To forum wykorzystuje pliki cookie
To forum wykorzystuje pliki cookie do przechowywania danych logowania, danych o Twojej ostatniej wizycie, pliki cookie na tym forum śledzą również tematy, które przeczytałeś. Korzystanie z forum oznacza akceptajcę ustawień plików cookie. Możesz zmienić ustawienia plików cookie w dowolnym momencie w swojej przeglądarce.


[GSS] Główny Szlak Sudecki - relacja
#81
Siema,

@Nemesis długo mi zeszło zebrać się za napisanie jakieś wiadomości. Cieszę się, że doszedłeś szczęśliwie do końca, który sobie wyznaczyłeś. I nie poddałeś się mojej sugestii by zakończyć w Paczkowie. Wiem, że nie nadejdzie to szybko ale mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze kiedyś na szlaku, pozdrawiam!

Dnia 26 maja o godzinie ok. 17:00 zjawiłem się w Paczkowie. Stąd postanowiłem rozpocząć przygodę z GSS. Wybrałem tryb podróżowania 24h z naturą. Do schroniska zachodzić to ostateczność. I ta ostateczność to ostatni dzień na GSS, by się ogarnąć przed powrotem do cywilizacji. 5 maja wraz ze wschodem słońca wychodzę ze schroniska na Stogu Izerskim na autobus w Świeradowie-Zdrój.

Co do samego GSS nie chcę się wypowiadać. Za najlepsze urzeczywistnienie moich myśli niech będzie ostatni odcinek z Karpacza do Schroniska na Stogu Izerskim. Nie była to zwyczajna droga, a po prostu ucieczka z Gór.

Pozdrawiam!

Odpowiedz
#82
Czołem Oskar!

Gratuluję pięknego finału, dobrego czasu i realizacji planu w wersji jedynie namiotowej. Wielki szacunek za to, że potrafiłeś się ograniczyć tylko noclegów na dziko :) Strasznie żałuję, że nie zrobiliśmy sobie na szlaku pamiątkowej fotki :)

Oskara spotkałem, jeżeli dobrze pamiętam, w połowie drogi między Kudową Zdrój a Dusznikami, ucięliśmy sobie wówczas miłą pogawędkę, podczas której okazało się, że Oskar też korzysta z NGT :)

PS. Też Cię złapała ulewa po jakiś 90 minutach od naszego spotkania? Mnie porządnie zlało zanim zdążyłem dotrzeć do Biedronki w Dusznikach :D Wpadłeś do rybnego w Kudowie? :P

Odpowiedz
#83
Dziękuję, chociaż jak napisałem wcześniej, robiłem wszystko by się wydostać z GSS bo miałem go najzwyczajniej dość.

Co do nocowania w namiocie to na Zimnej Polanie koło Kalenicy, rozłożyłem namiot pod wiatą (tak dmuchało, że bez namiotu nie dało rady). Po 23 już przychodzi lekki sen, ale słyszę jakieś głosy. Myślę sobie, że to wiatr. A tu nagle kilka osób siada obok i otwiera piwo. I słyszę piękny komentarz: OOoo pewnie się dupczo.

Ulewa mnie nie złapała, bo byłem w Biedronce =) Miałem wychodzić z zakupami a tu pięknie pada. Trochę odczekałem i poszedłem bo musiałem szukać miejsca na nocleg. Co ciekawe, był to jedyny raz kiedy wyciągnąłem kurtkę przeciwdeszczową i to dosłownie na 5 minut. Do rybnego nie wpadłem, bo najzwyczajniej zapomniałem. Przypomniałem sobie już, gdy byłem poza miastem.

Mnie bardzo ciekawi jak poradziłeś sobie z odcinkiem Paczków Prudnik?

Odpowiedz
#84
No ja kurtkę musiałem zakładać nieco częściej :)

Co do odcinka Paczków - Prudnik:

Captain's Log:

2.06.2015 - cudowny, chłodny poranek po burzy i noclegu na dziko w okolicach wiatek 1,5h od Złotego Stoku. Wstaję, pakuję sprzęt, dojadam resztki z wczorajszego ogniska i pełen zapału ruszam do Złotego Stoku - po drodze odwiedzam sztolnię, podziwiam kopalnię i piękną piętrową wiatę w której bym nocował, gdybym dzień wcześniej jeszcze znalazł siły na to by tu dotrzeć. Po chwili docieram do Złotego Stoku - jest około 10.00 rano i już mocno grzeje słońce. Ruszam asfaltem w stronę Paczkowa wzdłuż dużej drogi krajowej by po chwili odpić na masakryczne chaszcze i bajora, pierwszy raz spotkać pijawki w środowisku naturalnym, pogubić nieco szlak a następnie dotrzeć do nieuczęszczanej asfaltowej, zarośniętej drogi, która poprowadzi mnie do małej wsi Kolonia Błotnica. Stamtąd asfaltową drogą puszczoną przez las docieram do wsi Błotnica, gdzie w pobliskim sklepie pełna podziwu ruda dziewczyna sprzedaje mi w pobliskim sklepiku loda w cenie 1zł. Z Błotnicy ruszam przez Kozielno do Paczkowa - tu już nie jest tam sympatycznie, droga wiedzie asfaltem, po lewo i prawo jedynie pola, zero cienia i temperatury rzędu 30 stopni Celcjusza. W głowie wizualizuję sobie deser lodowy i pizzę jakimi uraczę się w Paczkowie. Gdy do niego docieram, w 3-4 sklepach odmawiają mi wbicia pieczątki, na domiar złego kieruję się starym szlakiem w stronę dawnego końca GSS. Na szczęście na wysokości mostu uświadamiam sobie mój błąd i zawracam. W kawiarni Czarna Kawka otrzymuję najpiękniejszą pieczątkę wyjazdu, dumnie głoszącą Paczków polskie Carcassonne :)

Ledwo wychodzę z Paczkowa i docieram do rozstaju dróg krajowych, a już umieram z gorąca i przemęczenia, na stopach pojawiają się nowe odciski a ja przysiadam na karimacie przy pobliskiej kapliczce. Wykręcam kleszcza znad kostki, zmieniam skarpetki i po chwili ruszam dalej. W Unikowicach ucinam sobie gadkę z jednym z mieszkańców, który kulturalnie pyta czy nie jest mi zimno...33 stopnie w Słońcu. Po 15 minutach rozmowy i kolejnych 20 marszu po asfalcie zaczynam przeklinać tego, kto wydłużył szlak i jeszcze zrobił właśnie w tym miejscu na mapie w którym się znajduję, perfidne odbicie na Lisie Kąty. Mam wielką ochotę je sobie darować, wiem jednak, że później bym sobie tego nie wybaczył. Kieruję się więc na tę wiochę, w której oczywiście nic nie ma by po chwili dojść do Ujeźdźca (napisałem chwili? przepraszam, chodziło mi o 1h45min marszu w skwarze) Przede mną kolejne kilometry i zero cienia, nogi bolą i sączą ropę, ale docieram do kolejnej wioski - Trzeboszewic. Nawet tam ładnie, rzeczka płynie przez środek miasteczka i kolejni ludzie z lodami nie mogą się nadziwić na kiego wała gdzieś lezę... Z wielkim bólem cisnę dalej przez kolejne asfaltowe bezdroża do miejscowości Ratnowice, po drodze kryjąc się na chwilę w cieniu przyjemnej bukowej alejki. Po niej, aż do końca mam tylko kolejne kilometry asfaltu bez żadnego cienia. Strudzony docieram do Ratnowic. Moim celem są jednak Piotrowice Nyskie, kolejna wieś na mej drodze. Pewka, idę dalej. Po czasie na horyzoncie widzę zabudowania, ten odcinek do nich pokonuję jednak szutrem i tłuczniem, który dokonuje ostatecznego fatality na moich stopach. Docieram do tych śmiesznych zabudować a to kurde Krakówkowice - mała plamka na mapie, która okazuje się być mikro wsią, między resztą dzisiejszego dnia mijanych wsi...
Mówię sobie spoko Błażej, zrobiłeś dzisiaj już 37km to zrobisz jeszcze 3...No i robię je, docieram do Piotrowic Nyskich, gdzie dzięki informacji PRS'a wiem, że mam szansę zanocować prywatnie u ludzi z jednego domu. Trzeba Wam bowiem wiedzieć, że na odcinku od Paczkowa aż do Głuchołazów (około 60km) nie ma chyba żadnych noclegów)
Na szczęście, państwo Aniołowie wpuścili mnie pod swój dach, za co podziękowałem im trzema szeleszczącymi Mieszkami Pierwszymi. Dostałem truskawki, herbatę i informację że dzisiaj nie ma ciepłej wody - szkoda, bo ostatnią noc spędziłem pod namiotem. Zagotowałem na szczęście nieco w czajniku i umyłem się moją skarpetką w pustej wannie :P

03.06.2015

Dzień następny będzie jeszcze nudniejszy. Wstałem, pocisnąłem do kolejnej wsi - Kałkowa, gdzie kupiłem kiełbasę i bułki i stare delicje - najadłem się w cieniu pod kapliczką a następnie, znowu w pełnym słońcu asfaltem cisnąłem przez miejscowości Łąka, Jarnołtów, Sławniowice płacząc ze względu na mój los i fakt, że chodzę po terenach niższych niż mam w mojej rodzinnej Łodzi... Za Sławniowicami i kilkoma polami na których zastanawiałem się czy nie zgubiłem szlaku dotarłem do podmokłego, bagiennego lasu, w którym szlak zgubiłem już na pewno. Pobładziłem tam przez godzinę i jakimś cudem po pokonaniu stromego zejścia do koryta rzeczki smrodki a następnie równie stromego podejścia, jakimś cudem wyszedłem dalej na szlak i dotarłem do Gierałcic, z których do Głuchołazów było już naprawdę blisko. Ktoś jednak wymyślił sobie, że fajnie byłoby gdyby szlak ni stąd ni zowąd odbił sobie lekko na północ i pozwolił mi zwiedzić Bodzanów. Najfajniej było zaś przekonać się, że szlak szlakiem, a pola i ich właściciele polami i ich właścicielami. Więc może skoro prawie żaden idiota tym szlakiem nie chodzi, to zasadzimy sobie na kilku hektarach rzepak. Jako, że jestem honorowy i nie chcę ułatwiać sobie omijając szlak, to przedzierałem się jak ten głupi przez ten rzepak, przyjemnie haratając moje nogi. Nie ma tego złego pomyślałem, gdy po 1,5h w rzepaku i innych pokrzywach i ostach jakimś cudem dotarłem do rzeki. Jeszcze tylko znaleźć most i będę w Bodzanowie. Po drodze niestety się jeszcze paliło, więc uciąłem sobie telefoniczną pogawędkę ze Strażą Pożarną. Z Bodzanowa, ostatkiem sił ruszyłem do Głuchołazów, które przeszedłem całe, tylko po to by potem się jeszcze wrócić 1,5km do schroniska młodzieżowego. Tam legnąłem by w nocy obudzić się i słuchać kłótni młodej niewiasty z jej byłym już chyba chłopakiem, który spektakularnie dał znać całej okolicy że umie piłować swojego golfa na 1-biegu w miejscu. Brawo kolego!

4.06.2015

Wstałem, ogarnąłem się, popłakałem że bolą mnie nogi, że się za dużo najadłem, za mało wyspałem, że upał i że kolejne 40km przede mną i że nagle będą góry, o których już zapomniałem po tylu kilometrach asfaltu. Założyłem buty i plecak i znowu popłakałem że bolą mnie resztki stóp i ramiona i poszedłem na Górę Parkową a następnie o paczcie, asfaltem z Podlesia do Jarnołtówka... Następnie pocisnąłem Biskupią Kopę, na którą ze względu na święto wybrało się pozostałe 1237 turystów z okolicy w czerwonych t-shirtach z piwkami w dłoniach itd. W schronisku jakimś cudem wbiłem pieczątkę i pocisnąłem w dół wzbudzając podziw 1237 turystów, którzy chyba dawno nie widzieli plecaka o pojemności większej niż 35l, w dodatku z jakąś karimatą i namiotem przytroczonymi po bokach, w dodatku na plecach :D
Schodząc z Biskupiej Kopy poznałem parkę w wieku mniej więcej 40 lat - z którymi pogadałem przez dobrą godzinę, płacząc skrycie, że dzięki tej bądź co bądź miłej przerwie będę jednak godzinę później w Prudniku. Zszedłem jakoś do Pokrzywnej/Moszczanki, gdzie podziwiając stawy hodowlane i rzesze turystów ruszyłem dalej na leśno-polny szlak przez Wieszczynę, Dębowiec, Świętą Górę i jakieś inne atrakcje, laski, pagórki, cmentarzyki, kapliczki, jeziorka szmaragdowe by w końcu dotrzeć do sanktuarium woho, nawet już nie pamiętam kogo. Wiedziałem tylko, że stąd już prosta droga do Prudnika. W sumie zrobiło się już ciemno, gdy dotarłem do tego cudownego Prudnika, pozwoliłem więc sobie zgubić szlak w parku miejskim bo jakoś mi głupio było założyć czołówkę przy tych wszystkich zakochanych parach na ławeczkach... W Prudniku było fajnie, bo ktoś wymyślił, że choć miasto jest małe, to szlak można poprowadzić tak, by zaliczyć każdą jego ulicę. Tak więc zygzakiem mostkami, bramami, mijaniem dresów, pubów i starówki dotarłem w końcu do pięknego Dworca PKP. Godzina 22.30 a ja szukam jakiegoś znaku mówiącego - ''brawo Błażko, dotarłeś, możesz jechać do domu'' - znak był, ale zastawiony przez tira, którego ktoś sobie tam przyparkował. Życie :)

No to tak w skrócie wyglądał odcinek od Paczkowa (dokładniej to już od 2h przed Złotym Stokiem) do Prudnika :)

pozdrawiam!

Odpowiedz
#85
Nemesis, czy Ty miałeś przytroczoną do czarnego plecaka dwukolorową (coś seledynowo - różową) piankę?

Odpowiedz
#86
Hmm, w tym roku niezbyt. Na GSS miałem czarno-czerwony plecak i karimatę srebrno niebieską - zdjęcie na ławce
A w tamtym roku na GSB faktycznie miałem karimatę taką seledynowo-fioletową, ale plecak jak na GSS czewono-czarny (zdjęcie z chatki)


[Obrazek: 8643-86-1.jpg]


[Obrazek: 8643-86-2.jpg]

Odpowiedz
#87
To jednak się nie spotkaliśmy. Bo za Głuchołazami minąłem zmiętego gościa, pasował do Twojego opisu.
A tak w ogóle, sporo osób szło w tym czasie GSS, wiem ze słyszenia od innych i z widzenia. Pozdrawiam Leszka z Izerów (ja kończyłem, on zaczynał), który czyta ngt, a jeszcze nie pisał.

Odpowiedz
#88
Nemesis >> 2.06.2015 - ta piętrowa wiata tuż przed Złotym Stokiem, miała przybity zakaz biwakowania (chyba własność parku linowego). Z opisu wynika, że zignorowałeś wapienniki tuż przy wylocie ze Złotego Stoku, jeśli tak, to szkoda...
-------------------------------------------
Robert

Odpowiedz
#89
Czołem Roko59

Ta wiatka miała informację o możliwości noclegu po uzyskaniu wcześniejszej zgody pracownika na kasie biletowej chyba faktycznie parku linowego czy ścianki wspinaczkowej. Przy czym wiadomo jak jest pod wieczór - wiatka jest otwarta, a park linowy nieczynny. Praktycznie doszedłem do niej dopiero około godziny 10.00 rano a kasy biletowe na ściankę wspinaczkową nadal były zamknięte i praktycznie nie było tam żywej duszy. Myślę że mało kto docierając do tej wiatki wieczorem/w nocy miałby jakieś skrupuły by z niej skorzystać, szczególnie, że była to jedna z najbardziej komfortowych wiat na szlaku. Z drugiej strony, nie widzę powodów dla których ktoś miałby strudzonemu wędrowcowi zabronić w niej noclegu :) Może biwakowania z ogniskiem tam, ale rozłożenia karimaty i bezpiecznego snu chyba nie :) Załączam zdjęcie tejże wiatki

Co do wapienników to jakoś je przeoczyłem, one są blisko szlaku? W Złotym Stoku było wiele ciekawych miejsc, które musiałem sobie darować, wiedziałem bowiem, że to dzień w którym przejdę jednorazowo najwięcej kilometrów. Odpuściłem sobie więc muzeum techniki średniowiecznej czy chociażby pływanie łódką po sztolniach...


[Obrazek: 8643-89-1.jpg]

Odpowiedz
#90
Opuszczając Złoty Stok szlak prowadzi wzdłuż asfaltowej drogi do Paczkowa, potem odbija w lewo w las. Wapienniki są po prawej stronie, tuż przy szosie, kawałek przed odbiciem szlaku. Można sobie pooglądać piece, poczytać tablice opisujące wapienniki i historię Złotego Stoku. Może to zajać ok 1 godz. Bo oprócz królewskich były też wapienniki prywatne (z nałożonymi ograniczeniami), są położone wyżej i w znacznie gorszym stanie. Nie były to czasy wolności gospodarczej...
-------------------------------------------
Robert

Odpowiedz
#91
Wiatka z której korzystałem na Rozdrożu Zamków (tuż obok ruin zamku Karpień) niestety nie była zbyt komfortowa. I chyba opisywany w legendzie rycerz Zwodnik ingerował w moje poczynania, po krążyłem po ciemku dookoła tego miejsca naprawdę długo :)
-------------------------------------------
Nie jesteśmy tutaj dla przyjemności


[Obrazek: 8643-91-1.jpg]

Odpowiedz
#92
@Nemesis
Z jednej strony trochę żałuję, że odpuściłem Prudnik. Jednak, czytając Twoją relację dochodzę do wniosku, że ta droga nie jest warta 85,0 km. Gratuluję uporu w dążeniu do celu. I mam nadzieję, że lód był wart tej złotówki.

Odnośnie GSS uważam, że przedłużenie do Prudnika to totalne nieporozumienie. Tym bardziej, że wartościowszym byłoby dopracowanie go na pierwotnej trasie chociażbym zmniejszenie kilometrów wiodących po asfalcie.

Odpowiedz
#93
Ten szlak powinien zaczynac sie/konczyc w Zlotym Stoku. Jezeli chcieli
,,sztucznie'' nabic kilometrow to ew. przedluzyc na N od Swieradowa.
Inna sprawa, ze spokojnie moglby byc do Prudnika, ale poprowadzony przez terytorium Czech od Paczkowa. Jeszcze inna, ze powinien biec przez Orlice i Jagodna a nie asfaltem ponizej, wg mnie takze ,,zaliczac'' Snieznik i schodzic do Miedzylesia a nie Miedzygorza - Igliczna nie jest warta kolejnej dawki asfaltu i kleszczowiska na lakach.
-------------------------------------------
PRS z PKP

Odpowiedz
#94
Parę uwag po zakupie i trzech noclegach pod lekkim i tanim namiotem Rigel X2, firmy Coleman.

Nosząc cięższy namiot człowiek tak skupia się na niskiej wadze i atrakcyjnej cenie, że inne cechy upragnionego wyposażenia umykają uwadze.

Ale od początku - opinie na temat tego namiotu są ekstremalne od zadowolenia (Yatzek) do totalnego potępienia (''pieniądze wyrzucone w błoto'') (opinia sprzedawcy ze sklepu e-Horyzont we Wrocławiu, uzasadniona skraplaniem się pary wodnej). Po trzech nocach myślę, że prawda leży pośrodku, chociaż bardziej skłaniam się do opini Yatzka.

Co umyka uwadze - warto zadać sobie pytanie, czy jest dosć miejsca na plecak, gdzie położę buty, czy ze swoim wzrostem będzie mi wygodnie, czy wiercąć się będę stopami dotykał tropiku (czytaj miał mokry śpiwór w stopach), czy mogę trochę rozpiąć namiot, żeby skraplanie było mniejsze.

Niestety w wypadku tego namiotu odpowiedzi nie są zbyt optymistyczne - buty trzeba włożyć do środka, czyli niekiedy trzeba będzie je wyczyścić (co z 'zapachem'), jeśli masz ponad 180 cm to jest zły wybór, namiotu nie rozepniesz trochę ''od góry'' bo jeden zamek otwiera się od spodu w górę a drugi (dolny) od głowy w kierunku stóp, w stopach 'trumienka' jest zbyt obniżona i obracając się dotykałem mokrego tropiku.

Namiot ma trzy otwory wentylacyjne - za głową, za stopami i nad głową. Nad głową siatka może być przykryta materiałem tropiku lub odsłonięta. Spałem dwie noce z odsłoniętą siatką wywietrznika - za pierwszym razem nie odniosłem wrażenia zmniejszenia skraplania się pary, za drugim razem namiot był znacznie mniej zmoczony - czyli zależy to od warunków zewnętrznych. Bonusem jest możliwosć zasypiania z widokiem gwiazd, czy przelatujących satelitów - fajna sprawa. Na szczęście wszystkie ranki miałem bez deszczu, namiot wywrócony na drugą stronę i przewieszony na sznurku b.szybko wysycha.

Plusem jest waga poniżej 1 kg (np. fragment podłogi jest też jego pokrowcem), cena (w Czechach po obniżce zapłaciłem ok. 450 zł). Po spakowaniu mamy niewielki pakunek. Rozbija się dość szybko (dwa pręty, jeden wyróżniony kolorem, opieram jednym końcem na ziemi, przyginam i wkładam do elementu mocującego), podobnie łatwe jest składanie. W komplecie b. krótkie szpiliki (ok połowy zwykle stosowanych), pomimo nieufności świetnie trzymały na polach namiotowych Pasterki i Skalnych Miast w Czechach. Z drugiej strony w lesie 'na dziko' w Gossamerze nawet standardowe szpiliki były za krótkie. Dużym plusem w stosunku do Gossamera jest wejscie z boku Rigela - gdyby była możliwość rozpięcia zamka przy głowie (od góry), gdyby też wejście było z siatki ochranianej tropikiem tworzącym niewielki przedsionek (otrzymalibyśmy sporą powierzchnię 'wietrzenia', no i miejsce na buty) to dla mnie byłby to namiot idealny (zgoda, bez możliwości siedzenia, ale coś za coś).

Reasumując - gdybym wiedział to co wiem teraz, też bym go kupił, jednak dobrze być świadomym minusów tego modelu.
---
Edytowany: 2015-07-16 09:09:36
-------------------------------------------
Robert

Odpowiedz
#95
RoKo super. Dałem plusa.
Jednak przeniósłbym Twój post w odpowiednie miejsce np.:
https://ngt.pl/thread-2013-page-33.html
ew. dokleił do https://ngt.pl/thread-7725.html
a najlepiej jakbyś napisał reckę i wtedy Rigielowi byłby poświęcony dedykowany temat.

ADMINIE!!!

Odpowiedz
#96
W sobotę 18.07 wyruszam ze Świeradowa Zdrój. Nie do końca, cały czas będę szedł Głównym Szlakiem Sudeckim (70%), troszeczkę trasę zmodyfikowałem. Pierwszy tydzień będę szedł sam, także jak ktoś ma ochotę na towarzystwo to chętnie :P

Ogólnie idę z Zachodu na Wschód górami, aż po Tarnicę z małą przerwą. Na blogu więcej szczegółów http://zzachodunawschod.blogspot.com/201...pojde.html

Odpowiedz
#97
@bonkitonki
gratuluje planów no i bloga! Trzeba go wkleić w nasz forumowy watek z blogami

Czekam na zdjęcia - dasz rade, same się robią, nie trzeba umieć! No i na recki czekam, sprzęt zabierasz całkiem, całkiem!

Odpowiedz
#98
We wrześniu udało nam się przejść Główny Szlak Sudecki, więc postaram się zewrzeć zgrabnie różne kwestie w kilku poniższych punktach:

1. Do dyspozycji mieliśmy 23 dni, zakładaliśmy przejście szlaku w 20 +/-2, a ostatecznie zamknęliśmy się w 17:) Z dojazdem i powrotem do Poznania można policzyć 18. Przy czym od początku zakładaliśmy, że chcemy iść względnie spokojnie i bez rekordów, choć ostatecznie dniówka wyszła chyba całkiem niemała. Szliśmy z zachodu na wschód.

2. Obecnie szlak liczy 444 km. Nam z GPS wyszło ok. 456 km, ale w tym np. drobne odejścia do sklepów w niektórych miejscowościach, zdrojów, itp. Niekiedy weszliśmy też na przyszlaczne szczyty, które niestety są pomijane typu Śnieżka, Szczeliniec, Śnieżnik. Żal było przejść obok:)

Tutaj zarejestrowany ślad, jeśli ktoś ciekawy: http://pl.wikiloc.com/wikiloc/view.do?id=10882738 Szkoda, że profil wysokości przy takim dystansie się nie rozszerza, bo deniwelacje trochę się zacierają.

3. Korzystaliśmy z wydanego w tym roku przewodnika Compassu „Główny Szlak Sudecki”, który uważam za idealny dla takiego przejścia. W jednej książce mamy porządne mapy wraz z profilami dla każdej części szlaku, a do tego odrobinę informacji ogólnych i opisy przyszlacznych atrakcji. Szlak na przestrzeni lat mniej lub bardziej się zmienia, ale co ciekawe nawet w stosunku do tego wydania zauważaliśmy kilka drobnym zmian przebiegu.

4. Było pięknie, spokojnie, sielankowo:) Oczywiście taki dystans wiąże się z kilkoma niedogodnościami (głównie stopy+plecak), ale całość oceniam bardzo pozytywnie i z przejścia jestem zadowolony. Być może wina w mojej ogromnej sympatii, którą darzę Sudety. Tegoroczna wrześniowa aura również optymalna dla takich wędrówek. W deszczu chodziliśmy łącznie może z 1 dzień. Nawet po mniej więcej ¾ szlaku, ani myśleliśmy wracać do domu:)

Galeria tutaj: https://www.flickr.com/photos/niekisimy/...9213070225

5. Oznakowanie także na plus. W bardziej popularnych regionach jak zwykle wzorowo, a tych bardziej „tranzytowych” gorzej, ale poza kilku(nastoma) drobnymi przypadkami raczej trudno się znaczniej pogubić. Podobna tendencja oczywiście dotyczy frekwencji na szlaku. Przy punktach węzłowych i najpopularniejszych miejscach bywało tłumnie, ale zdecydowaną większość szlaku przez długie godziny, czy wręcz całe dnie szliśmy zupełnie sami.

6. Wyszło nam 8 noclegów pod namiotem, 2 pod wiatą, 7 w schronisku (ewentualnie pensjonat). Bardzo radowały niedawno postawione „luksusowe” wiaty, które po drodze spotkaliśmy trzy (na zdjęciach). Cywilizowanych miejsc noclegowych po drodze jest całkiem sporo (zwłaszcza jeśli policzyć miasteczka), co nie oznacza jednak, że łatwo dostosować ich rozkład do własnych potrzeb idąc bardziej co sił i chęci danego dnia, niż z góry ustalonym planem. Z tego względu bez namiotu zeszłoby nam pewnie znacznie dłużej, lub musielibyśmy przechodzić znacznie bardziej rozstrzelone kilometrowo dniówki.

7. Schroniska Odrodzenie, Andrzejówka, Zygmuntówka i Na Szczelińcu z odmiennymi mniejszymi lub większymi wadami i zaletami, ale jak zwykle można śmiało pochwalić.

Schronisko Na Śnieżniku z fatalną obsługą rodem z Barei, a paskudne pierogi dostałem z margaryną miast masła...

Schronisko Nad Łomniczką zostawiło niemiłe wrażenie nachalnym wymuszaniem przez panią zamówienia czegokolwiek, podczas gdy chcieliśmy tylko na chwilę przeczekać drobny deszcz, a byliśmy już zapchani i opici takimi przeczekiwaniami na Śnieżce i w Domu Śląskim i nie chcieliśmy bez sensu wydawać pieniędzy.

Schronisko Orlica w Zieleńcu omijać szerokim łukiem, o czym pisałem już w innym temacie.

Z kolei najlepsze kiedykolwiek zamówione pierogi ruskie jedliśmy w Zygmuntówce. Można wręcz powiedzieć, że dorównują tym mojej babci (a te są najlepsze na świecie:) Z tych tylko mijanych schronisk ogromna pochwała należy się Jagodnej za fenomenalne racuchy, z jagodami rzecz jasna.

8. Zaopatrzenie po drodze szeroko dostępne. Schroniska, miasta, miasteczka i wsie trafiają się często, a zazwyczaj nie trzeba nawet schodzić ze szlaku. Od mikrosklepików do znanych supermarketów. Choć oczywiście są odcinki, gdzie na powiedzmy 2-3 dni zapasy warto mieć. Wszystko zależy od budżetu.

9. Jeszcze co do samego przebiegu szlaku. Męczyła bardzo duża ilość odcinków asfaltowych. Na oko zaryzykuję, że tak 1/3 całości... Niby po mocno antropogenicznych Sudetach człowiek się tego spodziewa, ale przy takim dystansie robi się momentami niemiło.

Dodatkowo niemało było miejsc gdzie GSS prowadzi na siłę i na pałę przez jakąś miejscowość lub szczyt, który nie dość, że nic nie wnosi krajobrazowo czy w inny sposób, to obok prowadzą ciekawsze trasy. Moim skromnym zdaniem kwintesencją takiego czegoś jest chyba Bukowiec w Kamiennych (Suchych).

I na koniec Ameryki nie odkryję, ale napisać muszę. Dla mnie GSS zdecydowanie powinien kończyć się w Złotym Stoku, maksymalnie w Paczkowie. Przedłużenie do Prudnika jest bezsensowne, męczące, niegórskie i psuje odbiór całego szlaku. Mówcie co chcecie, ale traktuję je jako realizację bzdurnych ambicji jakiegoś lokalnego działacza, czy innego włodarza. Pewnie, że Głuchołazy czy Biskupia Kopa są w porządku, ale nie uzasadnia to drałowania przez dobre 60-80 km przez pola, asfalty i mało wyróżniające się wioski.

Za to bardzo cieszyły wizyty w różnych zdrojach i opijanie się tamtejszymi wodami:)


*** Na razie tyle. Jak mi się coś przypomni, to dopiszę. Postaram się jeszcze o jakieś drobne podsumowanie sprzętowe. Namiot i śpiwór opisałem już w dedykowanych wątkach.

Odpowiedz
#99
Przeczytałem relację, obejrzałem foty - Deja Vu, - normalnie, jak bym tam był... ;-)
Relacja w sumie zgodna z moimi przemyśleniami, foty świetne. Gratuluję!

Także podzielam opinię i z uporem będę ją głosił, że Główny Szlak Sudecki powinien kończyć się w Złotym Stoku, ewentualnie tak jak dawniej - w Paczkowie.
-------------------------------------------
Yatzek - nadworny tester NGT.pl :)

Odpowiedz
O matko, dzięki za relację a szczególnie za zdjęcia. Sam aparatu nie brałem, więc tym bardziej miło było powspominać co niektóre miejscówki :)
Gratuluję przejścia!

Odpowiedz


Skocz do: