21-12-2015, 15:38
Zupełnie podobna przygoda z czasów mojej górskiej młodości:
Cel: Babia od Lipnicy. Początek lat 90-tych.
Pociąg W-Wa - Nowy Targ złapał spóźnienie.
Uciekł nam autobus do do Lipnicy. Wsiedliśmy do następnego do Jabłonki. Na miejscu stwierdziliśmy, że z Jabłonki ''pójdziemy polami'' by nie czekać na okazję do Lipnicy.
U podstawy Babiej byliśmy mocno po południu. Na granicy lasu i kosodrzewiny byliśmy o zmierzchu. Na polach był śnieg do pół łydki, w lesie do kolan. Na odkrytym terenie był kraul przez bezdenne śniegi. Przez dwie godziny wyryliśmy transzeję, zyskaliśmy może 100m i padliśmy bez sił.
Byliśmy zmęczeni i głupi. Zamiast zejść do granicy lasu - kopaliśmy jamę. Dla wyjaśnienia: mieliśmy skórzane buty typu Himalaje, śpiwory anilanowe, kurteczki ''prawie jak primaloft'' z jakąś watoliną, ortalionowe ''anoraki'', nie mieliśmy ani płachty, ani NRC. Jedyny porządny sprzęt to był palnik Bleuet C206. Noc była lodowata, ale nie wiało, była pełnia, i mogliśmy gotować herbatę.
Rano zejście do granicy lasu zajęło nam kwadrans....
Dlatego zimą, jadąc w miejsca bardziej odizolowane zabieram, trochę dodatkowej odzieży, palnik, płachtę i wraz z wiekiem częściej się wycofuję.
Parcie do przodu za wszelką cenę w wersji pozytywnej może być źródłem cennych doświadczeń, ale można też na sobie testować skuteczność ratowania z hipotermii:
https://www.youtube.com/watch?v=rrD4SJqtDwU
---
Edytowany: 2015-12-21 15:39:18
-------------------------------------------
Pim
Cel: Babia od Lipnicy. Początek lat 90-tych.
Pociąg W-Wa - Nowy Targ złapał spóźnienie.
Uciekł nam autobus do do Lipnicy. Wsiedliśmy do następnego do Jabłonki. Na miejscu stwierdziliśmy, że z Jabłonki ''pójdziemy polami'' by nie czekać na okazję do Lipnicy.
U podstawy Babiej byliśmy mocno po południu. Na granicy lasu i kosodrzewiny byliśmy o zmierzchu. Na polach był śnieg do pół łydki, w lesie do kolan. Na odkrytym terenie był kraul przez bezdenne śniegi. Przez dwie godziny wyryliśmy transzeję, zyskaliśmy może 100m i padliśmy bez sił.
Byliśmy zmęczeni i głupi. Zamiast zejść do granicy lasu - kopaliśmy jamę. Dla wyjaśnienia: mieliśmy skórzane buty typu Himalaje, śpiwory anilanowe, kurteczki ''prawie jak primaloft'' z jakąś watoliną, ortalionowe ''anoraki'', nie mieliśmy ani płachty, ani NRC. Jedyny porządny sprzęt to był palnik Bleuet C206. Noc była lodowata, ale nie wiało, była pełnia, i mogliśmy gotować herbatę.
Rano zejście do granicy lasu zajęło nam kwadrans....
Dlatego zimą, jadąc w miejsca bardziej odizolowane zabieram, trochę dodatkowej odzieży, palnik, płachtę i wraz z wiekiem częściej się wycofuję.
Parcie do przodu za wszelką cenę w wersji pozytywnej może być źródłem cennych doświadczeń, ale można też na sobie testować skuteczność ratowania z hipotermii:
https://www.youtube.com/watch?v=rrD4SJqtDwU
---
Edytowany: 2015-12-21 15:39:18
-------------------------------------------
Pim