13-11-2016, 18:14
Hej,
Podzielę się tym, co sama używałam w czasie moich letnich wędrówek w Szkocji. Zaznaczę, że jestem celiakowcem na diecie bezglutenowej (żadnych produktów z pszenicy, żyta i jęczmienia), co mocno utrudnia sprawę. Zazwyczaj potrzebowałam jedzenia na ok. tydzień na raz, ale niektóre rzeczy miałam od razu na całość (miesiąc) bo nie wiedziałam jak z bezglutenowym zaopatrzeniem.
Na śniadanie - owsianka z dodatkami: mleko w proszku, rodzynki, nasiona, płatki ryżowe, chia itp., potem udało mi się znaleźć podobne musli na miejscu, raz dodałam kakao w proszku i to była nieziemsko dobra decyzja :)
Kawa - normalnie piję mieloną, ale jest to dość ciężkie więc zdecydowałam się na rozpuszczalną... której nie cierpię. Kompromis - jednorazowe saszetki ze Sturbacksa, które są mieszaniną rozpuszczalnej i prawdziwej bardzo drobno mielonej. Drogo - ale rezultat świetny, smak prawdziwej czarnej kawy z ekspresu, a nie rozpuszczalnej.
przekąski - sezamki, snickersy, ser żółty (babybell itp), owsiane ciasteczka/krakersy (genialne, żałuję, że czegoś takiego nie umiem w Polsce znaleźć) - co akurat mi się udało dostać albo jeszcze miałam z Polski.
Kolacja - moje główne ''odkrycie'' to BioTechUSA ''Protein Gusto'' zupki z kubka ;-) to są zupki dla pakerów - niestety mało kalorii, ale za to aż 17 gramów białka, bardzo smaczne, ja miałam pomidorową i serową, w ofercie mają dużo więcej, ale już z glutenem, więc nie wiem czy dobre. kalorie uzupełniałam wkrajanym serem żółtym lub kiełbasą (jeśli miałam akurat), do tego albo makaron ryżowy albo płatki ryżowe, by trochę dodać ''masy''. Te zupki nie są najtańsze (wychodzi ok. 5zł/saszetkę) ale z porównaniem do gotowych lio i tak tanio.
Herbata, czasem jakies słodycze, które udało mi się dorwać po drodze - np kokosanki czy inne, ciężkie kalorycznie, tłuste - coś pięknego :)
długo kombinowałam nad suszkami, ale i cena i skład (większość z glutenem) mnie odstraszały.
Ciężko jeść tylko to, więc co jakiś czas dałam się skusić na lunch czy śniadanie w barze/pubie.
Ogólnie wystarczało, choć przy tym, ile kalorii zużywałam, to i tak wróciłam schudnięta :)
Podzielę się tym, co sama używałam w czasie moich letnich wędrówek w Szkocji. Zaznaczę, że jestem celiakowcem na diecie bezglutenowej (żadnych produktów z pszenicy, żyta i jęczmienia), co mocno utrudnia sprawę. Zazwyczaj potrzebowałam jedzenia na ok. tydzień na raz, ale niektóre rzeczy miałam od razu na całość (miesiąc) bo nie wiedziałam jak z bezglutenowym zaopatrzeniem.
Na śniadanie - owsianka z dodatkami: mleko w proszku, rodzynki, nasiona, płatki ryżowe, chia itp., potem udało mi się znaleźć podobne musli na miejscu, raz dodałam kakao w proszku i to była nieziemsko dobra decyzja :)
Kawa - normalnie piję mieloną, ale jest to dość ciężkie więc zdecydowałam się na rozpuszczalną... której nie cierpię. Kompromis - jednorazowe saszetki ze Sturbacksa, które są mieszaniną rozpuszczalnej i prawdziwej bardzo drobno mielonej. Drogo - ale rezultat świetny, smak prawdziwej czarnej kawy z ekspresu, a nie rozpuszczalnej.
przekąski - sezamki, snickersy, ser żółty (babybell itp), owsiane ciasteczka/krakersy (genialne, żałuję, że czegoś takiego nie umiem w Polsce znaleźć) - co akurat mi się udało dostać albo jeszcze miałam z Polski.
Kolacja - moje główne ''odkrycie'' to BioTechUSA ''Protein Gusto'' zupki z kubka ;-) to są zupki dla pakerów - niestety mało kalorii, ale za to aż 17 gramów białka, bardzo smaczne, ja miałam pomidorową i serową, w ofercie mają dużo więcej, ale już z glutenem, więc nie wiem czy dobre. kalorie uzupełniałam wkrajanym serem żółtym lub kiełbasą (jeśli miałam akurat), do tego albo makaron ryżowy albo płatki ryżowe, by trochę dodać ''masy''. Te zupki nie są najtańsze (wychodzi ok. 5zł/saszetkę) ale z porównaniem do gotowych lio i tak tanio.
Herbata, czasem jakies słodycze, które udało mi się dorwać po drodze - np kokosanki czy inne, ciężkie kalorycznie, tłuste - coś pięknego :)
długo kombinowałam nad suszkami, ale i cena i skład (większość z glutenem) mnie odstraszały.
Ciężko jeść tylko to, więc co jakiś czas dałam się skusić na lunch czy śniadanie w barze/pubie.
Ogólnie wystarczało, choć przy tym, ile kalorii zużywałam, to i tak wróciłam schudnięta :)