19-06-2008, 22:46
Kończę w tym roku definitywnie swoją przygodę z butami Jack Wolfskin. Kupiłam sobie parę tej firmy w roku 2003 i przeżyły ze mną, albo to ja przeżyłam z nimi 5 sezonów umiarkowanych pod względem używania (czyli powiedzmy sobie w każdym roku:
-jeden wyjazd w góry latem na 1-2 tygodni,
-kilka weekendowych wypadów,
-tydzień rocznie w Tatrach zimą,
-1-2 festiwale open air - w tym jeden błotnisty open'er).
Nie pamiętam modelu, a w ich aktualnym stanie nie można już tego rozczytać, ale podejrzewam, że skoro minęło tyle czasu to już nie ma ich w sprzedaży. Jedyne, co jeszcze widać, to napis 'vibram' na podeszwie. Kupiłam je w Woda,Góry,Las w Poznaniu (ul. Strzelecka) za ponad 400zł.
Przyznam - za pierwszym razem byłam młoda, nieopierzona i niedoświadczona i pojechałam w Bieszczady z nierozchodzonymi trekami. Poskutkowało to mocnymi otarciami na piętach. Wyczułam wtedy wyraźnie, że mają bardzo twarde podeszwy i w tylnej ich części coś w środku bardzo uwiera. Co nie przeszkodziło mi w bólu i mękach przejść wtedy szlakiem Tarnica-Halicz-Rozsypaniec - a co! Miałam jedynie nadzieję, że skoro już tyle za nami (mną i moimi wolfskinami) to może się zaprzyjaźnimy i będzie już tylko lepiej... Czas pokazał, że się myliłam.
Policzyłam - ponad 40km - tyle się buty nie ''rozchadzają''! Następny sezon był równie uciążliwy... Najgorsze było to, że nie byłam w stanie stwierdzić, czy już jest ok, czy jeszcze nie, bo wszystko wydawało się w porządku zanim przeszłam ok. 5-10km. Wtedy rozpoczynała się gehenna i wielokrotne zdarcie tych samych pięt. W końcu po 2 sezonie zdecydowałam się zanieść je do szewca w sąsiedztwie - stary, doświadczony w zawodzie człowiek; zrozumiał, o co chodzi i zmiękczył mi, czy też rozbił te pięty - w końcu mogłam w nich chodzić normalnie!!!
Przyczyna tego obcierania była niewyczuwalna przy mniejszych dystansach i na takich buty wykazywały się wcale wygodą. Do tego miały - trzeba to przyznać porządną wodoodporność. Kwestia sporna, czy po 4 latach buty mają prawo się rozleźć na szwach tak, że palce przechodzą na wylot do środka... i co za tym idzie przemakać jak sandały ;/ Właściwie to chyba trzeci sezon przyniósł wyraźną stratę wodoodporności.
Mogę jeszcze napisać, że sprawdzały się również w zimie, choć ten model chyba nie był przewidziany na zimowe wyprawy, ale te moje wyjazdy raczej można zaliczyć do rodzaju rekreacyjnych (robimy jedno do dwóch wyjść w góry w ciągu tygodnia, resztę spędzamy na dwóch deskach;)
I teraz nie wiem - czy oceniać je pozytywnie, bo wszak dopóki nie zaczęłam z nimi kombinować to nie przemakały i były ogółem odporne, czy negatywnie za słabą wytrzymałość i wadę w budowie pięty. Chyba jednak pozostaną w pamięci, jako te buty, które wiecznie się suszą, choć towarzyszyły mi w wielu miłych chwilach :)
To na tyle. Wybieram właśnie następne buty i wiem jedno - na pewno nie będą firmy Jack Wolfskin!
-------------------------------------------
Selphie
-jeden wyjazd w góry latem na 1-2 tygodni,
-kilka weekendowych wypadów,
-tydzień rocznie w Tatrach zimą,
-1-2 festiwale open air - w tym jeden błotnisty open'er).
Nie pamiętam modelu, a w ich aktualnym stanie nie można już tego rozczytać, ale podejrzewam, że skoro minęło tyle czasu to już nie ma ich w sprzedaży. Jedyne, co jeszcze widać, to napis 'vibram' na podeszwie. Kupiłam je w Woda,Góry,Las w Poznaniu (ul. Strzelecka) za ponad 400zł.
Przyznam - za pierwszym razem byłam młoda, nieopierzona i niedoświadczona i pojechałam w Bieszczady z nierozchodzonymi trekami. Poskutkowało to mocnymi otarciami na piętach. Wyczułam wtedy wyraźnie, że mają bardzo twarde podeszwy i w tylnej ich części coś w środku bardzo uwiera. Co nie przeszkodziło mi w bólu i mękach przejść wtedy szlakiem Tarnica-Halicz-Rozsypaniec - a co! Miałam jedynie nadzieję, że skoro już tyle za nami (mną i moimi wolfskinami) to może się zaprzyjaźnimy i będzie już tylko lepiej... Czas pokazał, że się myliłam.
Policzyłam - ponad 40km - tyle się buty nie ''rozchadzają''! Następny sezon był równie uciążliwy... Najgorsze było to, że nie byłam w stanie stwierdzić, czy już jest ok, czy jeszcze nie, bo wszystko wydawało się w porządku zanim przeszłam ok. 5-10km. Wtedy rozpoczynała się gehenna i wielokrotne zdarcie tych samych pięt. W końcu po 2 sezonie zdecydowałam się zanieść je do szewca w sąsiedztwie - stary, doświadczony w zawodzie człowiek; zrozumiał, o co chodzi i zmiękczył mi, czy też rozbił te pięty - w końcu mogłam w nich chodzić normalnie!!!
Przyczyna tego obcierania była niewyczuwalna przy mniejszych dystansach i na takich buty wykazywały się wcale wygodą. Do tego miały - trzeba to przyznać porządną wodoodporność. Kwestia sporna, czy po 4 latach buty mają prawo się rozleźć na szwach tak, że palce przechodzą na wylot do środka... i co za tym idzie przemakać jak sandały ;/ Właściwie to chyba trzeci sezon przyniósł wyraźną stratę wodoodporności.
Mogę jeszcze napisać, że sprawdzały się również w zimie, choć ten model chyba nie był przewidziany na zimowe wyprawy, ale te moje wyjazdy raczej można zaliczyć do rodzaju rekreacyjnych (robimy jedno do dwóch wyjść w góry w ciągu tygodnia, resztę spędzamy na dwóch deskach;)
I teraz nie wiem - czy oceniać je pozytywnie, bo wszak dopóki nie zaczęłam z nimi kombinować to nie przemakały i były ogółem odporne, czy negatywnie za słabą wytrzymałość i wadę w budowie pięty. Chyba jednak pozostaną w pamięci, jako te buty, które wiecznie się suszą, choć towarzyszyły mi w wielu miłych chwilach :)
To na tyle. Wybieram właśnie następne buty i wiem jedno - na pewno nie będą firmy Jack Wolfskin!
-------------------------------------------
Selphie