29-08-2010, 18:34
Moja Anka od prawie 2,5 roku używa kijków ''no name'' z Tesco za 30 zł i jakoś się jej nie chcą zepsuć. Co prawda czasami przy rozkręcaniu zdarzało się, że bolec wyskakiwał z rozpórki, ale poza tym jakoś żyją.
Ja w tym czasie połamałem plastikowe mocowanie końcówki w innych kijkach ''no name'' z Allegro, potem przesiadłem się na Quechuy Forclaz 300 (obecnie ok. 120 zł za komplet).
Sprawowały się dość dobrze przez 9 miesięcy, do momentu, kiedy jeden z nich ordynarnie złamał się (dosłownie złożył jak scyzoryk) gdy schodząc poślizgnąłem się na trawie. Ja wiem, że lekki nie jestem (ponad 90 kg), ale nawet nie poczułem momentu, kiedy kijek trzasnął jak zapałka.
Potem używałem razem pozostałych ''niedobitków'' - Quechuy i ''no name'a'' z Allegro. Wyglądało to zabawnie, bo każdy kijek inny, ale jakoś sobie chodziły bez szkód. Teraz wożę je awaryjnie w samochodzie jako zapas.
Ostatnio kupiłem za 40 zł nowy komplet kijów z Tesco, marki Milicamp. Jakaś chińszczyzna, ale były tanie i czarne, więc kupiłem z ciekawości.
Na razie mają za sobą dwie wycieczki w Tatry. Jeszcze żyją, może będą miały więcej szczęścia niż ich poprzednicy ;)
Na razie nie widzę potrzeby kupowania drogich kijów. Mam niejaki uraz po Quechuach - miały być solidne i mocne, a jeden złamał się, po prostu nie wiem kiedy.
Tak czy siak, nie wyobrażam sobie chodzenia długich tras (zwłaszcza z plecakiem) bez kijów.
Co do sposobu chodzenia i ''lansu'' - to każdy powinien kijków używać tak, by było mu wygodnie i mniej się męczył przy chodzeniu. A jak to będzie robił, to już jego sprawa. Jeśli czuje, że kupno kijów się opłaciło, to tylko się cieszyć :]
Ja w tym czasie połamałem plastikowe mocowanie końcówki w innych kijkach ''no name'' z Allegro, potem przesiadłem się na Quechuy Forclaz 300 (obecnie ok. 120 zł za komplet).
Sprawowały się dość dobrze przez 9 miesięcy, do momentu, kiedy jeden z nich ordynarnie złamał się (dosłownie złożył jak scyzoryk) gdy schodząc poślizgnąłem się na trawie. Ja wiem, że lekki nie jestem (ponad 90 kg), ale nawet nie poczułem momentu, kiedy kijek trzasnął jak zapałka.
Potem używałem razem pozostałych ''niedobitków'' - Quechuy i ''no name'a'' z Allegro. Wyglądało to zabawnie, bo każdy kijek inny, ale jakoś sobie chodziły bez szkód. Teraz wożę je awaryjnie w samochodzie jako zapas.
Ostatnio kupiłem za 40 zł nowy komplet kijów z Tesco, marki Milicamp. Jakaś chińszczyzna, ale były tanie i czarne, więc kupiłem z ciekawości.
Na razie mają za sobą dwie wycieczki w Tatry. Jeszcze żyją, może będą miały więcej szczęścia niż ich poprzednicy ;)
Na razie nie widzę potrzeby kupowania drogich kijów. Mam niejaki uraz po Quechuach - miały być solidne i mocne, a jeden złamał się, po prostu nie wiem kiedy.
Tak czy siak, nie wyobrażam sobie chodzenia długich tras (zwłaszcza z plecakiem) bez kijów.
Co do sposobu chodzenia i ''lansu'' - to każdy powinien kijków używać tak, by było mu wygodnie i mniej się męczył przy chodzeniu. A jak to będzie robił, to już jego sprawa. Jeśli czuje, że kupno kijów się opłaciło, to tylko się cieszyć :]