Witam wszystkich.
Chciałem opisać Wam jaką w weekend miałem przygodę z Meindlami.
Po prawie 10 latach przerwy wybraliśmy się (pierwszy raz z dziećmi) w góry - na dobry początek: Wąwóz Homole. Wyciągnąłem z szafy swoje buty (Engadin Lady MSF - model damski bo stabilniej leżał na mojej nodze niż męski, w którym noga pływała na boki). Mniej więcej w połowie drogi przez wąwóz zauważyłem ''frędzle'' sterczące z podeszwy. Początkowo myślałem, że zaczepiłem o coś butem ale okazało się, że to samo jest w drugim bucie. W miarę jak posuwaliśmy się wyżej zobaczyłem, że podeszwa zaczyna się rozwarstwiać a pianka, która oddziela Vibram od cholewki wykruszać. Gdy dotarliśmy do polanki nie miałem innego wyjścia niż oderwać Vibram, który się trzymał już tylko na czubie buta.
Zdecydowaliśmy się podejść jeszcze trochę wyżej i wrócić przez Jaworki.
Szedłem w samych cholewkach z Vibramami sterczącymi z bocznej kieszeni plecaka. Na szczęście but jest tak zbudowany, że ma plastikową wkładkę, która chroniła stopę przed kamieniami, a cholewka zawija się do wewnątrz. Musiałem jedynie co chwilę poprawiać wkładkę aby nie wypadła.
Udało się na szczęście wrócić do auta i założyć cichobiegi ale ten dźwięk gdy idziesz chodnikiem i plastikowa wkładka chrupie o kamienie - bezcenne.
Natomiast jestem zniesmaczony jakością butów. Były przechowywane w oryginalnym, tekturowym pudełku w szafie. Nie były nawet wymęczone - raptem kilkanaście wyjazdów nasze góry.Buty były kupione gdzieś koło roku 2001-2002, potem chyba już od 2005 właściwie nie były używane.
Załączam zdjęcie na którym zaznaczyłem część podeszwy, która się rozpadła.