NGT

Pełna wersja: Na lekko czyli Fast & light / koncepcja F&L
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
A propos kalorii...
Raz zabrałem w góry zimą pulsometr. No i przelicznik kalorii w nim jest. Najcięższy dzień - przez 9h marszu z torowaniem w śniegu w 8 osób, a więc nie aż tak ciężko jak samotnie, licznik wykazał mi 5200 kcal. I jakieś 800m pod górę. Przy tego rodzaju wysiłku przyspieszony metabolizm trwa jeszcze parę godzin po skończeniu wysiłku. Nie mnie oceniać ile tam poszło jeszcze kcal. Szacuję, że wydatek dzienny wyniósł ze 7000. Nie najem się dzienną racją 1500kcal :-)

Arni, zapomniałeś doliczyć opakowania do 13kg jedzenia :-) Niech to będą i duże worki zbiorcze, typu reklamówka na musli (gdzie już to widzieliśmy? ;-) ) ale zawsze to coś waży. Więc samego jedzenia pewnie z 12.5kg.

PRS, czego jesteś przeciwieństwem? Że jesz jak wróbelek, chodzisz po górach i nie tracisz wagi? 50%ludzi tak ma? A może nie liczą ile jedzą? Taka niewinna tabliczka czekolady... Zjeść w 10 min to nie problem :-) Atu jakieś 570kcal. Batonik po obiedzie? 350 kcal.
---
Edytowany: 2015-10-15 09:36:53

Bo najlżej wychodzi zabrać tylko odżywkę gaineg dla sportowców zapakowaną w powiedzmy 2x6800g. To przy wadze 13,6kg da nam dzienną porcję na 20 dni ponad 2700kcal. Zawsze to 400kcal więcej :-)

Tak przy okazji opakowań. Zamiast zabierać dwa kartusze po 230g gazu lżej jest zabrać jeden 450g. Różnica wynosi ok. 90g samej blachy.

Ja jednak nie jestem przekonany do maksymalnego odchudzania plecaka. Lubię lekkie bagaże na placach, ale sa rzeczy, które należy zabrać bezwzględnie. Nie ryzykowałbym z puszką żarcia dla kota :).

Ważna jest kwestia ''progu komfortu''. Jestem w stanie na pewien okres czasu zrezygnować z wygody noclegu, pełnego żołądka by pokonać jakąś turę z poczuciem szybkości i lekkości. Może to też wynikać ze zwyczajnego braku czasu wynikającego z trybu życia.
Jest to też syndrom ''weekendowych turystów'', ''weekndowych wspinaczy'', którzy z braku czasu podejmują decyzje ryzykowne bądź nie racjonalne - ''no nie będę czekał na poprawę pogody bo nie mam czasu...''
''Ściana'' działania na lekko zaczyna się w okolicach 72h, co zresztą jest czasookresem podawanym w wielu opracowaniach survivalowych. Do tego momentu, możemy nie dojadać, możemy nie dosypiać i siłą woli i charakteru dociągniemy. Dalej...
Dalej to rację ma Arni i bez odpowiedniej ilości zbilansowanego jedzenia pociągnąć się nie da.
Jednak ta świadoma redukcja i stanowi jednak ograniczenie naszego bezpieczeństwa.
-------------------------------------------
Pim

@Arni, Leśna

Zauważcie, że wyszło wam w zasadzie to samo... Kluczem jest różnica masy ciała.

Przeciętna kobieta waży 50-60kg i potrzebuje 500-600g jedzenia na dzień (10g/1kg). Plecak nie powinien ważyć więcej niż 20% masy ciała czyli 10-12kg

Przeciętny mężczyzna waży ~80kg i potrzebuje 800g jedzenia na dzień (10g/1kg).
Plecak nie powinien ważyć więcej niż 25% masy ciała czyli 20kg

Chłop ;) taki jak Arni czy ja waży 90-100kg i potrzebuje 900g-1000g jedzenia na dzień (10g/1kg)

Plecak nie powinien ważyć więcej niż 25% masy ciała czyli 22,5 - 25kg.

Simply Math ;)

Dodatkowo kobiety potrzebują mniej kalorii ze względu na niższą masę mięśniową ale więcej ubrań bo mają słabszą termikę. Dlatego jeśli te obliczenia gdzieś się rozejdą to na pewno w stronę jeszcze większego zapotrzebowania mężczyzn na jedzonko.

PS: 125g ryżu to o 125g za dużo. Kto by to gotował? Kuskus polecam. Tyle samo kalorii a więcej białka i tłuszczu.

> 125g ryżu to o 125g za dużo. Kto by to gotował?

No cóż, z upodobań kulinarnych trudno zrezygnować.
A ja zabieram kawałek boczku. Nieergonomiczne, ale co poradzę, że lubię sobie przypiec na ogniu? :-) Ten smak, ten zapach...

Generalnie też jestem mięsiarzem i chabanina musi być w plecaku :D Podziwiam ludzi, którzy potrafią łazić na samym cukrze.
Natomiast ryż czy kuskus... generalnie są bez smaku więc wszystko zależy od tego ja się doprawi.

800g jedzenia dla faceta 80kg to mało, powinno być ok. 900/1000g, a 100kg powiedzmy o 200g więcej. Kobiety mają mniejszą ilość mięśni, więcej wody i tłuszczu, a i wolniejszy metabolizm jednak, więc ich zapotrzebowanie na składniki odżywce będzie mniejsze przy tej samej MC, dokładnie tak jak napisałeś.

I teraz policzmy, średnie 1000g/dzień x 20 dni daje nam 20kg do niesienia. + osprzęt, 3x3 spanie, waga plecaka, kuchnia, jakieś texy, apteczka, latarka itd. 25kg to optymistyczne minimum na lato na 20 dni bez dostępu do zaopatrzenia w trasie, a na jesień czy zimę dojdzie dodatkowa bluza czy kalesonki, o kaloriach nie wspominam nawet. Jeszcze wody nie dodałem, ile litr, dwa? Jakby nasz plecak składał się tylko z jedzenia, a sprzęt ograniczył się tylko do namiotu 1,5kg, spania i kuchenki (brak ciuchów dodatkowych) to tak czy siak wychodzą to okolice bliskie 25/30kg.

Ja tu upatruję główną możliwość obniżania wagi, ograniczymy jedzenie (kontrwersyjne) to ograniczymy wagę plecaka o całe kilogramy. Proste bo matematyka nie kłamie. Rozmiary ciuchów, jedni noszą XXL, inni S. Różnica wagi i objętości bywa spora. Do tego rodzaj wycieczki, teren i dyskusja staje się nieskończona. Przy tym samym osprzęcie raz można nieść 8kg, a innym razem 28, ale czy to oznacza, że za drugim razem nie byłem F&L?

Od jakiegoś czasu śledziłem wątek ale chyba nikt nie napisał o moich patentach więc je zaprezentuję 

Leśna napisała; . Żeby mieć pół litra herbaty nie trzeba gotować pół litra wody - parzymy w 300 ml, 200 ml dolewamy zimnej i jest w sam raz do picia.
To rozwiązanie ja opatentowałem z 25lat temu. Musisz wykupić u mnie licencję :)

Po za kanonami koncepcji F&L; zabierania tylko potrzebnych rzeczy albo zamiana na lżejsze;
to dla mnie F&L to także sprytne myślenie!!! bez pogarszania komfortu albo bezpieczeństwa podróży 

W zimę np na skiturach… jak startujesz ze schroniska termos na maksa wygrzewaj powiedzmy z 2 min. Często mnie znajomi się pytają po co to robisz przecież herbata będzie za gorąca? Normalnie nie ma to sensu jak planujesz pić np. po 3 i 6h. Ale tak masz super gorącą herbatę do której dorzucasz śnieg :) I zamiast termosu np. 0,7 zabierasz termos 0,5 lit a picia tyle samo (założyłem że jest na tyle zimno ze patent z butelką Alu schowaną miedzy ciuch został odrzucony, stosuje ten patent w specyficznych b. pewnych warunkach).

Kolejny ciekawy patent to odpowiednia maska na twarz która w 95% używam jako szalika ale w razie wojny mam maskę, ważne żeby była ciut dłuższa żeby po użyciu jako maska zasłaniała szyje. Plusem tego rozwiązania jest też to że jej nie zapominam i nie muszę mieć maski w plecaku (która by zajmowała miejsce) i jakiegos buffa... http://www.globtrek.com/szaliki,nieprzew...-2851-3050 -p

Na narty, skitury zabieram tylko 1 lekką czapkę z polara 150 bo jak jest zimno to mam kask ( b.lekki ale narciarski i ciepły bez czapki , wspinaczkowe albo ala Dynafit nie akceptuje tym bardziej że jak do tego bym dorzucił jakąś cieplejsza czapkę z windstopera to waga wyjdzie nie wiele niższa niż mojego zestawu). A jak jest super b. zimno to dokładam jeszcze tą cienką czapkę pod kask.

Kolejna globalna rada jak zależy Wam na wadze to w grupie ustalajcie kto zabiera rzecz X która spokojnie wystarczy na 2-5 osób zakładają, że taka rzecz jest wg was konieczna. Np 1 nóż, jedna większa menażka do gotowania, część wspólnych rzeczy w apteczce, jeden multitool (nie wyobrażam sobie np. wycieczki skiturowej bez takiego ustrojstwa ale nie ma potrzeby żeby wszyscy mieli) … I tak jak jadę na wypad skiturowo – freeride`owy na 1 nocleg i bardzo mi zależy na wadze to zabieramy to pastę do zebów, krem z filtrem … np. na 3 osoby. Ostatnio kolega nawet pożyczał ręcznik i stwierdziliśmy że 1 na 2 osoby też wystarczy bo co prawda trzeba go wykręcić żeby drugi raz się wytrzeć ale da radę  Mówimy o ręczniku który już waży bardzo mało tzn 40g i nawet 1 osoba musi go wykręcać i wycierać się lekko wilgotnym.

1kg na trekkingu u mnie nie robi takiej różnicy jak na nartach. Przy sprytnym myśleniu nie przekraczam pewnych granic i np. na skiturach, FR bardzo często jeżdżę z ciężkim plecakiem typu ABS . No i zawsze mam zapasowe b. ciepłe rękawiczki, sweter puchowy, jakieś magiczne ciepło nie wspominając o lawinowym ABC + obowiązkowo na kijku nawinięta srebna taśma (nie zajmuje miejsca w plecaku i tak jej nie czuć w wadze a na skitury to obowiązkowe wyposażenie).
---
Edytowany: 2015-10-15 12:42:19
-------------------------------------------
Darek

@ Leśna dziękuję za te słowa
''Targam ze sobą poduszkę, bo lubię :-)''
Tylko nie wiem czy mogę żonie pokazać zawsze taszczy ze sobą jasiek,twierdzi ,że inaczej nie zaśnie.
Po Twoim wpisie widzę ,że nie jest osamotniona,a ja zawsze pytam po co go bierzesz?

Wyliczenia ,które podaje Arni są słuszne przynajmniej w moim wypadku.

Zamiast jaśka lepiej nosić samą poszewkę z bardzo lekkiego materiału - wypychać ubraniami.

Jest to jasiek wypchany pierzem gęsim przez babcię mojej małżonki kilkadziesiąt lat temu.Żadne argumenty aby go nie wziąć nie trafiają.On nawet lata w bagażu podręcznym,żeby się nie zagubił :).

Nie pijąc do niczyjej wypowiedzi.
Dwa lata temu ze znajomymi zrobiliśmy pięciodniową trasę po Słowacji. Miała być sześcio, ale wyszło nieco inaczej.
Piszę o tym bo przed tym wyjazdem zrobiłem sobie bilans z tabelami kalorii. Wyszło mi to tak, że zabrałem porcje ok 600 / 650 g na dzień, które zawierały ok 3000 kcal. Miałem w nich na rano kuskus z bakaliami własnej roboty, na marsz jakieś słodycze z orzechami i na wieczór chinola+ konserwa+ ser typu hohland w plastrach.
Nie byłem wstanie przejeść całych porcji dniowych i wróciłem z sporym zapasem do domu. Dodatkowo konserwy z powodu upałów i ich zepsucia wywaliłem po drodze. Nie tęskniłem za nimi i nie odczuwałem braku mięsa w diecie. A jestem raczej mięsożerny.
Na pewno dużą rolę odgrywało to w moim przypadku, że było ciepło i organizm nie musiał sobie radzić z wytwarzaniem go w obronie przed chłodem. Druga sprawa to, to że trek miał mniej niż tydzień. Szliśmy dystanse ok 20 km, ale raz przeszliśmy 36 km. Spaliśmy trzy razy we własnych namiotach i raz w utulni.
Dla mnie wniosek jest taki, że kwestia jedzenia to bardzo indywidualna sprawa. Trzeba chodzić nabierać doświadczenia i poznawać swój organizm.
AAAA, ważyłem wtedy ok 76 kg i nie byłem w zbyt dobrej formie, bo miałem wtedy nieco problemów z kręgosłupem i na czas jakiś zarzuciłem bieganie.

Dochodzi też czynnik zmęczenia. Jak się jest mocno zmęczonym, to nawet nie czuje się głodu i jeść się nie chce. Czasem jest niemożliwe wrzucenie na żołądek takiej fury jedzenia. Po prostu nie i już :-)
Wiedząc ile rzeczywiście potrzebujemy trzeba wpychać na siłę.

Co do lata, to masz 100% racji - nie potrzebujemy tyle kalorii na ogrzanie organizmu. W upalne dni jem jak wróbelek, ale więcej za to owoców.

A wiesz czemu nie jadłeś? Bo z wysiłku nie czułeś łaknienia. Podobnie ma się sprawa z odwodnieniem, nie jest wcale tak, że pije się jak chce się pić, tego w trakcie wysiłku nie czuć, ale organizm reaguje, reaguje spadkiem wydolności. Pić i jeść się powinno nie wtedy gdy się zachce, ale regularnie, systematycznie, nawet jeśli się nie chce, bo wieczorem na obozie nie będziesz w stanie już dostarczyć tylu kalorii/płynów by je uzupełnić.

Na pewno ja i Arni mamy skrajnie różne zapotrzebowanie, szczególnie że on nosi dodatkowo wielki plecak :-). Nie liczę kalorii, wiem ile potrzebuję. Nie wiem po co wpychać coś na siłę... Ma być tak, żeby jedzenie było smaczne, pożywne i żeby po posiłku czuć się najedzonym. Lekki deficyt kalorii to nie tragedia. Większy problem to mikroelementy, na szlaku bardzo brakuje świeżych owoców i warzyw. Ciasteczka sama piekę z mąki pełnoziarnistej (wypraszam sobie węglowodany proste :-P), muszę tylko ograniczyć te niezdrowe batony, które tak lubię.

Poduszka jest dmuchana i ma 72g :-)
-------------------------------------------
http://www.acrossthewilderness.blogspot.com

Nie zmienia to faktu, że na jedzeniu można zaoszczędzić najwięcej gram.

Leśna, po to wpychać na siłę, że nie ma łaknienia.
Wiem, że zap... eee... zmęczyłem się jak przodkowy, zużyłem 7000kcal, ale czuję się najedzony po uszy już po 4000kcal. W jeden dzień to jeszcze nie tragedia mieć bilans ujemny 3000. No dobra, wyjątkowo ciężki dzień. Ale więcej dni i spalam się. Dosłownie. Ze spadkiem wydolności jako nieuniknionym efektem. Fizyki Pan(i) nie zmienisz :-)
Rozróżnijmy potrzeby energetyczne drobnej kobiety i wysokiego mężczyzny :-)

Lepiej oszczędzać na opakowaniach, sposobie przyrządzania i dobierając odpowiednie produkty. Jeszcze ktoś pomyśli, że f&l polega na głodzeniu się.
-------------------------------------------
http://www.acrossthewilderness.blogspot.com

Co do tego bilansu energetycznego to jestem podobnego zdania co leśna. Większym problemem jest niedobór odpowiednich składników takich jak mikro elementy.
Spadek wagi nie koniecznie musi odbywać się kosztem masy mięśniowej i utraty płynów z organizmu. A to dla tego, że tkanka tłuszczowa naszego ciała jest rezerwuarem energii. Zdaje się, że 1 kg tłuszczu zawartego w tkance tłuszczowej to ok 9000 kcal.
Pamiętam taki tekst Rafała Króla, który przed jedną z swoich wypraw polarnych oprócz budowania kondycji nabierał sadła przez intensywne jedzenie. Może nie chodzi o to aby się paść przed wyjazdami, :D ale aby nie demonizować ilości kalorii, a raczej skupić się na jakości żarełka, bo zawsze mamy jakiś zapasik na sobie. I zanim będziemy spalali sami siebie w patologiczny sposób trochę czasu musi minąć.
Na pewno należy rozróżnić np tygodniowy trek latem od nawet tygodnia zimą. Inną kwestią będzie sytuacja gdzie zawsze możemy uzupełnić zapasy, a inną gdy jedziemy w głuszę na czas dłuższy. Także możemy się dzielić sposobami na redukcję wagi i koniec końców będzie to i tak lataniem w niebiosach, bo temat redukcji trzeba zacząć od tego gdzie jedziemy i jakie są tam warunki.

Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11