12-09-2005, 20:55
>>wkurzony Joasior
> Chcemy z tym iść do sądu tylko nie wiemy jak wnieść pozew, ile to kosztuje i wogóle nie bardzo się orientujemy.
W każdym powiecie jest tzw. rzecznik praw konsumenta, najczęściej starszy Pan pracujący na pół etatu, wyposażony w sekretarkę - najlepiej sprawdzić telefonicznie w jakich jest godzinach, bo pani sekretarka ma ciut mniejszą wiedzę. Wcale nie musi być przy urzędzie miejskim, niby dlaczego miałby tam być - ale za to w takim miejscu powinni Ci udzielić informacji, gdzie go szukać, mozesz też sprawdzić w necie. Panu rzecznikowi płaci nasz wspaniały rząd, więc możesz, a nawet powinnaś się do niego udać na poważną rozmowę z kompletem dokumentów - paragony, gwarancje, pisma reklamacyjne - wszystko co masz. On Ci miło wytłumaczy na czym stoisz i jakie masz szanse - czy powinnaś jeszcze dać jakiś termin na załatwienie sprawy sklepowi (to jest ważne dla sądu, czy dałąś odpowiedni termin), czy sytuacji jest tak nabrzmiała, że trzeba pisać pozew - bo już wszystkie możliwości załatwienia sprawy poza sądem wyczerpałaś, dowiesz się na miejscu. Czyli na początek musisz znaleźć rzecznika i urządzić z nim małe spotkanko!?!
Jeśli potrzebny będzie pozew - zakładam, że tak jak w moim przypadku, sklep będzie Cię zwodził w nieskończoność - Pan rzecznik uprzejmie go dla Ciebie przygotuje, naturalnie nieodpłatnie - zrobi odpowiednią ilość kopii pozwu - jedna dla Ciebie (oryginał), jedna dla sądu i jeszcze jedna dla pozwanego (czyli sklepu) - kopie poświadczy na zgodność z oryginałem. Oczywiście to chwile potrwa (2 tygodnie). Gotowy pozew podpisujesz w odpowiednich miejscach i zanosisz do sądu grodzkiego, tam dostaniesz na swojej kopii pieczątke (poświadczenie, że go złożyłaś) - ja się nie spotkałem z czymś takim jak sąd konsumencki, prawnikiem nie jestem, ale dla mnie to jakiś dziwoląg, może dlatego, że jestem z dość małego miasteczka. Po jakimś czasie do domciu przychodzi wezwanie do uiszczenia odpowiedniej kwoty w terminie 7 dni (zależnie od tego co wpisze w pozew rzecznik, od wartości sporu, od tego czy rozprawa będzie w obecności stron, czy zaocznie) w kasie sądu - w moim przypadku to było 2% wartości sporu. Wszystkie pieniążki, ktore wpłacasz, są do zwrotu, jeśli wygrasz sprawę zwraca Ci je pozwany. Kiedy wpłacisz pieniążki, rusza cała procedura - pozwany dostaje informacje, że się go czepiłaś, zbiera się sąd i wydaje wyrok - załóżmy się nie potrzebne są strony, bo taką opcję wybrał rzecznik. Wtedy po 3 tygodniach dostajesz nakaz zapłaty odpowiedniej kwoty dla sklepu (ten etap jest zaskakująco krótki, takie mam subiektywne wrażenie, jednak nasze sądy w sprawach cywilnych są sprawne), zakładam, że jeśli nie masz 300% racji to nie złożysz pozwu - sklep zwraca Ci tyle ile stoi na fakturze + odsetki ustawowe od dnia zakupu + koszta które poniosłaś na sprawę. Pozwany może się odwołać - ma 14 dni na zapłatę (oczywiście Ty odbierzesz nakaz następnego dnia, on po 14 dniach, a liczy się 14 dni od dnia kiedy pozwany odebrał nakaz), lub na odwołanie się (liczy się data stempla, więc znów może grać na zwłokę). Zakładam, że ma dość, czyli się nie odwołuje i płaci Ci grzecznie. To wersja optymistyczna.
Teraz pesymistyczna. Pozwany się odwoła (gra na zwłoke, ale to on ma przegraną na 300% sprawę i to on w końcu ponosi koszta sądowe, więc nie rezygnujesz tylko walczysz dalej), dostajesz odpowiedni dokument, że tak się stało - Ty ponosisz koszta kolejnego posiedzenia sądu, więc znów musisz zapłacić (tym razem dodatkowe 6% wartości sporu) i odbywa się rozprawa (oczywiście wszystko trwa). I znów wygrywasz - zgodnie z tym co powiedział Ci rzecznik na samym początku, dostajesz kolejny nakaz zapłaty, czekasz 14 dni aż się upawomocni, sprzedawca nie płaci w tym terminie, chociaż ma już drugi nakaz. Idziesz znów do sądu grodzkiego, składasz podanie o doręcznie tytułu wykonawczego, płacisz 12 zł w znaczkach sądowych i idziesz z tym wyrokiem do komornika - ten ściąga pieniążki ze sklepu (jeśli nie ma ich na koncie, zabierze mu towar i go sprzeda, nie ma przeproś - jest kupę sposobów, żeby komornika uniknąć, ale proponuje nie rozwijać tego wątku...) i dolicza sobie swoje koszta! Dostajesz zwrot kwoty z faktury, kosztów i znaczków. Gratuluje wytrwałości! Możesz teraz kupić nowe buty!?!
Zeby jeszcze uprządkować pewne sprawy, które już były w wątku:
Reklamujemy u sprzedawcy, a nie u producenta, tak mówi odpowiednie ustawa którą sobie możecie znaleźć ciut wyżej. Reklamacja u producenta to MIT! Chociaż niektórym się udaje..
Żądamy kwoty jaką zapłaciliśmy + odsetki ustawowe od dnia zakupu (można w necie znaleźć kalulator, lub sobie policzyć samemu, jak ktoś jest ambitny)!?! Liczy się faktura, paragon!
Kolejny MIT dotyczący reklamacji! Nie ma nigdzie takiego zapisu, że jeśli coś reklamujemy 3 razy, to możemy zarządać zwrotu pieniążków! TO MIT!?! Nie powielajcie go, bo to bezsens, ja straciłem kupę czasu i nerwów, przez brak informacji! Jeśli w ciągu pół roku wystąpiła NIEZGODNOŚĆ TOWARU Z UMOWĄ (znaczy coś jest nie tak - kurtka przecieka, podeszwa pękła, etc), to mamy z miejsca prawo do zwrotu pieniążków (jeśli tego chcemy, bo przecież sprzedawca nas namówi na naprawę, nieprawdaż?)?!? Jeśli sprzedawca o tym nie wie (wie, tylko rżnie głupa) to niech go poinformuje za waszą prośbą rzecznik! A jeśli to nie pomoże, idźcie do sądu.
Rzeczoznawca - dla mnie to też MIT, ale nie mam doświadczenia, nie reklamuję butów, a w tym przypadku taki gość ma chyba najwięcej do powiedzenia. Ale już ktoś o tym pisał, są odpowienie normy i Ci gościowie kłamią wrednie...
Federacja konsumentów to dla mnie też MIT. To tylko taka strona www, na której jest kupę informacji, ale ciężko coś z niej pokapować, puste hasło, po prostu trzeba uderzyć do rzecznika i przeczytać w/w ustawę!
I na koniec:
Odwołanie się do sądu to moim zdaniem ostateczność, jeśli sprzedawca nie chcę zupełnie współpracować, ale jeśli chodzi o jakąś rozsądną kwotę i jesteście pewni swojej sprawy, to reklamujcie, nie dajmy się robić w trąbkę!?! Ostrzegam, że to strasznie długo trwa, trzeba się naprawdę uzbroić w cierpliwość i zainwestować swój czas i pieniążki!
Jeśli przeczytaliście ten cały wywód, wiecie ile to może potrwać, dziwicie się teraz sprzedawcom, że nas zbywają? Za ile musieli byście kupić buty, żeby się tyle nabiegać żeby odzyskać pieniązki? Ilu jest takich, którzy dadzą sobie spokój i poprostu dadzą się oszukać?
Moim zdaniem, nie warto nikogo straszyć prokuraturą, policją, czy innymi takimi - nawet rzecznikiem nie warto straszyć. Jeśli masz faktycznie prawo do zareklamowania, idź prosto do rzecznika, jeśli już niech on ew. postraszy. Nie zniżajmy się do poziomu nieuczciwych sprzedawców!
Reklamujcie, naprawdę warto!?! Odsetki ustawowe to około 13% rocznie...
PS Jeśli coś przekręciłem, to proszę mnie uprzejmie naprostować, starałem się jak mogłem wszystko wyłożyć w prosty sposób, myślę, że mam już trochę doświadczenia i rozeznania jak to wygląda, ale przechodzą taką dłuuuuugą drogę po raz pierwszy, więc pewnie są inne możliwości rozwiązania sprawy na różnych etapach. Pozdry for all!
> Chcemy z tym iść do sądu tylko nie wiemy jak wnieść pozew, ile to kosztuje i wogóle nie bardzo się orientujemy.
W każdym powiecie jest tzw. rzecznik praw konsumenta, najczęściej starszy Pan pracujący na pół etatu, wyposażony w sekretarkę - najlepiej sprawdzić telefonicznie w jakich jest godzinach, bo pani sekretarka ma ciut mniejszą wiedzę. Wcale nie musi być przy urzędzie miejskim, niby dlaczego miałby tam być - ale za to w takim miejscu powinni Ci udzielić informacji, gdzie go szukać, mozesz też sprawdzić w necie. Panu rzecznikowi płaci nasz wspaniały rząd, więc możesz, a nawet powinnaś się do niego udać na poważną rozmowę z kompletem dokumentów - paragony, gwarancje, pisma reklamacyjne - wszystko co masz. On Ci miło wytłumaczy na czym stoisz i jakie masz szanse - czy powinnaś jeszcze dać jakiś termin na załatwienie sprawy sklepowi (to jest ważne dla sądu, czy dałąś odpowiedni termin), czy sytuacji jest tak nabrzmiała, że trzeba pisać pozew - bo już wszystkie możliwości załatwienia sprawy poza sądem wyczerpałaś, dowiesz się na miejscu. Czyli na początek musisz znaleźć rzecznika i urządzić z nim małe spotkanko!?!
Jeśli potrzebny będzie pozew - zakładam, że tak jak w moim przypadku, sklep będzie Cię zwodził w nieskończoność - Pan rzecznik uprzejmie go dla Ciebie przygotuje, naturalnie nieodpłatnie - zrobi odpowiednią ilość kopii pozwu - jedna dla Ciebie (oryginał), jedna dla sądu i jeszcze jedna dla pozwanego (czyli sklepu) - kopie poświadczy na zgodność z oryginałem. Oczywiście to chwile potrwa (2 tygodnie). Gotowy pozew podpisujesz w odpowiednich miejscach i zanosisz do sądu grodzkiego, tam dostaniesz na swojej kopii pieczątke (poświadczenie, że go złożyłaś) - ja się nie spotkałem z czymś takim jak sąd konsumencki, prawnikiem nie jestem, ale dla mnie to jakiś dziwoląg, może dlatego, że jestem z dość małego miasteczka. Po jakimś czasie do domciu przychodzi wezwanie do uiszczenia odpowiedniej kwoty w terminie 7 dni (zależnie od tego co wpisze w pozew rzecznik, od wartości sporu, od tego czy rozprawa będzie w obecności stron, czy zaocznie) w kasie sądu - w moim przypadku to było 2% wartości sporu. Wszystkie pieniążki, ktore wpłacasz, są do zwrotu, jeśli wygrasz sprawę zwraca Ci je pozwany. Kiedy wpłacisz pieniążki, rusza cała procedura - pozwany dostaje informacje, że się go czepiłaś, zbiera się sąd i wydaje wyrok - załóżmy się nie potrzebne są strony, bo taką opcję wybrał rzecznik. Wtedy po 3 tygodniach dostajesz nakaz zapłaty odpowiedniej kwoty dla sklepu (ten etap jest zaskakująco krótki, takie mam subiektywne wrażenie, jednak nasze sądy w sprawach cywilnych są sprawne), zakładam, że jeśli nie masz 300% racji to nie złożysz pozwu - sklep zwraca Ci tyle ile stoi na fakturze + odsetki ustawowe od dnia zakupu + koszta które poniosłaś na sprawę. Pozwany może się odwołać - ma 14 dni na zapłatę (oczywiście Ty odbierzesz nakaz następnego dnia, on po 14 dniach, a liczy się 14 dni od dnia kiedy pozwany odebrał nakaz), lub na odwołanie się (liczy się data stempla, więc znów może grać na zwłokę). Zakładam, że ma dość, czyli się nie odwołuje i płaci Ci grzecznie. To wersja optymistyczna.
Teraz pesymistyczna. Pozwany się odwoła (gra na zwłoke, ale to on ma przegraną na 300% sprawę i to on w końcu ponosi koszta sądowe, więc nie rezygnujesz tylko walczysz dalej), dostajesz odpowiedni dokument, że tak się stało - Ty ponosisz koszta kolejnego posiedzenia sądu, więc znów musisz zapłacić (tym razem dodatkowe 6% wartości sporu) i odbywa się rozprawa (oczywiście wszystko trwa). I znów wygrywasz - zgodnie z tym co powiedział Ci rzecznik na samym początku, dostajesz kolejny nakaz zapłaty, czekasz 14 dni aż się upawomocni, sprzedawca nie płaci w tym terminie, chociaż ma już drugi nakaz. Idziesz znów do sądu grodzkiego, składasz podanie o doręcznie tytułu wykonawczego, płacisz 12 zł w znaczkach sądowych i idziesz z tym wyrokiem do komornika - ten ściąga pieniążki ze sklepu (jeśli nie ma ich na koncie, zabierze mu towar i go sprzeda, nie ma przeproś - jest kupę sposobów, żeby komornika uniknąć, ale proponuje nie rozwijać tego wątku...) i dolicza sobie swoje koszta! Dostajesz zwrot kwoty z faktury, kosztów i znaczków. Gratuluje wytrwałości! Możesz teraz kupić nowe buty!?!
Zeby jeszcze uprządkować pewne sprawy, które już były w wątku:
Reklamujemy u sprzedawcy, a nie u producenta, tak mówi odpowiednie ustawa którą sobie możecie znaleźć ciut wyżej. Reklamacja u producenta to MIT! Chociaż niektórym się udaje..
Żądamy kwoty jaką zapłaciliśmy + odsetki ustawowe od dnia zakupu (można w necie znaleźć kalulator, lub sobie policzyć samemu, jak ktoś jest ambitny)!?! Liczy się faktura, paragon!
Kolejny MIT dotyczący reklamacji! Nie ma nigdzie takiego zapisu, że jeśli coś reklamujemy 3 razy, to możemy zarządać zwrotu pieniążków! TO MIT!?! Nie powielajcie go, bo to bezsens, ja straciłem kupę czasu i nerwów, przez brak informacji! Jeśli w ciągu pół roku wystąpiła NIEZGODNOŚĆ TOWARU Z UMOWĄ (znaczy coś jest nie tak - kurtka przecieka, podeszwa pękła, etc), to mamy z miejsca prawo do zwrotu pieniążków (jeśli tego chcemy, bo przecież sprzedawca nas namówi na naprawę, nieprawdaż?)?!? Jeśli sprzedawca o tym nie wie (wie, tylko rżnie głupa) to niech go poinformuje za waszą prośbą rzecznik! A jeśli to nie pomoże, idźcie do sądu.
Rzeczoznawca - dla mnie to też MIT, ale nie mam doświadczenia, nie reklamuję butów, a w tym przypadku taki gość ma chyba najwięcej do powiedzenia. Ale już ktoś o tym pisał, są odpowienie normy i Ci gościowie kłamią wrednie...
Federacja konsumentów to dla mnie też MIT. To tylko taka strona www, na której jest kupę informacji, ale ciężko coś z niej pokapować, puste hasło, po prostu trzeba uderzyć do rzecznika i przeczytać w/w ustawę!
I na koniec:
Odwołanie się do sądu to moim zdaniem ostateczność, jeśli sprzedawca nie chcę zupełnie współpracować, ale jeśli chodzi o jakąś rozsądną kwotę i jesteście pewni swojej sprawy, to reklamujcie, nie dajmy się robić w trąbkę!?! Ostrzegam, że to strasznie długo trwa, trzeba się naprawdę uzbroić w cierpliwość i zainwestować swój czas i pieniążki!
Jeśli przeczytaliście ten cały wywód, wiecie ile to może potrwać, dziwicie się teraz sprzedawcom, że nas zbywają? Za ile musieli byście kupić buty, żeby się tyle nabiegać żeby odzyskać pieniązki? Ilu jest takich, którzy dadzą sobie spokój i poprostu dadzą się oszukać?
Moim zdaniem, nie warto nikogo straszyć prokuraturą, policją, czy innymi takimi - nawet rzecznikiem nie warto straszyć. Jeśli masz faktycznie prawo do zareklamowania, idź prosto do rzecznika, jeśli już niech on ew. postraszy. Nie zniżajmy się do poziomu nieuczciwych sprzedawców!
Reklamujcie, naprawdę warto!?! Odsetki ustawowe to około 13% rocznie...
PS Jeśli coś przekręciłem, to proszę mnie uprzejmie naprostować, starałem się jak mogłem wszystko wyłożyć w prosty sposób, myślę, że mam już trochę doświadczenia i rozeznania jak to wygląda, ale przechodzą taką dłuuuuugą drogę po raz pierwszy, więc pewnie są inne możliwości rozwiązania sprawy na różnych etapach. Pozdry for all!