13-08-2004, 00:01
Jest w serwisie mnóstwo testów dóbr wszelakich od pokrowców na aparaty przez szmaty po namioty. Tymczasem nie znalazłem ani jednego testu... map! Zamiast kijków trekingowych mogę sobie zrobić w górach kosturek, zamiast gore użyć flaneli i starego polara, ale mapy nic mi nie zastąpi.
A mapa mapie nierówna. Przekonałem się o tym w ubiegłym roku, gdy wędrowałem po Beskidzie Żywieckim z dwoma mapami - jedna ''Beskid Żywiecki'' autorstwa Compassu, a druga ''Orawa. Beskid Żywiecki'' wydana przez Vojensky kartograficky ustav (j. polski, wyd. 3).
Mapa słowacka jest wydana zdecydowanie ciekawiej od produktu z Krakowa. W zestawie oprócz mapy jest przewodnik po regionie oraz bajer w postaci kartonika do szybszego odczytywania odległości w kilometrach i szerokości geograficznych dla skal 1:50 000 i 1:25 000. Całość w eleganckiej foliowej okładce.
Produkt polski to typowa makulatura, która rozsypała mi się całkiem po tygodniu używania.
Nieco zmienia sie obraz, gdy wejdzie się w szczegóły. Mapę słowacką tłumaczył ktoś, komu wydawało się, że zna język polski. Przy niektórych opisach można skonać ze śmiechu. Ale pal licho opisy, nawet bez nich łatwo sie domyslić o co chodzi. Gorzej, że mapa słowacka potraktowała przebieg szlaków hmmm... dość swobodnie. Niemal tak swobodnie, jak tłumaczenie. Norma na mapie była rożnica jakiś 50 m różnicy wzniesień i 100 m odległości (wbrew pozorom w jednym miejscu miało to istotne znaczenie). Zaskoczenie jednak całkowite przeżyłem, gdy na jednym z pomniejszych szczytów mapa słowacka wskazała, że szlak przebiega jakieś 200 m poniżej szczytu (różnica wysokości) z lewej strony, tymczasem minęliśmy go, zgodnie ze wskazaniami mapy Compassa, 50 m poniżej szczytu z prawej strony! Różnica odległości wynosiła jakieś pół kilometra!
Compass bił swojego rywala na głowę precyzją poprowadzenia szlaków. Tu jednak znowu musze zrobić ukłon w strone mapy słowackiej - wprawdzie Copass był dokładniejszy, jeśli chodzi o przebieg szlaku, to jednak słowacy zdecydowanie dokładniej oznaczyli wszelkie punkty orientacyjne, a nawet numery ważniejszych słupków granicznych. Tak więc, jeśli ktoś zamierza chodzić wyznaczonymi szlakami, bardziej polecam produkt Compassa, zaś do wędrówek na azymut zdecydowanie mapę naszych południowych sasiadów.
A mapa mapie nierówna. Przekonałem się o tym w ubiegłym roku, gdy wędrowałem po Beskidzie Żywieckim z dwoma mapami - jedna ''Beskid Żywiecki'' autorstwa Compassu, a druga ''Orawa. Beskid Żywiecki'' wydana przez Vojensky kartograficky ustav (j. polski, wyd. 3).
Mapa słowacka jest wydana zdecydowanie ciekawiej od produktu z Krakowa. W zestawie oprócz mapy jest przewodnik po regionie oraz bajer w postaci kartonika do szybszego odczytywania odległości w kilometrach i szerokości geograficznych dla skal 1:50 000 i 1:25 000. Całość w eleganckiej foliowej okładce.
Produkt polski to typowa makulatura, która rozsypała mi się całkiem po tygodniu używania.
Nieco zmienia sie obraz, gdy wejdzie się w szczegóły. Mapę słowacką tłumaczył ktoś, komu wydawało się, że zna język polski. Przy niektórych opisach można skonać ze śmiechu. Ale pal licho opisy, nawet bez nich łatwo sie domyslić o co chodzi. Gorzej, że mapa słowacka potraktowała przebieg szlaków hmmm... dość swobodnie. Niemal tak swobodnie, jak tłumaczenie. Norma na mapie była rożnica jakiś 50 m różnicy wzniesień i 100 m odległości (wbrew pozorom w jednym miejscu miało to istotne znaczenie). Zaskoczenie jednak całkowite przeżyłem, gdy na jednym z pomniejszych szczytów mapa słowacka wskazała, że szlak przebiega jakieś 200 m poniżej szczytu (różnica wysokości) z lewej strony, tymczasem minęliśmy go, zgodnie ze wskazaniami mapy Compassa, 50 m poniżej szczytu z prawej strony! Różnica odległości wynosiła jakieś pół kilometra!
Compass bił swojego rywala na głowę precyzją poprowadzenia szlaków. Tu jednak znowu musze zrobić ukłon w strone mapy słowackiej - wprawdzie Copass był dokładniejszy, jeśli chodzi o przebieg szlaku, to jednak słowacy zdecydowanie dokładniej oznaczyli wszelkie punkty orientacyjne, a nawet numery ważniejszych słupków granicznych. Tak więc, jeśli ktoś zamierza chodzić wyznaczonymi szlakami, bardziej polecam produkt Compassa, zaś do wędrówek na azymut zdecydowanie mapę naszych południowych sasiadów.