14 09:24:19

Odpowiedz
#45
turysta: ''Tak na marginesie dodam, że trochę chora jest sytuacja kiedy spod softshella za 300zł widać jak gość paruje. No ale przecież ja się nie znam, a poza tym jak tu pełną gębą światowiec napisał pewnie jestem jak pijany drwal z Beskidów. Otóż wolę być pijanym drwalem, niż światowym frajerem kupującym badziewie za ciężkie pieniądze.''

interesuje mnie jedno: cz mowisz tak dlatego ze sprobowales jak to okrsliles ''badziewia za ciezkie pieniadze'' i stwierdziles ze twoj tradycyjny storj byl lepszy czy swoje sady na temat nowoczesnych ubran outdoorowych glosisz tylko na podstawie domyslow?
tak jak Borewicz napisal, jeszcze pare la temu uwazalem ze do chodzenia po gorach wystarcza stare adidasy (w najlepszym razie glany), jeansy i bluza z kapturkiem, i ze moj plecak alpinusa jest cudem swiata.
akualnie buty, kurtke i spodnie mam z jakims ''...texem'', i dopiero kiedy sprobowalem tych butow z odpowiednia skarpeta trekingowa i kurtki z bielizna termoaktywna a nie bawelnianym podkoszulkiem rozumiem co to wygoda i komfort termiczny
---
Edytowany: 2009-09-14 15:23:42

Odpowiedz
#46
Ja jeszcze do niedawna (jakieś 2,5 roku temu, od kiedy nie pojechałem na pierwszy zlot NGT) też dawałem po górach w dżinsach, bawełnianym T-shircie, a dawniej jeszcze we flanelowej, albo sztruksowej koszuli, traperkach no-name i ''czymkolwiek'' na wierzch (od 12 roku życia było to stare polskie moro :P).

Generalnie żyłem w niewielkiej świadomości tkanin tzw. technicznych, typu polar, nie wspominając już o wszelkiej maści ''texach''.

I było dobrze, człowiek się nie przejmował, jak moknął to potem wysychał, oddychalnością się nikt nie przejmował, bo o takim słowie nawet się nie mówiło i nikt się nad nim nie zastanawiał. W góry chodziłem głównie tylko latem, z ojcem, w okresie wakacyjnym, więc generalnie nie było z niczym problemów. Raz się chodziło w adidasach, raz w traperkach... kiedyś na jakieś spacerki typu Jura Krakowsko -Częstochowska, to i w trampkach z supermarketu...

Z lubością wspominam czasy, kiedy jeździło się do Zakopanego, a Krupówki nie były tak zatłoczone, nie było całej tej komerchy.
Za to wieczorem, schodząc z Tatr, ze szlaku, szliśmy z ojcem na te Krupówki, w ubłoconych butach i dżinsach, oraz we flanelach, zadawaliśmy szyku w eleganckich knajpach, racząc się oranżadą (ojciec piwem...) wokół całego elegancko ubranego towarzystwa, które przyjeżdżało do Zakopanego. Nie w góry.

I wszystko było pięknie :)

Dopóki kiedyś przypadkiem, w poszukiwaniu informacji o M65, nie wlazłem na jakieś tam forum, co to się NGT nazywa... zaciekawiło mnie nawet, bo w banerze jakieś górki, zielono... wniosek: wygląda przyjaźnie, może warto poczytać.

I tak zacząłem czytać... czytać... i tak czytałem kilka ładnych miesięcy... nie wiem czy nie rok. Potem odważyłem się pojechać na pierwszy, pamiętny swój zlot na Hali Krupowej, gdzie nastąpiło pierwsze ''zderzenie'' z takimi postaciami jak Raffi, Sasq, Spin, Gumi, Traszan i wieloma innymi...

I nie wdając się w szczegóły, od tego czasu zaczęło we mnie kiełkować postępujące ''skrzywienie'' sprzętowe. Zaczęły się polary, potem bielizna termoaktywna, potem skarpety, kijki, czołówka, aż po ostatnią rewolucję, której się bardzo długo opierałem - Gore-Tex.

I jakoś tak jednak wychodzi, że z każdą nowością, którą sobie nabywałem, jakoś nie chciało mi się wracać do tych tradycyjnych.
Ostatni raz byłem w górach w bawełnianej koszulce właśnie 2,5 roku temu, polary zastąpiły swetry jako ocieplenie, na zimę używam kompletu bielizny polipropylenowej, nie ruszam się nigdzie bez kijków, od kiedy znalazłem Hanzela, poczciwe ciężkie Bundeswehry coraz częściej idą w kąt... gdzieś tam do tego zalegają dwa Buffy (z czego tylko jeden oryginalny, ale co tam...), bez których też się raczej nie ruszam w teren.

Ostatnio nawet zauważam u siebie (o zgrozo!) jakieś zaczątki czegoś w rodzaju Light&Fast, bo oto właśnie jestem w trakcie nieudanego polowania na nowy, lekki plecak, z Anglii już idzie do mnie ważący 150g Arktis Stowaway Shirt... oj, NGT sprzyja rozwijaniu się fanaberii, nie ma co... ;)

Jedyne, czego się jeszcze trzymam ''tradycyjnie'', to bawełniane skarpetki (tylko latem, na zimne pory mam trekkingowe), a poza tym spodnie i kurtka/bluza wierzchnia - tu nieodmiennie rządzą jakieś moje elementy umundurowania, aczkolwiek i tu dokonuje się powoli jakaś ewolucja. Ciężką, acz nie do zdarcia M65 zastąpiły brytyjskie Smocki, albo bluzy typu BDU, albo polski wojskowy Ripstop, który bardzo lubię i sobie cenię. Tyle, że jeśli chodzi o ochronę przed wiatrem, to wspomniany ''nadchodzący'' Stowaway Shirt zwiastuje kolejne zmiany. Podobnie polski Gore-Tex, z którego, o dziwo, jestem nawet zadowolony jak dotąd.

Tak więc siłą rzeczy, wszystko co się podziało z moim podejściem do sprzętu, dzięki NGT można określić jednym, znanym z kampanii wyborczej obecnego prezydenta USA, hasłem: ''Changes''.
Pewne rzeczy z ''nowości'' okazały się naprawdę przydatne i odkryłem, że zapewniają mi w górach znacznie większy komfort chodzenia, niż nasza tytułowa flanela.

Pewne rzeczy jednak nigdy do mnie nie przemówią, na przykład membrana w butach. Ale mimo wszystko już nigdy nie pójdę w góry w dżinsach, bawełnianym T-shircie i flaneli.

A teraz coś na obronę oldschoolu: po mieście, czasami do lasu, na co dzień i nawet zimą, CHODZĘ w dżinsach, bawełnie, flaneli, a na mrozy zakładam Bechatkę za 15 zł i wełniany sweter. W góry niestety już raczej nigdy... chociaż nie powiem, bawełniany brytyjski Smock, czy polski ripstop jeszcze nie raz znajdą się na szlaku ;)

A tak w ogóle, to ostatnio zaczyna mi po głowie chodzić merino...

Ech, to NGT, to NGT... ;)
---
Edytowany: 2009-09-14 21:29:02
-------------------------------------------
''Miarą wielkości góry jest zmęczenie wędrowca.''

Odpowiedz
#47
Ja swoją pierwszą koszulkę termoaktywną kupiłem tylko i wyłącznie po własnych doświadczeniach i z ciekawości -nigdy więcej już nie założyłem w góry zwykłej bawełnianej. Nawet dobre bawełniane np z adidasa nie sprawują się tak dobrze jak te średnie termoaktywne. Najciekawszych wrażeń dostarczały mi oldshoolowe desanty z lublina. To po zajechaniu tych zacnych butów zainteresowałem się nowszą technologią bo chodzenie po górach ma dawać wg mnie radość i trening ,a nie frustrację i ból :)
-------------------------------------------
pozdrawiam porucznik Borewicz ;)

Odpowiedz
#48
Moglbym tez tutaj wrzucic, jak to zmienilem swoj sprzet i ubior z tradycyjnego - bawelno-kangurkowego, na nowszy, ale takie doswiadczenia ma miliony ludzi. Miliony, ktore na swiecie kupuja GoreTex.I w gory i do zwyklej, miejskiej, ochrony przed deszczem, i do pracy, gdzie tez moze byc mokro. Tak samo, jak miliony, zamiast isc do pracy na wlasnych nogach i cieszyc sie nieskazona natura, dojezdza do niej samochodem, snujac za soba weglowodory. I jak miliony, ktore zamiast gniesc mozg w analizach, klikaja w klawisze, oddajac sie bezmozgowiu komputerow. Postep.

Ja tutaj jednak chcialem zauwazyc cos innego. Nie wiem, dlaczego i po jaka cholere, dokalada sie tutaj watek ogolnonarodowy. Nacjonalizm jakis, czy co? Co to za tekst, ze ''W Polsce jest moda ze wlasnie skoro mnie stac to musze to pokazac, kupic to co najdrozsze chocby nie bylo mi potrzebne, albo nie wykorzystam nawet polowy mozliwosci danej rzeczy. W Tatrach no i jeszcze w Karkonoszach jest troche osob ktore kupuja tylko to co jest drogie, a nie to co jest rzeczywiscie potrzebne czy wygodne. Z samochodami czasem jest podobnie ludzie ktorzy kupuja samochod tylko po to zeby zaimponowac innym i wlasnie kupuja Landcrusera zeby pojechac rano do sklep i zawiesc dzieci do szkoly. Podobnie z rowerami,...'', albo: ''Witamy w polskim pekiełku, gdzie sąsiad spuszcza doniczkę na auto sąsiada bo sam takiego nie ma''...

Prosze mi wskazac kraj w Europie, gdzie ludzie zachowuja sie inaczej. W kazdym kraju konsumpcyjnym ludzie kupuja auta, nie po to, ze takie potrzebuja, ale po to, ze je na nie stac. Albo nawet i nie stac, ale po to, zeby pokazac, ze ich na nie stac. W Irlandii przecietny mieszkaniec jest zadluzony (kredytem niehipotecznym) na poltora swojej rocznej wyplaty. Czyli nie na kupno domu, ale na kupno auta, kolejnego auta, butow od Prady, ciuchow, ciuchow, ciuchow i jedzenia w restauracjach. To jest norma. Polska jest jeszcze w miare rozsadnym krajem. Podobnie jest w Anglii, Francji. Niemcy to dziwny kraj w druga strone - tam przecietny czlowiek odklada na potege, ale juz mlodziez zyje modelem wydaj zanim zarobisz. Przyslowie Zastaw sie, a Postaw sie, sprawdza sie nie tylko w Polsce. Pojedzcie chocby do Kijowa - jest tam wiecej terenowych mercedesow na metr kwadratowy, jak w Berlinie. A tam przecietny mieszkaniec wam powie, ze Polacy zdradzili Slowianszczyzne za kase z Ameryki.
A ze ludzie sa zawistni? Ludzie o niskim wyksztalceniu kulturalnym sa zawistni wszedzie. To tylko kwestia wyksztalcenia i obycia, zeby zrozumiec, ze ktos ma cos wiecej i to oznacza, ze my tez mozemy, jak tylko zechcemy. Prawo w Polsce naszczescie nie jest juz tylko dla tych co wstapili do Partii - a nawet kiedy bylo, to tez nie wykluczalo ambicji - dla tych, co sie z systemem zgodzili.
I zawisc nie jest tylko zwiazana z materializmem, konsumpcja, globalizmem itd. Nawet w Pakistanskich Gorach ludzie sa zawistni - tylko, ze tam nie sa zawistni o kase, a o kobiety, bo jeden ma szesc zon, a pieciu innych nie ma zadnej (uwaga, zadnego heteroseksu nigdy w zyciu).
Panowie, Polska to naprawde normalny kraj. Nie jest niczym wyjatkowym. Nie ma co mowic, ze jak zdarzy sie jakas glupota, to tylko w Polsce :)

PS. Landcruiser sluzy do wozenia dzieci do szkoly i zakupow z marketu. Jest duzy, pojemny i wygodny. Przeciez nie kupuje sie go, by jezdzic poza drogami - gdyby go producent produkowal tylko na taka okazje, toby zamknal produkcje ze wzgledu na brak klientow.

Odpowiedz
#49
Ciekawe
---
Edytowany: 2009-09-18 16:45:16

Odpowiedz
#50
Ja tam jakoś nie mam kompleksów, że w góry chodzę w Smocku, który kupiłem za 20 zł na Allegro (no, gwoli sprawiedliwości, za Goretexa w komplecie z polarem wysadziłem się na 190 zł), mimo że jakbym się uparł, to mógłbym się odziać w TNF'a czy Mammuta... ale po co, skoro ani mi to nie da wiele więcej do szczęścia, ani mi się nie podoba, a w krzaczorach i na skałach tylko bym się stresował, żeby gdzieś nie przytrzeć...

Owszem, jestem w stanie wydać nieco więcej kasy na dobry plecak (tyle, że obecnie tego co chcę, to nie ma w całej Polsce...), a już na pewno jestem w stanie zainwestować w buty. Tutaj myślę, że nie ma co oszczędzać. A też nie powiem, żebym się obnosił z jakąś znaną marką, bo o ile o Meindlu to mało kto nie słyszał, to o Hanzelu raczej odwrotnie :)

Generalnie wydaje mi się, że jestem wolny od tej ''narodowej choroby'', o której pisał Kivak, tyle, że z kolei mam skrzywa w drugą stronę, bo na militaria... noszę bo lubię i to się raczej nie zmieni. A jak kto na to patrzy z boku, to ja mam za przeproszeniem, w nosie ;)

Erich8, ja sam tylko w tym roku chyba ze dwa razy przemokłem tak, że mi woda w butach chlupotała, bo mimo, że padało, to mi się nie chciało ani poncha, ani Goretexu (bo jeszcze nie miałem :P) z plecaka wyciągać... Zmokłem, wyschłem, przeżyłem, nic się nie stało.

Też mi się wydaje, że to panikowanie przed deszczem i zamartwianie się, że komuś Gore-Tex puścił trzy krople wody, to trochę taki chyba symbol naszych czasów. Dlatego sam dla siebie kupiłem tanie, używane Gore bardziej z ciekawości, żeby zobaczyć co to rzeczywiście daje i na ile się daje w tym chodzić, niż z jakichś rzeczywistych potrzeb. Nie ma co wariować ;)
---
Edytowany: 2009-09-14 22:45:49
-------------------------------------------
''Miarą wielkości góry jest zmęczenie wędrowca.''

Odpowiedz
#51
kivak bo w Polsce jak upadl komunizm nagle zostalismy zalani towarami ktore na zachodzie byly od dawna. Tam wszystko sotpniowo krok po kroku sie rozwijalo, a u nas dlugo dlugo marazm i nagle wielki boom i naplyw toawrow z zachodu i ludzie sie rzucili zeby pokazac kim to oni nie sa. Tam ludzie byli obyci z tym co u nas bylo nowoscia. Skandynawia jest znakomitym przykladem rozsadku, wlasnie rowniez dzieki racjonalnosci i oszczednosci sa najbogatszymi krajami w Europie. Nie wywalaja kasy w kute stalowe ploty za kilkadziesiat tysiecy zlotych, nie buduja domow zeby byl jaknajbardziej krzykliwy i mowiacy jestem bogaczem. Tam wlasnie zostala skromnosc kupowanie z rozsadkiem i ludzie nie patrza tak milo na kogos kto lubuje sie w przepychu, zarobki tam wcale az takie duze w stosunku do cen nie sa ale wlasnie dzieki rozsadkowi ludziom zyje sie dobrze. To sie juz zmienia szczegolnie w duzych miastach ale nadal mio wszystko jest umiar. I napewno postawa kogos kto kupuje byle tylko kupic i pokazc innym nie jest normalna, i odzwierciedla sie na calym panstwie, i wielu specjalistow i ekonomistow o tym pisze. Ja napewno nie bede popieral bezmyslnego kupowania. Motywacja osoby ktora chce pokazac jak to jest wazna, jak bogata itd jest bardzo zblizona do tego sasiada co doniczke zrzuci. Kolega ma landcrusera i kupil go glownie dlatego ze jest uzywany do znakowania tras zawodow, obslugi zawodow i temu podobnyh zastosowan. Zawisc nie ma nic do tego, bo chodzi o uzywanie sprzetu adekwatnie do przeznaczenia. Producenici zroznicowali towary na rozne przeznaczenie i dziwienie sie zakupom ktorych jedynym kryterium jest cena nie ma nic wspolnego z zawiscia tylko z uzywaniem mozgu. Wytlumacz mi prosze jaki jest sens kupowania, aluminiowej korby czy kierownicy pokrytej cienka warstwa karbonu za sporo wieksza cene niz alu, mimo ma wage aluminiowej i jej wlasciwosci, zaden stary wyjadacz w kolarstwie czegos tego nie uzyje tylko kupi za podobna cene kilka razy lepszy element aluminiowy, tak samo kto normalny kupuje meindle engadiny na miasto- przeciez nie wazne ze beda nie wygodne i zuzyja sie szybciej niz wiele butow miejskich, albo kupowanie spodni z trojwarstwowego gore na spacer po chocholowskiej czy dojscie do Moka-nie wazne ze spodnie waza duzo, zajmuja duzo miejsca, a mozna miec leciutkie o wiele praktyczniejsze na takie uzytkowanie spodnie. Mozecie takie cos popierac i mowic kazdemu kto nie rozumie takiego postepowania ze jest zawistny.
-------------------------------------------
yaro http://www.panoramio.com/user/90763

Odpowiedz
#52
Co do sprzetu oldschoolowego, to ma on jakis smaczek. Ja sam wspominam dzwiek buzujacej rosyjskiej kostki, jako dzwiek dziecinstwa zostawionego gdzies tam, w pomroce uplywajacej pamieci. Jakos nie twierdze, ze Gore nas samych wepchnie na gore. I jestem przekonany ze sa na tym swiecie miliony ludzi ktorzy wejda wyzej, szybciej i mocniej we flaneli ode mnie w goretexie :)

Ja do oldschoola nic nie mam. Aktualnie jednak nic z olschoolowych rzeczy nie mam. Mamy uzywam i kompasu - analogowy zestaw - to tyle.
-------------------------------------------
Zmeczenie wedrowca jest wypadkowa jego kondycji :)

Odpowiedz
#53
Ja do oldschoola też nic nie mam, w końcu większość z nas ''wyrosła'' (w pozytywnym znaczeniu tego słowa) właśnie na oldschoolu.

Ba, czasami nawet nachodzą mnie takie marzenia, aby dla zabawy kiedyś pójść w góry w ciuchach, w jakich chodziłem przed laty - jakieś dżinsy, wełna, itp.

Kiedyś nawet ktoś rzucił pomysł (i nie wiem, czy to nie byłem ja...) żeby zrobić jeden zlot pt. ''NGT Oldschool'' - czyli zero ''texów'', termoaktywnej bielizny, softshelli itp. Na zasadzie - każdy wygrzebuje co ma najbardziej oldskulowego i robimy zlot ''jak za dawnych czasów''... Niestety idea upadła, a pomysłu jakoś nikt nie chciał podjąć...

A ja sobie tak po cichu jeszcze gdzieś mówię, że któregoś dnia się wkurzę i z czystej przekory pójdę w góry we flaneli i w bechatce, targając na plecach jakiś stary wór (jest u mojego ojca w szafie taki 40-letni plecak, jeszcze z szelkami podbitymi filcem)... Kiedyś coś... może... :D
-------------------------------------------
''Miarą wielkości góry jest zmęczenie wędrowca.''

Odpowiedz
#54
Gdy przemoczyłem spodnie uszyte ze zwykłęj tkaniny i było mi zimno pomyślałem o fachowym sprzęcie.

Gdy zdjąłem buty po wędrówce i skarpetki były suche i nie śmierdziały doceniłem technologie.

Gdy mój gotetex trzymał w deszczu, podczas gdy słabsza membrana odpuściła doceniłem zakup.

------------------

Gdy przemókł mi plecak impregnowany z cordury doceniłem przezorność owijania wszystkeigo w foliowe worki.

Gdy przeciekał namiot, dumnie naciągnąłem na niego folię malarską.

------------------

@Turysto: A po co buty robocze i flanele? Ostatnio widziałem na szlaku faceta w garniturze i bucikach 'cwelkach'. Można? Można!

Ja jednak dbam o swoje zdrowie i wygodę. Sprzęt ma mi umożliwić częściowo, aby wspomnienia były pozytywne.

Odpowiedz
#55
Gdy po raz pierwszy wybrałem się w góry, przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym ubrać coś innego aniżeli flanela, glany, i plecak z zewnętrznym stelażem. W takim przyodziewku i z pałatką zjeździłem całą Europę. Tak się też składa, że również przeżyłem okropną burzę na przełęczy Krzyżne i nic wielkiego się nie stało :) Ba, raz w Holandii w piękny gorący wieczór rozłożyłem się nad uroczym kanałem, który po nocnym oberwaniu chmury zrobił niespodziankę i wystąpił z brzegów - hmmm, woreczki nie pomogły i dwa dni suszenia było. Po jakimś czasie zupełnie przypadkowo na bazarze nabyłem śpiwór Haglofs. Sprzedawca chciał za niego jakieś śmieszne pieniądze, a ja za nic chciałem dać się przekonać, że takie coś małe, cienkie jest warte takiego wydatku i można tego używać poza domem - opinii nie było skąd zasięgnąć, bo o czymś takim jak internet czytałem wówczas jedynie w powieściach Gibsona ;) . W końcu jednak dałem się skusić ... no i podróże nabrały nowego wymiaru. Nagle okazało się, że zamiast taszczyć ogromny plecak, który w połowie wypełniony jest ciężkim tradycyjnym śpiworem mam tyle miejsca, że mogę pomyśleć o zabraniu plecaka, który nie będzie odstraszał swoją wielkością kierowców, którym przeszłoby przez myśl zabrać autostopowicza :) No i noce pod gwiazdami od tej chwili były zawsze miłe i cieplusie. Od tej pory przynajmniej staram się interesować ''wynalazkami'', które umilić potrafią choćby niedzielną wycieczkę za miasto.

Mimo to uważam, że głos Turysty nie do końca pozbawiony jest sensu. Jak dla mnie ceny ubiorów i sprzętu turystycznego niestety, ale osiągają momentami jakieś horrendalne pułapy. Pytanie, czy to co kupujemy za te kwoty, jest tego warte oraz czy nasze potrzeby uzasadniają takie wydatki? Ja akurat słabo znoszę sztuczne materiały, skarpety z coolamaxem mi nie służą, a gdybym założył buty z membraną, to po kilku kilometrach zapewne podróżowałbym niczym przywołany powyżej Cejrowski :) Kurtka z membraną może być, ale żeby płacić za nią 1000 zł. Jak dla mnie równie dobrze sprawdza się lekki, niedrogi softshell i pelerynka z Lidla za 30 zł., a zimą w góry nie jeżdżę. Tak się jednak składa, że kurtki takie z przesadnie wyeksponowanym metkami niezwykle często zobaczyć można na grzbietach niedzielnych turystów. Nikt mi nie powie, że w środku lata noszą oni te wszystkie gore-texy i inne wynalazki, bo jest im w tym lepiej, wygodniej, czy lżej. Wniosek z tego chyba taki, że trzeba zachować zdrowy rozsądek i umiar, czemu forum NGT świetnie służy :D:D:D

Odpowiedz
#56
yaro1986 - nie wiem jaki jest sens kupowania tej kierownicy - do roweru, tudziez do wspomnianego landcruisera. Czlowiek wydaje pieniadze na to, na co lubi i co mu sie podoba. Pawie skrzecza i rozwijaja ogony, czlowiek szelesci mamona. Mozna sie bawic w psychologie, socjologie, ale ja sie pytam po co?

Mam okulary od Prady - wczesniej mialem z Vision Express i dzialaly tak samo dobrze, te jednak od Prady podobaly mi sie bardziej. I wydalem na nie bodajze osiem razy wiecej niz na te (zgubione na szczycie Chopoka) z Vision Express. Owszem, kumpel powiedzial, ze za taka kase mialbym kilka par Oakleyow i Prade nosza homoseksualisci (wyrazil sie w sposob niepoprawny). Ale kasy nie zaluje, zapracowalem sobie na nia - mialem kaprys i ja wydalem. ktos stwierdzi, ze jestem snobem, ktos stwierdzi, ze mi pasuja okulary. Mam tylko nadzieje, ze nikt nie zacznie, ze kupilem je bo jestem Polakiem, a my Polacy to...

Ja chce tylko zwrocic uwage, ze jak cos zlego, to my zli Polacy i Polska to wogole zla, ludzie straszni, do tego zlodzieje i wstyd sie pokazac. Ja akurat mieszkam w kraju, gdzie Polak ma opinie ze kradnie prace miejscowym bezrobotnym i ma kase bo na wszystkim oszczedza. Zamiast ta kase wydawac i zaciagac kredyty jak inny normalny obywatel - to Polak jest ten obcy, centus, ktory dojezdza do pracy autem lepszym od swojego managera i do tego smie nie miec dlugow. Ktory pije w domu bo taniej, i ktoremu zona gotuje z tego samego powodu - a gdzie wyjscie do pubu? Zawisc jest naturalna. Ktos kiedys zauwazyl, ze oszczedzaja kraje zimne, a wydaja i zyja na biezaco kraje o cieplejszym klimacie. Ktos inny zauwazyl, ze ten trend sie wyrownuje wraz z latwoscia transportu i dostepem do miedzykulturalnej komunikacji.

Co do cen sprzetu turystycznego, to niestety rozczarowujace jest, ze wcale nie jest on taki drogi. Problem jest tylko taki, ze zarobki sa male. Nikt nie mowi, ze ceny samochodow sa wysokie, bo kazdy jest przyzwyczajony do tego, ze na samochod trzeba oszczedzac. Za to mowi sie, ze cena kurtki za tysiac to duzo, bo przyzwyczajony jest, ze kurtka w sklepie Spolem kosztuje zlotych 50. W Polsce ludzie twierdza, ze ceny mebli z Ikei sa drogie - a to dlatego, ze Polska jest meblowym potentatem i nawet Ikea nie daje rady byc najtansza. Podczas gdy za zachodnia granica Ikea to najtanszy sklep z najtanszych. Gdyby goretex byl spieniany, walcowany, czy rozciagany (jakakolwiek jest technologia tego ustrojstwa) w Polsce, to ceny kurtek bylyby tansze. Problem w tym, ze jest produkowany w drozszym kraju jak Polska, wiec i jest drogi, jak na Polski rynek.

Co do ludzi noszacych texy w srodku lata - skoro lubia sie w nich gotowac, to prosze ich bardzo. Bardziej by mnie wkurzalo, gdyby slabli z tego powodu po drodze, bo z tego co slyszalem smiglo lata za pieniadze podatnikow, a nie ubezpieczonych.

Odpowiedz
#57
Co do cen sprzętu w Polsce, to akurat czasami bywa to wkurzające, że dobre ciuchy u nas kosztują dużo, a za granicą jednak mniej.
Dość popatrzeć na sprzęt Arktisa (niemal niedostępny w Polsce) albo Marmota.
Ostatnio mój kolega kupił sobie w USA Marmota Iona za bodajże około 30$, natomiast cena tej wiatrówki w Polsce to ok. 199 zł.
Snugpak Softie Shirt kosztuje w Polsce 577 zł (dane ze sklepu Arizzon), natomiast w GB, czy na eBayu można to znaleźć w cenie już ok. 70-75 funtów... No i tu już tak trochę się robi niemiło, bo różnica jednak dość spora, na tyle, że opłaca się to ściągać z zagranicy.
Ale to tylko taka dygresja, bo wątek jest o czymś innym ;)
---
Edytowany: 2009-09-15 01:03:43
-------------------------------------------
''Miarą wielkości góry jest zmęczenie wędrowca.''

Odpowiedz
#58
A ja mam swoją gore-texową za 50 zł z ciuchlandu :) Jest moją jedyną kurtką turystyczną i nosze ją w lato/jesień/zimę na wiatr/deszcz/mróz. Niezły lansiarz ze mnie co? :D

Odpowiedz
#59
Ech, to ja swojego Gore zapłaciłem 190 zł tylko dlatego, że miała być w moro i jest w moro :P
A tak poza tym, to ta kurtka używana jedynie latem jak do tej pory (w zimniejsze i ''mokrzejsze'' dni) zdziwiła mnie tym, że nawet da się ją nosić i wcale nie jest tak źle jak mi się wydawało... może to Gore serio coś tam oddycha.
Co nie przeszkadza, że gdy nie pada, to i tak wolę jako warstwę wierzchnią mieć coś bezmembranowego, oddychającego i wiatroodpornego, jak np. mój bawełniany Smock za 20 zł. Najważniejsze są i tak warstwy przy samym ciele - bielizna termo i polar. To co na wierzchu, może już być bawełniane.
No, zobaczymy jak się będzie spisywał już długo przeze mnie wyczekiwany Stowaway Shirt - ciekawe czy Smocki pójdą w kąt, czy jeszcze nie? ;)
-------------------------------------------
''Miarą wielkości góry jest zmęczenie wędrowca.''

Odpowiedz
#60
Wracajac do pojecia oldschoolowosci. Turysta wspomina o poczciwej flaneli, dzinsach i kangurce, tudziez wojskowej pelerynie. Czyli jakies dwa pokolenia do tylu. Jednak czy czasem noszenie pierwszego Woodpeckera, tudziez ciuchow z wyszywanym logo Alpinusa - nie jest juz wlasnie oldschoolem? Tudziez plecaka z Karrimorra z napisem karrimor, a nie logo stylyziowanym na brytyjska flage? Takim oldschoolem w oldschoolowym znaczeniu ;) czyli pokazem doswiadczenia, obycia w temacie itp. Pokazem, ze my tu w tych ciuchach, z tym sprzetem, to nie jedne gory, a te gory to w szczegolnosci...
Grivel ma w ofercie czekan z drewnianym styliskiem. Mozna sobie kupic taki nowy, ale w stylu naszych dziadkow, by pochasac sladem Tytusa Ch.

Gdzie zaczyna sie, a gdzie konczy oldschool trekingowy?

Odpowiedz


Skocz do: