28-02-2006, 14:10
Problem o wiele szerszy, a przyczyna leży głeboko. Prawda jest taka że mamy mało dobrych instruktorów praktycznie w każdej dziedzinie, i to z jednego powodu.
Powód - to debilne uregulowania prawne, podtrzymywane przez tych co uprawnienia zdobyli i wiara w papier i jego moc.
By być instruktorem np wspinaczki, kajakarstwa, jeździeckim i innym czyli mieć kurs Instruktora Rekreacji Ruchowej w danej dziedzienie wymogiem jest posiadanie średniego wykształcenia, podobnie by być przewodnikiem górskim, żeby było śmieszniej nawet by bachory na koloni pograły w badmintona musi być odpowiedni IRR :-) Teoretycznie wygląda to dobrze ale co nam to daje?
Szkoły podstawowe - brak ruchu turystycznego i kultury turystycznej
Szkoły zawodowe - brak bo i po co?
Licea i technika - ledwo ledwo bo i po co?
Uczelnie wyższe - i tu się skupia ruch akademickich związków turystyki, kajakrstwa itd bo można zdobyć uprawnienia.
Jak narazie jeszcze nie widać problemu, ale on jest. Bo przy takim podejściu:
Przewodnikami i instruktorami górskimi, wspinaczki kajakarstwa itp są osoby wywodzące się głównie z ruchów akademickich, którzy to zajęcie traktują DODATKOWO, a nie priorytetowo, w końcu jak facet robił studia by być prawnikiem czy inżynierem to uprawnienia instruktora wspinaczki, kajakarstwa czy przewodnika traktuje jako dodatkowe bo ma pracę zawodową, oczywiście z nielicznymi wyjątkami, po drugiej zaś stronie mamy ludzi z DOŚWIADCZENIEM ale nie mogą go oni przekazać, choć to oni włąsnie traktowaliby to zajęcie jako główne.
I mamy kuriozum.
Po jednej stronie mamy chłopaka ''XX'' który na pierwszym roku studiów wybrał się na organizowany przez uniwerek 3 dniowy spływ Krutynią, spodobało mu się i w wakacje zrobił uprawnienia przewodnika kajakarstwa i następnie instruktora IRR ma za sobą 15 godzin szkolenia na wodzie, i chłopaka ''YY'' który także pojechał na obóz wspinaczkowy i nstępnie trochę się powspinał akurat minimum potrzebne na zdobycie uprawnień i te uprawnienia zdobył. Obaj skończą potem studia, i przewodnikami instruktorami będą od czasu do czasu, bo potem kariera.
Po drugiej zaś stronie mamy pana Zenia łażacego od 30 lat po górach, wspinającego się po trudnych i bardzo trudnych trasach, w górach spędzającego 100 dni i więcej rocznie ale po zawodówce, i pana Czesia także po zawodówce ktróry ma już szóstą z kolei diamentową odznakę kajakową po przepłynięciu 28 tys km kajakiem. I obaj panowie Czesio i Zenio mający o wiele większe doświadczenie i życiowe i w terenie, zgodnie z prawem nikogo uczyć nie mogą ani nawet poprowadzić wycieczki.
Jak do tego dodamy, że pewne kursy prowadzą ludzie wywodzący się z danej uczelni a inne Ci z wybrzeża i bronią swego monopolu to okaże się, że wygląda to jeszcze gorzej. I stąd i debilne przepisy, zakazy, wymogi i idiotyczne informacje na kursach i szkoleniach itd itp, i końca nie widać.
W rezultacie jestesmy jedynym chyba krajem gdzie przewodnikiem po górach jest osoba zazwyczaj z wyższym wykształeceniem a marnym doświadczeniem, a po Alpach czy Górach Skalistych prowadzi nas miejsowy zawodowy przewodnik lub tamtejszy traper który w tych górach żyje i zna je jak własną kieszeń, po Himalajch też za przewodnika nie robi inżynier konstrukcji mostów z Politechniki Pekińskiej tylko zazwyczaj miejscowy szerpa.
Ja tu dodam dwa ładne cytaty autora pierwszego nie pamiętam drugi zaś pochodzi z kowbojskiego poradnika życia.
Doświadczenie to nazwa jaką nadajemy naszym błędom!
Doświadczenie to zła ocena sytuacji, a zła ocena sytuacji wynika z braku doświadczenia.
I to zamyka praktycznie cała dyskusję, samemy trzeba zdobyć doświadczenie, czasem trzeba zapłacić za złą ocenę sytuacji, tak już jest. Instruktora szukać takiego który nauczy nas myśleć samodzielnie, i oceniać tą sytuację a nie wbija do łba łatwiznę i regułki, jak jeszcze instruktor, przewodnik a nawet towarzysz wyprawy nauczy nas czerpać naukę z cudzego doświadczenia to już jest idealnie.
Powód - to debilne uregulowania prawne, podtrzymywane przez tych co uprawnienia zdobyli i wiara w papier i jego moc.
By być instruktorem np wspinaczki, kajakarstwa, jeździeckim i innym czyli mieć kurs Instruktora Rekreacji Ruchowej w danej dziedzienie wymogiem jest posiadanie średniego wykształcenia, podobnie by być przewodnikiem górskim, żeby było śmieszniej nawet by bachory na koloni pograły w badmintona musi być odpowiedni IRR :-) Teoretycznie wygląda to dobrze ale co nam to daje?
Szkoły podstawowe - brak ruchu turystycznego i kultury turystycznej
Szkoły zawodowe - brak bo i po co?
Licea i technika - ledwo ledwo bo i po co?
Uczelnie wyższe - i tu się skupia ruch akademickich związków turystyki, kajakrstwa itd bo można zdobyć uprawnienia.
Jak narazie jeszcze nie widać problemu, ale on jest. Bo przy takim podejściu:
Przewodnikami i instruktorami górskimi, wspinaczki kajakarstwa itp są osoby wywodzące się głównie z ruchów akademickich, którzy to zajęcie traktują DODATKOWO, a nie priorytetowo, w końcu jak facet robił studia by być prawnikiem czy inżynierem to uprawnienia instruktora wspinaczki, kajakarstwa czy przewodnika traktuje jako dodatkowe bo ma pracę zawodową, oczywiście z nielicznymi wyjątkami, po drugiej zaś stronie mamy ludzi z DOŚWIADCZENIEM ale nie mogą go oni przekazać, choć to oni włąsnie traktowaliby to zajęcie jako główne.
I mamy kuriozum.
Po jednej stronie mamy chłopaka ''XX'' który na pierwszym roku studiów wybrał się na organizowany przez uniwerek 3 dniowy spływ Krutynią, spodobało mu się i w wakacje zrobił uprawnienia przewodnika kajakarstwa i następnie instruktora IRR ma za sobą 15 godzin szkolenia na wodzie, i chłopaka ''YY'' który także pojechał na obóz wspinaczkowy i nstępnie trochę się powspinał akurat minimum potrzebne na zdobycie uprawnień i te uprawnienia zdobył. Obaj skończą potem studia, i przewodnikami instruktorami będą od czasu do czasu, bo potem kariera.
Po drugiej zaś stronie mamy pana Zenia łażacego od 30 lat po górach, wspinającego się po trudnych i bardzo trudnych trasach, w górach spędzającego 100 dni i więcej rocznie ale po zawodówce, i pana Czesia także po zawodówce ktróry ma już szóstą z kolei diamentową odznakę kajakową po przepłynięciu 28 tys km kajakiem. I obaj panowie Czesio i Zenio mający o wiele większe doświadczenie i życiowe i w terenie, zgodnie z prawem nikogo uczyć nie mogą ani nawet poprowadzić wycieczki.
Jak do tego dodamy, że pewne kursy prowadzą ludzie wywodzący się z danej uczelni a inne Ci z wybrzeża i bronią swego monopolu to okaże się, że wygląda to jeszcze gorzej. I stąd i debilne przepisy, zakazy, wymogi i idiotyczne informacje na kursach i szkoleniach itd itp, i końca nie widać.
W rezultacie jestesmy jedynym chyba krajem gdzie przewodnikiem po górach jest osoba zazwyczaj z wyższym wykształeceniem a marnym doświadczeniem, a po Alpach czy Górach Skalistych prowadzi nas miejsowy zawodowy przewodnik lub tamtejszy traper który w tych górach żyje i zna je jak własną kieszeń, po Himalajch też za przewodnika nie robi inżynier konstrukcji mostów z Politechniki Pekińskiej tylko zazwyczaj miejscowy szerpa.
Ja tu dodam dwa ładne cytaty autora pierwszego nie pamiętam drugi zaś pochodzi z kowbojskiego poradnika życia.
Doświadczenie to nazwa jaką nadajemy naszym błędom!
Doświadczenie to zła ocena sytuacji, a zła ocena sytuacji wynika z braku doświadczenia.
I to zamyka praktycznie cała dyskusję, samemy trzeba zdobyć doświadczenie, czasem trzeba zapłacić za złą ocenę sytuacji, tak już jest. Instruktora szukać takiego który nauczy nas myśleć samodzielnie, i oceniać tą sytuację a nie wbija do łba łatwiznę i regułki, jak jeszcze instruktor, przewodnik a nawet towarzysz wyprawy nauczy nas czerpać naukę z cudzego doświadczenia to już jest idealnie.