No dobra, czas na małe podsumowanie. Później tylko jeszcze zmontuję film z kamerki, a teraz dzielę się przemyśleniami na temat szlaku i sprzętu.
Całość GSS pokonałem w 15 dni (21 maja - 4 czerwca), co daje Diamentową Odznakę GSS (za przejście w czasie nie dłuższym niż 18 dni) - przez pierwszych kilka dni towarzyszyła mi koleżanka, która jednak po tygodniu musiała wracać do pracy - resztę szlaku pokonałem samotnie. Podobnie jak w przypadku GSB zdecydowałem się na noclegi w schroniskach i kwaterach prywatnych, awaryjnie zabrałem jednak lekki, jednopowłokowy namiot jednoosobowy - oczywiście nie będzie on prawie wcale przydatny dla kogoś kto planuje nocowanie po schroniskach. Ja skorzystałem z niego raptem raz, choć jeszcze jedną noc spędziłem na dziko, ale na wieży widokowej. Jeżeli chcecie zabrać ze sobą jakieś awaryjne schronienie, lepszym rozwiązaniem niż namiot będzie chyba jednak hamak, płachta biwakowa lub bivybag, ważne żeby było lekko.
Wzdłuż szlaku napotkacie sporo miasteczek i wsi, nie warto więc zaopatrywać się w zbyt dużą ilość jedzenia - no chyba że wolicie kupić tanio i dźwigać, bo ceny w małych sklepikach są niestety wysokie. Skoro już przy kwestiach finansowych jesteśmy, to cały wyjazd wraz z dojazdami i dodatkowym dniem relaksu po zakończeniu GSS kosztował mnie 1200zł, co przy łącznie 17 dniach pobytu poza domem daje wynik wydatku średnio 70zł dziennie. Ogólnie sporo, ja jednak w sprawach jedzenia niewiele sobie odmawiałem - lody, lodziki, piwa, piwerka, pierogi, schabowe, rybka z frytkami i takie tam :) Co do noclegów to najtańszy kosztował mnie 17,50zł najdroższy 35zł - niby nieźle, ale jednak na GSB udało mi się nie spać za więcej niż 30zł, a w przypadku GSS noclegi za 35zł trafiły mi się ze trzy razy. Ogólnie stwierdzić muszę, że GSS ze względu na początkową bliskość do niemieckiej granicy jest szlakiem droższym niż GSB.
Jeżeli chodzi o samą trudność szlaku, to wydaje się on być lżejszy od GSB, szczyty są niższe i łagodniejsze, tym co daje jednak w kość jest spora ilość odcinków asfaltowych, które doprowadzały mnie do szewskiej pasji.
Dziennie pokonywałem dystanse między 25 a 40km, na ogół około 33-35km, gdyby nie niewygodne buty, pewnie pokonywałbym nieco dłuższe dystanse. Na ogół wstawałem około 8.30 i o 9.30-10.00 ruszałem na szlak. Co do zasady najpóźniej około 20.00 byłem już po dziennej marszrucie w miejscu noclegowym.
Pogoda raczej sprzyjała wędrowaniu, choć mogłoby być nieco cieplej i słoneczniej (pomijając ostatnie trzy dni mega upałów) - jeżeli chodzi o opady, to tutaj miałem sporo szczęścia, bo większe ulewy mnie omijały, kilka razy zmokłem, ale nie musiałem też maszerować 2-3 dni z rzędu w deszczu :) Pogoda była na tyle dobra, że buty z membraną były na GSS praktycznie zbędne (w przeciwieństwie do mojego zeszłorocznego GSB)
Czy szlak był ciekawy? Mniej niż GSB... Na trasie jest kilka przyjemnych miejscowości i atrakcji turystycznych, niektóre pasma górskie są bardzo przyjemne i oferują ładne widoki, sporo jest jednak chodzenia po lasach i asfaltem od wsi do wsi, a ostatnie 80-90 km to tego esencja.
A TERAZ SPRZĘT:
- plecak Campus Tuan 55l – 1700g – jego litraż jest raczej nieco zawyżony, w praktyce to chyba raczej 45 litrów. Starczył na GSB, więc i teraz go nie zmieniałem. Wadą plecaka niewątpliwie może być jego waga. Obecnie łatwo o konstrukcje lżejsze, nad którymi mój Campus być może góruje jednak wytrzymałością. Przez cały wyjazd ten jak i wcześniejsze był raczej ostro ciorany i nie dbałem o niego jakość szczególnie, zresztą nie był to też plecak drogi. Modyfikacje jakich dokonałem to przedłużenie bocznych pasków kompresyjnych tak by można było przytroczyć dzięki nim namiot lub karimatę a także puszczenie gumy przez górną klapę, do której to właśnie troczyłem karimatę. Poza tym plecak, gdy już po 2-3 dniach idealnie się ułożył, ja nauczyłem się go pakować i ładnie go wyregulowałem, stał się w miarę wygodny i komfortowy, poza tym umożliwiał łatwy dostęp w danej chwili do większości rzeczy, które w nim miałem – to za sprawą dzielonej komory głównej, dwóch kieszeni w klapie komina, kieszeni na froncie i dwóch kieszeni bocznych skrzelowych. Do wad plecaka poza wagą dołożyć muszę brak kieszonki na pasie biodrowym, która bardzo by się przydała, brak wyjścia na rurkę camelbaka, co po części zadecydowało o nie wzięciu na wyjazd bukłaka z wodą, tylko korzystania z klasycznych butelek, a poza tym za mały zintegrowany pokrowiec przeciwdeszczowy, który niestety miał za małą powierzchnię by objąć plecak, dużą karimatę i namiot (te elementy były na zewnątrz plecaka) Podsumowując z plecaka jestem zadowolony, choć wiem, że znajdzie się wiele konstrukcji, które na taki wyjazd jak GSB i GSS sprawdziłby się jezcze lepiej
- buty Olang Logan - buty za kostkę, pełna skóra licowa i membrana Olan-tex...Buty dość lekkie jak na ich trepowaty charakter - pomimo wcześniejszego rozchodzenia na GSS okazały się być masakrą dla moich stup - łącznie przez cały wyjazd doliczyłem się dzięki nim 13 odcisków. Nowe odciski potrafiły pojawiać się nawet po ponad tygodniu marszu...Na domiar złego buty praktycznie wcale nie oddychały. Zdecydowanie był to najgorszy sprzęt jaki miałem na tym wyjeździe. W tamtym roku na GSB miałem buty Aku Slope, również wysokie i membranowe buty, które jednak nie sprawiły mi tyle bólu co Logany. Aku niestety trafiły do reklamacji ze względu na przemakanie, w rezultacie sklep oddał mi pieniądze, które zaryzykowałem zainwestować w buty mniej znanej firmy. To nie była dobra decyzja...
kijki Black Diamond Trail – nie odddałbym ich za żadne skarby świata – świetnie sprawdziły się na szlaku, nie pogięły się, nie złożyły, były wygodne i mimo nieco wyższej wagi, mając je w dłoniach nie odczuwało się tego. Poza tym ich groty prawie w ogóle się nie zużyły. Kijki lądowały w plecaku tylko podczas marszu przez miasta. Łącznie mam z nimi już przedreptane dobre 1500km. Jeden z lepszych zakupów górskich w życiu
- japonki z Reserved, zastąpiły one wcześniejsze klapki, gdyż były lżejsze, jednak już pierwszego dnia w schronisku zrozumiałem że japonki to błąd, gdyż ciężko je nosić w połączeniu ze skarpetkami...
- ręcznik FN Tramp L +worek – 150g – jedyny materiał, który po zamoczeniu zawsze był suchy następnego dnia. Sprawdził się, choć na przyszłość będę kupować ręczniki ciemniejsze. Poza tym, w zupełności starczyłby mi ręcznik o połowię mniejszy. Mój ma 120x60cm – wystarczyłby zapewne 90x40cm
- skarpety cztery pary – wziąłem cienkie skarpety Wisport letnie, średniej grubości skarpety Alpinus Merino, dość grube skarpety Smartwool Light Crew i Ullmax Wool Extra Active. Najgorzej sprawdziły się skarpety Wisport - bardzo szybko łapały zapachy i bardzo się zniszczyły, trzecie miejsce zajęły Ullmaxy, które nie zawsze radziły sobie z odprowadzaniem wilgoci, drugie miejsce należy się skarpetom Alpinus Merino, które gdyby były nieco grubsze sprawdziłyby się idealnie. Najlepiej radziły sobie Smartwoole, które mimo grubości na ogół pozostawiały stopę suchą, nawet pomimo kiepskiej membrany w butach
- majtki termiczne z Biedroki dwie pary i para majtek bawełnianych Brubeck – majtki bawełniane sprawdziły się równie dobrze do rewelacyjne majtki z Biedry - dobra termika, wytrzymałość i szybkie schnięcie po praniu plus niewielkie łapanie zapachów.
- windshirt HiM Atmos – 195g – macie moją recenzję na forum więc nie będę się rozpisywać – dobry wybór, nosiłem go często podczas chłodniejszych lub wietrznych dni
- spodnie z odp.nogawką – 275g – to No-name'y, które mam od kilku dobrych lat. Wytrzymały łażenie po wiatrołomach na GSB, wytrzymały też całe GSS :)
- spodnie Quechua RainCut – 210g – mile mnie zaskoczyły na GSB, więc wziąłem je też na GSS, noszone podczas ulew i na mokrych łąkach na serio dawały radę, nie przepuszczały deszczu i wody a i nie pociłem się w nich aż tak bardzo jak myślałem że będę :)
- bielizna Nessi komplet – 320g – brałem jako bieliznę do spania i na duże chłody – w praktyce dół używany był tylko do spania i to też nie zawsze, góra do spania i na szlaku w chłodniejsze a czasem nawet cieplejsze dni. Góra była najczęściej noszoną przeze mnie pierwszą warstwą (często jedyną) na tym wyjeździe
- spodnie Quechua Forclaz 900 – moje podstawowe długie spodnie na ten wyjazd, ogólnie sprawdziły się całkiem nieźle, chociaż czasem były nieco za ciepłe a kieszeń na udzie mogłaby być pojemniejsza
- polar Quechua Forclaz 50 – 275g – noszony na największe chłody, produkt dobrze wszystkim znany, sprawdził się ale po latach zaczyna szybko łapać specyficzny zapach, co było mega irytujące - wolę Polartec!
- koszulka Stoor k.rękaw – 130g – recenzowałem ją na forum, sprawdziła się idealnie, nie łapała aż tak zapachów, więc sporo w niej pocisnąłem, jedyny minus to to, że mocno zmechaciła się od plecaka
- koszulka Quechua Techfresh 50 – szybko łapała zapachy i wziąłem ją tylko z braku laku, w przyszłości pewnie zamienię na kolejnego Stoora albo cienką wełenkę
- czapka cienka zimowa Kalenji – używana kilka razy w chłodniejsze dni i do spania pod namiotem i na wieży. Bardzo dobrze się sprawdziła, choć czasem było w niej ciut za ciepło
- kurtka Berghaus Dru Paclite – 405g – nie przemokła i dobrze oddychała w chłodniejsze dni. Na GSS sprawdziła się lepiej niż na GSB, gdyż było o wiele chłodniej
- śpiwór Volven Superlight II – 1000g – mały po spakowaniu, ale po latach już nie tak ciepły no i niestety ciężki. Z chęcią zabrałbym na wyjazd coś lżejszego a jednoczesnie równie ciepłego lub nieco cieplejszego, czyli zapewne puch. Z braku kasy zostałem przy Volvenie – na wieży było mi w nim i wszystkich ciuchach na sobie mega zimno, dopiero gdy przykryłem się folią dachową, której używam jako dodatkowej podłogi pod namiot, udało mi się usnąć
- kartusz z gazem - wystarczył jeden mały kartusz, po powrocie jest nadal 1/3 gazu na stanie
- kosmetyczka z przyborami – 300g – był w niej szampon zmieszany z żelem w butelce 150ml, uzupełniałem ją czasem mydłem w płynie ze schronisk, 60ml pasty do zębów, szczoteczka do zębów, maszynka jednorazowa, mała pianka do golenia, mały dezodorant 50ml – starczył na styk
-mapy (3 sztuki), książeczka GOT, długopis, kartki
- papier toaletowy
- karimata 350 gramów
- palnik Primus Technotrail, zapalniczka, sznurek – 220g – sznurka użyłem tylko do zawiązania na noc krat od wejścia do wieży widokowej
- kubek Snowpeak Titan 700 – 150g – moje główne naczynie do gotowania, sprawdził się idealnie, choć głównie robiłem w nim herbatę i zupki chińskie, raz ugotowałem też ryż i raz zrobiłem jajecznicę. Dania typu gołąbki, klopsiki i inne rzeczy ze słoików + ryż kupowałem tam, gdzie wiedziałem że będę miał dostęp do kuchni
- SjCam 5000 + akcesoria – 220g – kamera zamiast aparatu to dobre rozwiązanie, mnie to w zupełności wystarczyło
- Lifestraw (filtr wody) – 60g - na GSB sporo go używałem, na GSS ze względu na o wiele chłodniejsze dni i łatwiejszy teren, nie miałem w ogóle potrzeby filtrować wody, zawsze starczała mi 1,5l butelka wody mineralnej
- ładowarka do telefonów i kamery, smartphone, telefon Nokia 215 jako mp3 i główny telefon wyjazdu
- Petzl Tikka XP2 – 100g – używana raczej sporadycznie, czyli ze 4 razy na szlaku, gdy zastała mnie noc i podczas obozowania na dziko pod namiotem lub wiatą. Sprawdziła się, choć brakuje mi w niej funkcji z Black Diamondów, czyli automatycznego wyłączenia latarki po 4h świecenia, czyli zabezpieczenia w razie przypadkowego włączenia latarki w plecaku. Zawsze zostawiam ją w trybie światła czerwonego, tak by w razie przypadkowego włączenia się, nie zużywała za dużo baterii, nie brałem na wyjazd bowiem żadnych zapasowych
- Victorinox Spartan – 60g – jedyny nóż jaki zabrałem na wyjazd – i bardzo dobrze, bowiem nawet tego nie używałem za wiele
- spork – 16g – używany codziennie
- apteczka – 350g – z tego co miałem używałem tylko plastrów, zeszły ponad 2 metry, Gripexu i środków przeciwbólowych ze względu na zmasakrowane nogi, Aha, używałem jeszcze, choć sporadycznie Repel 50 – czyli środka na komary i kleszcze, równie skutecznego co środki z DEET, ale bez tego składnika. W apteczce miałem poza tym wodę utlenioną, Altacet, dwa bandaże, gaziki jałowe, węgiel, stoperan, waciki do uszu, kleszczołapki - użyłem ich raz bo na sam koniec złapałem jednego kleszcza
- namiot McKinley Arium I – 1380g - mogłem go nie brać, ale wolałem mieć awaryjny nocleg przy sobie. Namiot sprawdził się idealnie, szybko się go rozstawiało, był przestronny w środku, a kondensacja nie stanowiła jakiegoś większego problemu
- dodatkowa podłoga pod namiot – 200g – posłużył za nią wykrój z folii dachowej paro-izolacyjnej – służyło to jako zabezpieczenie delikatnej podłogi namiotu i się sprawdziło
- tani kapelusz słomkowy
- buff – non stop na szyi, niekiedy na ramieniu pod ramiączkiem plecaka, przydatna rzecz
- rękawiczki rowerowe – cały czas na dłoniach, żeby chronić przed odciskami od kijków, przez ostatnie dwa dni nie były jednak używane by sprawdzić czy kije poczynią jakieś odciski - na szczęście nie poczyniły :)
- dokumenty i kasa – wziąłem tylko kartę płatniczą, dowód osobisty i gotówkę
- Litorsal 25 tabletek – świetnie gasił pragnienie, zużyłem 20 tabletek