29-08-2009, 22:37
Outsider, to wszystko zależy od tego gdzie i jak. Gdzie jedziesz i jaki masz cel wyjścia. Jeżeli idziesz po to, żeby nacieszyć się wędrówką, napawać krajobrazami i obcowaniem z przyrodą - to ok. Sam lubię, jeżeli warunki pozwalają, rozpalić ognisko i upiec bannocka. Bywało, że wsuwałem i chrobotki.
Ale wielu ludzi ma po pierwsze za mało czasu na takie żywienie - bo przecież potrzeba kilku lub kilkunastokrotnie więcej czasu na przygotowanie tradycyjnego posiłku, niż na zalanie liofila/chinola wrzątkiem z palnika. A czas wolny z gumy nie jest i do pracy/szkoły wracać kiedyś trzeba.
Po drugie - nie zawsze można rozpalić ogień ze względu na prawo, warunki terenowe, niedostatek opału lub zwykłe bezpieczeństwo pożarowe.
Po trzecie - nie każdy ma odpowiednią wiedzę, aby bezpiecznie używać dzikiego żarcia. Zapewne dobrze wiesz, jak bardzo można sobie uprzykrzyć wędrówkę przy niewielkiej pomyłce w oznaczaniu?
Po czwarte - nie każdego to interesuje. Czemu więc nie korzystać z nowoczesnej techniki, jeżeli ona nie szkodzi otoczeniu, a pomaga wędrowcowi?
Najważniejsza jest kultura. Ognisko trzeba zgasić i zamaskować. Opakowania po liofilach też posprzątać. Tak, czy inaczej.
Oczywiście - umiejętność radzenia sobie bez nowoczesnego sprzętu, a wręcz przetrwania z samym nożem i ubraniem na sobie powinna być rozwijana na miarę możliwości. Bo przecież nigdy nie wiadomo, kiedy zdarzy się nam, że np jakimś cudem stracimy plecak. A poza tym - dobrze jest kultywować jakieś tradycje przodków. Są częścią kultury, którą powoli tracimy.
Lislaw, poza mchem i borówkami jest sporo innego żarcia, jeżeli się wie gdzie i kiedy szukać. Poza tym o mchu, jako magazynie czystej wody słyszałem. Ale o jedzeniu jeszcze nie. Przynajmniej nie przed przeżuciem własnego paska od spodni ;)
Pozdrawiam,
thrackan
---
Edytowany: 2009-08-29 23:49:48
Ale wielu ludzi ma po pierwsze za mało czasu na takie żywienie - bo przecież potrzeba kilku lub kilkunastokrotnie więcej czasu na przygotowanie tradycyjnego posiłku, niż na zalanie liofila/chinola wrzątkiem z palnika. A czas wolny z gumy nie jest i do pracy/szkoły wracać kiedyś trzeba.
Po drugie - nie zawsze można rozpalić ogień ze względu na prawo, warunki terenowe, niedostatek opału lub zwykłe bezpieczeństwo pożarowe.
Po trzecie - nie każdy ma odpowiednią wiedzę, aby bezpiecznie używać dzikiego żarcia. Zapewne dobrze wiesz, jak bardzo można sobie uprzykrzyć wędrówkę przy niewielkiej pomyłce w oznaczaniu?
Po czwarte - nie każdego to interesuje. Czemu więc nie korzystać z nowoczesnej techniki, jeżeli ona nie szkodzi otoczeniu, a pomaga wędrowcowi?
Najważniejsza jest kultura. Ognisko trzeba zgasić i zamaskować. Opakowania po liofilach też posprzątać. Tak, czy inaczej.
Oczywiście - umiejętność radzenia sobie bez nowoczesnego sprzętu, a wręcz przetrwania z samym nożem i ubraniem na sobie powinna być rozwijana na miarę możliwości. Bo przecież nigdy nie wiadomo, kiedy zdarzy się nam, że np jakimś cudem stracimy plecak. A poza tym - dobrze jest kultywować jakieś tradycje przodków. Są częścią kultury, którą powoli tracimy.
Lislaw, poza mchem i borówkami jest sporo innego żarcia, jeżeli się wie gdzie i kiedy szukać. Poza tym o mchu, jako magazynie czystej wody słyszałem. Ale o jedzeniu jeszcze nie. Przynajmniej nie przed przeżuciem własnego paska od spodni ;)
Pozdrawiam,
thrackan
---
Edytowany: 2009-08-29 23:49:48