10-09-2018, 16:48
@ ''ja tam wolę ponarzekać na tłok na szlaku, ale mieć świadomość, że ''niedzielni'' ( w tym i ja w porównaniu do pro naginaczy) turyści ruszyli 4 litery z domu i zabrali dzieci w górki. :)''
Osobiście nie mam nic do tych, którzy nie dostosowują wyposażenia do własnych umiejętności, warunków terenowych i pogodowych - wolność polega na tym, że ma się prawo szkodzić samemu sobie. Niemniej w wypadku, gdy wciąga się w to dzieci, zapala się czerwona lampka. Nie dalej miesiąc temu uciekaliśmy ferratą przed nadchodzącą i zapowiadaną przez serwisy pogodowe zlewą i burza (niebo już wyglądało nieciekawie a pojedyncze grzmoty były już wyraźnie słyszalne). Na tejze ferracie (na praktycznie całej swej długości kruchej i stromej, prowadzącej zacięciami, kominami) spotkaliśmy dorosłego Niemca w towarzystwie dwóch, jak podejrzewam, nastoletnich synów: jeden miał może z 10 lat, drugi z 13. Mieli absorbery do ferrat, ale żaden z nich nie miał kasku, bodaj budowlanego, a mlodsze dziecko napierało w zwykłych tenisówkach. Nie wiem, czy ojciec był zawodowcem, niedzielnym turystą, czy nie - z pewnością nie byli zawodowcami chłopaki, a sądząc po minie, szczególnie młodszego, daleko im było do radości, że ich ''zabrano w górki''. Spytaliśmy dorosłego, czy wie, że zbliża się burza. Powiedział, że nie będzie padało, po czym poszedł ze swymi podopiecznymi dalej do góry. Mniej więcej godzinę później zaczął padać deszcz (w tym czasie nie mili szans wejść jeszcze na szczyt), później zrobiła się zlewa a pioruny waliły wcale nie w oddali. Nie wiem, gdzie przeczekali tę burzę i jak za 20 lat będą wspominać tę ''przygodę'', ale naprawdę nie znajduję specjalnego usprawiedliwienia dla czytelnego narażania zdrowia podopiecznych, za których ponosi się odpowiedzialność - ruszenie 4 liter z domu to jednak dla mnie w tym wypadku stanowczo za mało.
-------------------------------------------
gavagai
Osobiście nie mam nic do tych, którzy nie dostosowują wyposażenia do własnych umiejętności, warunków terenowych i pogodowych - wolność polega na tym, że ma się prawo szkodzić samemu sobie. Niemniej w wypadku, gdy wciąga się w to dzieci, zapala się czerwona lampka. Nie dalej miesiąc temu uciekaliśmy ferratą przed nadchodzącą i zapowiadaną przez serwisy pogodowe zlewą i burza (niebo już wyglądało nieciekawie a pojedyncze grzmoty były już wyraźnie słyszalne). Na tejze ferracie (na praktycznie całej swej długości kruchej i stromej, prowadzącej zacięciami, kominami) spotkaliśmy dorosłego Niemca w towarzystwie dwóch, jak podejrzewam, nastoletnich synów: jeden miał może z 10 lat, drugi z 13. Mieli absorbery do ferrat, ale żaden z nich nie miał kasku, bodaj budowlanego, a mlodsze dziecko napierało w zwykłych tenisówkach. Nie wiem, czy ojciec był zawodowcem, niedzielnym turystą, czy nie - z pewnością nie byli zawodowcami chłopaki, a sądząc po minie, szczególnie młodszego, daleko im było do radości, że ich ''zabrano w górki''. Spytaliśmy dorosłego, czy wie, że zbliża się burza. Powiedział, że nie będzie padało, po czym poszedł ze swymi podopiecznymi dalej do góry. Mniej więcej godzinę później zaczął padać deszcz (w tym czasie nie mili szans wejść jeszcze na szczyt), później zrobiła się zlewa a pioruny waliły wcale nie w oddali. Nie wiem, gdzie przeczekali tę burzę i jak za 20 lat będą wspominać tę ''przygodę'', ale naprawdę nie znajduję specjalnego usprawiedliwienia dla czytelnego narażania zdrowia podopiecznych, za których ponosi się odpowiedzialność - ruszenie 4 liter z domu to jednak dla mnie w tym wypadku stanowczo za mało.
-------------------------------------------
gavagai