28-08-2013, 11:20
OPIS PRODUKTU:
* dostępne w dwóch długościach
- 120 cm (32 cm po złożeniu)
- 130 cm (36 cm po złożeniu)
* aluminium 7075 T6
* widiowe groty
* waga 1 kijka 180 g lub 200 g - zależnie od długości
* wymienne talerzyki
http://www.tinyurl.pl/?b8OEFF41
http://www.tinyurl.pl/?cVt1cpEo
-----------------------------------------------------------------
RECENZJA:
DATA RECENZJI:
28-08-2013, 11:52
DLACZEGO?
Moja przygoda z kijkami Campa zaczęła się w czerwcu 2012 r. Dlaczego je kupiłem mając w domu
stare Kohla Alpen Top i nowsze Black Diamond Trial?
Dotychczasowe podróże lotnicze i inne, gdzie musiałem korzystać z jakiejś formy transportu obcego nauczyły mnie, że nawet dobrze spakowany plecak, staje się mniej poręczny i mobilny po przypięciu do niego kijków trekingowych. Te są długie, zawsze jakoś tam odstają i łatwo czepiają się o wszystko naokoło, oczywiście wtedy kiedy najmniej jest to potrzebne. Taka to już złośliwość przedmiotów martwych :) Pomyślałem, że trzeba coś z tym zrobić. Kijki muszą być tak krótkie po złożeniu, aby możliwe było chowanie ich do plecaka, albo gdzieś do bocznej kieszeni. Słowem - koniec ze sterczącymi badylami.
Drugim argumentem były ciągłe problemy z kijami przypiętymi do małego plecaka szturmowego. Kiedy do ręki trzeba wziąć czekan, kijki wędrują na plecak. Tylko, że ten jest mały i wiotki, to też długie badyle niezbyt stabilnie się tam trzymają. Takie krótkie, jak Camp Xenon spokojnie mieszczę w komorze głównej TNF Verto 26. Nawet umieszczone w jego bocznej kieszonce nie wystają poza obrys plecaka, o nic nie wadzą, nie majtają się na boki.
Oczywiście chciałem, aby nowe kijki były jak najlżejsze, bo wszystko staram się maksymalnie - choć w moim rozumieniu rozsądnie - odchudzać, ale najważniejsza była dla mnie minimalna długość i pełna funkcjonalność. Przez funkcjonalność rozumiem brak ograniczeń w używaniu, czyli możliwość mocowania dowolnych talerzyków w lecie i w zimie, porządne uchwyty, regulowane pętle nadgarstkowe, a przede wszystkim możliwość mocnego, pełnego obciążenia. Kijki są po to, aby chronić mnie i moje kolana, nie po to aby o nie dbać i przejmować się możliwością złamania, zgięcia, czy innego uszkodzenia. Delikatność owszem, bo to niższa waga, ale tylko taka żebym w żaden sposób nie zaprzątał sobie uwagi miejscem, gdzie stawiam kijek.
BUDOWA
1. Uchwyty.
Nie zdarza mi się zmieniać długości kijów w czasie napierania w górach. Nie wiem, może żal mi czasu na takie operacje? Wolę - kiedy jest taka potrzeba - zmieniać miejsce trzymania kijka. Od razu, więc spodobały mi się w Campach długie na ponad 20 cm uchwyty z miękkiej, czarnej pianki EVA - podobnej do tej jaką mam w Black Diamond Trial. Chwytając kijki w różnych pozycjach można - w sposób dla mnie wystarczający - dostosować długość badyla do terenu po jakim się poruszamy.
Same rączki są proste, praktycznie bez żadnych przetłoczeń poprawiających chwyt. Z jednej strony to wada, bo komfort długiego trzymania kijków na pewno jest niższy niż na przykład w BD, ale z drugiej strony takie ukształtowanie pianki pozwala na chwyt w dowolnym miejscu z jednakowym czuciem. Miękkość wydaje się optymalna - nie jest jakoś przesadnie miękko, ale też nie są to gripy o twardości tych plastikowych i tych pseudo korkowych w Kohla.
Są trwałe. Po ponad rocznym używaniu nie ma żadnych śladów, które mogłyby sugerować jakieś braki w tym zakresie. Nic się nie wykrusza, nie strzępi, nie ściera. Pianka nie zbiła się też w zauważalny sposób. Słowem nie ma się do czego przyczepić.
2. Paski nadgarstkowe.
Prostota, żeby nie powiedzieć prymitywizm. Te słowa są tutaj odpowiednie, choć nie koniecznie muszą być traktowane, pejoratywnie :). Ot, ten typ tak ma i widać to od razu.
Próżno w Campach Xenon szukać pasków wyściełanych miękkimi ''oddychającymi'' gąbkami, czy systemów regulacji obwodu jedną ręką. Zamiast tego mamy surowe, szerokie na 1,5 cm paski z najprostszą klamrą regulacyjną. Wszystko to mocowane jest do kijka za pomocą zwykłej plastikowej opaski zaciskowej - takiej jakie stosuje się do ściskania, wiązania kabli elektrycznych (!).
http://www.tinyurl.pl/?fWBLxC23
Ściągacz cieniutki, to też niewytrzymały, a paski mocno obciążane, bo po to są, aby rękę uwiesić zwalniając nieco uchwyt. Było, zatem tylko kwestią czasu, kiedy pasek się oderwie od kijka i kiedy tak się w końcu stało, nie byłem specjalnie zaskoczony.
3. Rurki.
Mamy cztery rurki wykonane ze stopu aluminium 7075 T6 - wszystkie o jednakowej średnicy i identycznej długości 29,5 cm. Ostatnia rurka, na samym końcu jest gwałtownie zwężona, tak aby możliwe było nałożenie końcówki z grotem.
Mimo, że średnica zewnętrzna kijków wynosi zaledwie 13 mm, czyli stosunkowo niewiele w porównaniu do innych, bardziej tradycyjnych modeli, to same rurki są grubościenne. Ścianki mają grubość 1 mm, a więc nieco więcej niż w kijach BD i Kohla, gdzie odpowiednie wartości wynoszą 0,8 mm. W efekcie Xenony są nadspodziewanie sztywne i wytrzymałe. Są nieco bardziej elastyczne niż BD Trial, ale nie jest to znaczna różnica. Dla porównania Kohla Alpen Top z rurami o średnicy 18 mm dają wyraźnie twardsze podparcie niż wspomniane BD. Tutaj, w zestawieniu tej pary, wyczuwam większe różnice elastyczności, niż w porównaniu Xenon - Trial.
Jak wspomniałem wyżej nie mam w zwyczaju cackać się z kijkami trekingowymi, więc i te muszą swoje odpracować. Chodzę po górach szybko, to też zdarza mi się potknąć, poślizgnąć. Wtedy kijki niezależnie od ich ułożenia, czy gruntu muszą ratować mnie z opresji. Czasami wręcz świadomie opieram ciężar ciała na kijku zamiast na nodze, bo tę pasuje postawić gdzie indziej. Nie rzadko badyl zablokuje się gdzieś w jakiejś skalnej szczelinie i mocno wygnie zanim się zatrzymam, aby go uwolnić.
Jak na razie takie traktowanie nie ma wpływu na kondycję samych rurek. Żadna nie jest wygięta, nie ma też żadnych pęknięć. To mnie cieszy i tego oczekiwałem :)
4. Groty.
Widiowe groty umieszczono w plastikowych końcówkach do złudzenia przypominających te, jakie spotkamy w kijach Black Diamond. To zaleta, bo do Camp Xenon pasują wszystkie talerzyki BD i pasują też oczywiście same końcówki tego producenta, co bardzo mi się przydało.
5. Talerzyki.
Oczywiście w komplecie z kijami były talerzyki. Tylko jeden komplet o średnicy 55 mm, czyli dla mnie za dużo jak na lato i za mało jak na zimę. Talerze wymieniłem. Mam teraz małe letnie, przez co złożone kijki tworzą wąski zwarty pakunek i duże zimowe, które ładnie zapobiegają głębokiemu zapadaniu się w śnieg.
6. System blokowania.
Tak samo prosty, jak cała pozostałość. Cztery odrębne elementy każdego kija łączą się na wcisk, poprzez węższe łączniki - tak jak elementy pałąków namiotowych. Całość jest blokowana za pomocą sznurka o średnicy 2 mm (dyneema). Jeden z jego końców jest unieruchomiony w dolnym, najniższym elemencie, a w elemencie najwyższym, wewnątrz piankowego chwytu, znalazł się plastikowy pierścień z dwoma nacięciami, w które wciska się wspomniany sznurek, uniemożliwiając w ten sposób rozsypanie się połączonych rurek. Aby sznurek nie przesuwał się w wycięciach pierścienia, zawiązany jest na nim węzeł. Miejscem wiązania węzła można regulować sposób napięcia linki i tym samym kasować zbędne luzy na połączeniach rurek.
Aby linka nie wpadła do kijka, na jej końcu umieszczony był plastikowy mini karabinek, który wpinał się w specjalną gumową pętelkę trzymaną przez ten sam ściągacz, który trzyma pasek nadgarstkowy. Niestety jakość plastiku i ogólna delikatność tego elementu nie pozwoliły mu na długie trwanie. Teraz sznurek jest zawiązany do wspomnianej pętelki i gra :)
UŻYTKOWANIE
Czyli to co najważniejsze dla potencjalnego zainteresowanego :)
Zaraz po zakupie kijów wziąłem je ze sobą w Tatry. Z Wrocławia do Zakopanego trochę się jedzie, a planowana na ten dzień była Orla Perć, więc dla skrócenia czasu wjechałem sobie kolejką na Kasprowy. Tam dumnie rozłożyłem swoje nowe kijki i pełen zapału ruszyłem. Jakoś przed Świnicką Przełęczą prawy kijek nagle rozsypał mi się w dłoni. Okazało się, że grot wypadł gdzieś wcześniej, część plastikowa, gdzie był zamocowany starła się i w efekcie przetarł się również węzeł linki trzymającej całość w kupie, zawiązany na końcu wystającej teraz z plastiku rurki.
Debiut raczej mało okazały i źle wróżący na przyszłość.
Awarię usunąłem w domu. Linkę ściągającą zamocowałem w dolnych elementach za pomocą budowlanych kołków rozporowych. Dzięki temu, przy pomocy śrubokręta zawsze mogę linkę wyjąć, wymienić, czy też poprzez przesuwanie kołka w rurce precyzyjnie wyregulować jej długość, bez zabawy z przewiązywaniem węzła na górze.
Na kijki nabiłem też nowe końcówki BD. Takich używam od lat i są trwałe. Również w Campach nie miałem więcej problemów z tym elementem
Były natomiast kolejne awarie.
Kolejny wyjazd - znowu w Tatry - i kolejna wpadka jakościowa.
W drodze na Przełęcz pod Kopą Kondracką jeden z kijków jakby się złamał. Cóż znowu k...wa? Okazało się, że element umożliwiający łączenie segmentów, czyli krótka rurka o mniejszej średnicy wklejona w jeden z segmentów, wypadła ze swojego miejsca wsuwając się w głąb kijka. Wyciąganie i umieszczanie łącznika na swoim miejscu nic nie pomogło, bo po czasie znowu opadał on gdzieś w głąb.
Tym razem awarię usunąłem już w Zakopanem, więc na kolejny dzień miałem czym się podpierać. Krnąbrny element wkleiłem w należne mu miejsce niezawodną Kropelką, co okazało się o wiele trwalszym rozwiązaniem niż ''mocowania fabryczne''. Skąd to wiem? Bo później w domy dla zapobieżenia podobnym niespodziankom w przyszłości, wszystkie pozostałe łączniki przynitowałem. Wcześniej dla wypróbowania jakości połączeń klejonych Campa, poszarpałem sobie za owe łączniki i prawie wszystkie dało się wyrwać - oprócz tego potraktowanego Kropelką. Może powinienem to zgłosić to właścicieli nobliwej marki, jako wniosek racjonalizatorski? :)
Nic to, jest walka jest fun. Czy jakoś tak.
Teraz to już przekonany byłem, że sytuację mam opanowaną. Zdawały się to potwierdzać kolejne bezproblemowe wyjazdy. Przyszła zima, więc zaopatrzyłem kijki w zimowe talerze i do przodu. Używałem ich często, bo chciałem ''w ogniu'' wyeliminować wszelkie możliwe awarie. Kijki miałem brać ze sobą w Andy, więc musiałem wcześniej niejako wymusić, wywołać wszystkie niedoróbki. Wydawało mi się, że to co mogło się popsuć, czego się po trochu spodziewałem - już się stało i wszystko to naprawiłem, udoskonaliłem. Trochę niepokoiło mnie to tandetne mocowanie pasków nadgarstkowych, ale wszystko tak ładnie się układało, że moja czujność zostało przytępiona ;)
No i stało się. W Andach przy którymś z podejść - a jakże, zaraz na początku - pasek jednego kijka został mi na ręce. Nie jest to może duża niedogodność, ale wkurzająca.
Na szczęście kije są banalnie proste w konstrukcji, to i naprawa prosta. Kawałek repa wystarczył, aby pasek pozostał tam, gdzie być powinien. Do końca wyjazdu.
W domu oba mocowania ''poprawiłem'' za pomocą elastycznego druta stalowego, więc teraz to raczej pasek pęknie niż mocowanie :)
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wśród czytających tę reckę większość to ludzie trzeźwo myślący. Wielu więc zapewne puka się teraz w czoło, pytając samych siebie: po co trzymam takie ***o, czemu nie oddałem złoma do sklepu w ramach gwarancji.
Postaram się wyjaśnić, choć pewnie łatwo nie będzie:)
WYJAŚNIENIA
Już w fazie zakupu kijów Campa poczytałem sobie to i owo w sieci. Zawsze tak robię - łatwiej wtedy uniknąć wpadki i rozczarowania. Przeczytałem między innymi coś takiego:
http://www.randonner-leger.org/forum/vie...pid=192186
Czemu więc zdecydowałem się na ten model?
Na pewno swoją rolę odegrała cena. Niecałe 250 zł było wartością atrakcyjną w porównaniu do podobnie pakownych i lekkich kijów konkurencji. Urzekła mnie też ich budowa. Jakby cztery rurki od namiotu związane sznurkiem, z uchwytem na górze. Takie coś musi być bezawaryjne, bo psuć się nie ma co!
Tak, tak, wiem że psuły się często, ale to już przeszłość - mam nadzieję - i właściwie poza wpadką z wypadnięciem grota, zepsuło się to czego się spodziewałem. No cóż, jakość produkcji dla Campa jest mówiąc oględnie: taka sobie. Ogólnie Xenony są tak prostą konstrukcją, że naprawić można je niejako ''na kamieniu''. Nie jest to możliwe w takich np. Black Diamond Distance - podobnie lekkich i krótkich po złożeniu (mam w domu, żona używa). Wszystko tam schowane jest, oblane tworzywami sztucznymi, które działają jak dotąd doskonale, ale w razie jakiegoś pęknięcia, czy urwania linki, nic nie poradzimy. W każdych innych kijach są plastikowe elementy blokujące/rozporowe, które pęknięte, złamane są niemożliwe do naprawy w terenie.
W Xenonach po wyeliminowaniu ewidentnych wad jakościowych, jedyne co może się zepsuć to urwanie linki (dyneema), czy też paska na nadgarstek. Linkę zawsze mam przy sobie, a jej wymiana po moich modyfikacjach jest banalnie prosta, podobnie jak ewentualne przywiązanie paska. Oczywiście każdy kijek może też się złamać, ale to sytuacja dość ekstremalna i dotycząca również wszystkich innych. Znacznie częściej aluminiowe kije są wyginane. Zgięte rurki aluminiowe zawsze można prostować, choćby tymczasowo, przed wymianą. Element z włókna węglowego przeciążony po prostu pęka. To powód dlaczego nie rozglądałem się za kijami carbonowymi, mimo że tutaj można byłoby uzyskać niższą wagę.
Camp Xenon kupiłem z myślą o dalekich wyprawach, gdzie niska waga i kompaktowe rozmiary po złożeniu są dla mnie istotne. Wszędzie bliżej w założeniu miały być używane tradycyjne i wygodniejsze BD Trail. Okazało się jednak, że używam ich również w naszych górach, bo wbrew obawom są wystarczająco sztywne i mocne. Normalne końcówki dają możliwość używania dowolnych talerzyków, co np. nie jest możliwe w lekkich BD Distance. Długość zaledwie 32 cm po złożeniu i waga kijka z talerzem letnim na poziomie 186g. to naprawdę dobre parametry, jak za w pełni wartościowe kijki trekingowe.
WARTO?
Oczywiście można zadać sobie pytanie, czy warto kupować coś, co jest tak kiepsko wykonane, że już na starcie musi być modyfikowane domowymi metodami, co niejako w założeniu będzie awaryjne przed przeróbkami? Nie wiem, czy warto. Nikogo nie zachęcam do zakupu Campów Xenon Trek, bo nie każdy ma ochotę, czas, czy też może nawet jakieś tam zdolności manualne, aby bawić się w ''poprawianie fabryki''. Jednak dla osób poszukujących czegoś podobnego, moja recka może być pomocna. Te wszystkie wady i słabości Xenonów, o których można poczytać w sieci - dla niektórych w rzeczywistości mogą okazać się zaledwie niedogodnościami, łatwymi do eliminacji :)
Ja zakupu nie żałuję. Wbrew pozorom kijki są takie, jakich się spodziewałem. Niedoróbki poprawiłem bez jakichś karkołomnych czynności produkcyjnych i wielkich nakładów finansowych. W efekcie mam to czego chciałem :)
Pod tym linkiem możecie obejrzeć zdjęcia dokumentujące moje powyższe wypociny:
http://ngt.pl/users/rytmar/?kijki-camp-xenon-trek,10
Wady:
* katastrofalna jakość wykonania - popsuło się wszystko co mogło być źle, niechlujne zmontowane
* mocowanie, blokowanie linki wymaga użycia znacznej siły - raczej nie dla kobiet
* kijki są otwarte od góry - deszcz i śnieg mogą napadać do wewnątrz
* linka po zablokowaniu wystaje poza obrys kijka - w krzaczorach może wadzić
* luźniejsza linka, tak aby łatwiej dało się całość blokować, powoduje powstanie luzów w miejscach łączenia elementów - dziwne uczucie jakby kiwania się kijków
* rozłożone kijki łatwo się plączą - przed rozłożeniem niekiedy trzeba je nieco rozplątać
* najprostsze z możliwych paski nadgarstkowe - co bardziej delikatnych mogą obcierać
Zalety:
* prosta, wręcz prymitywna konstrukcja - miejsce do popisu dla majsterkowicza i zmniejszona ilość elementów mogących ulec awarii
* niska waga - 182 g
* bardzo mała długość po złożeniu - 32 cm
* kompatybilność z osprzętem Black Diamond - raczej łatwo dostępnym w Polsce
* rzeczywista 4 sezonowość - długie końcówki, zimowe talerzyki
* konkurencyjna cena - podobne objętościowo i wagowo kijki BD Distance są zdecydowanie droższe
Na koniec małe podsumowanie.
Niektóre z otaczających nas przedmiotów są tak brzydkie, że aż ładne. Są też inne - piękne w swej prostocie. Do tej drugiej kategorii zaliczyłbym kijki Camp Xenon Trek.
* dostępne w dwóch długościach
- 120 cm (32 cm po złożeniu)
- 130 cm (36 cm po złożeniu)
* aluminium 7075 T6
* widiowe groty
* waga 1 kijka 180 g lub 200 g - zależnie od długości
* wymienne talerzyki
http://www.tinyurl.pl/?b8OEFF41
http://www.tinyurl.pl/?cVt1cpEo
-----------------------------------------------------------------
RECENZJA:
DATA RECENZJI:
28-08-2013, 11:52
DLACZEGO?
Moja przygoda z kijkami Campa zaczęła się w czerwcu 2012 r. Dlaczego je kupiłem mając w domu
stare Kohla Alpen Top i nowsze Black Diamond Trial?
Dotychczasowe podróże lotnicze i inne, gdzie musiałem korzystać z jakiejś formy transportu obcego nauczyły mnie, że nawet dobrze spakowany plecak, staje się mniej poręczny i mobilny po przypięciu do niego kijków trekingowych. Te są długie, zawsze jakoś tam odstają i łatwo czepiają się o wszystko naokoło, oczywiście wtedy kiedy najmniej jest to potrzebne. Taka to już złośliwość przedmiotów martwych :) Pomyślałem, że trzeba coś z tym zrobić. Kijki muszą być tak krótkie po złożeniu, aby możliwe było chowanie ich do plecaka, albo gdzieś do bocznej kieszeni. Słowem - koniec ze sterczącymi badylami.
Drugim argumentem były ciągłe problemy z kijami przypiętymi do małego plecaka szturmowego. Kiedy do ręki trzeba wziąć czekan, kijki wędrują na plecak. Tylko, że ten jest mały i wiotki, to też długie badyle niezbyt stabilnie się tam trzymają. Takie krótkie, jak Camp Xenon spokojnie mieszczę w komorze głównej TNF Verto 26. Nawet umieszczone w jego bocznej kieszonce nie wystają poza obrys plecaka, o nic nie wadzą, nie majtają się na boki.
Oczywiście chciałem, aby nowe kijki były jak najlżejsze, bo wszystko staram się maksymalnie - choć w moim rozumieniu rozsądnie - odchudzać, ale najważniejsza była dla mnie minimalna długość i pełna funkcjonalność. Przez funkcjonalność rozumiem brak ograniczeń w używaniu, czyli możliwość mocowania dowolnych talerzyków w lecie i w zimie, porządne uchwyty, regulowane pętle nadgarstkowe, a przede wszystkim możliwość mocnego, pełnego obciążenia. Kijki są po to, aby chronić mnie i moje kolana, nie po to aby o nie dbać i przejmować się możliwością złamania, zgięcia, czy innego uszkodzenia. Delikatność owszem, bo to niższa waga, ale tylko taka żebym w żaden sposób nie zaprzątał sobie uwagi miejscem, gdzie stawiam kijek.
BUDOWA
1. Uchwyty.
Nie zdarza mi się zmieniać długości kijów w czasie napierania w górach. Nie wiem, może żal mi czasu na takie operacje? Wolę - kiedy jest taka potrzeba - zmieniać miejsce trzymania kijka. Od razu, więc spodobały mi się w Campach długie na ponad 20 cm uchwyty z miękkiej, czarnej pianki EVA - podobnej do tej jaką mam w Black Diamond Trial. Chwytając kijki w różnych pozycjach można - w sposób dla mnie wystarczający - dostosować długość badyla do terenu po jakim się poruszamy.
Same rączki są proste, praktycznie bez żadnych przetłoczeń poprawiających chwyt. Z jednej strony to wada, bo komfort długiego trzymania kijków na pewno jest niższy niż na przykład w BD, ale z drugiej strony takie ukształtowanie pianki pozwala na chwyt w dowolnym miejscu z jednakowym czuciem. Miękkość wydaje się optymalna - nie jest jakoś przesadnie miękko, ale też nie są to gripy o twardości tych plastikowych i tych pseudo korkowych w Kohla.
Są trwałe. Po ponad rocznym używaniu nie ma żadnych śladów, które mogłyby sugerować jakieś braki w tym zakresie. Nic się nie wykrusza, nie strzępi, nie ściera. Pianka nie zbiła się też w zauważalny sposób. Słowem nie ma się do czego przyczepić.
2. Paski nadgarstkowe.
Prostota, żeby nie powiedzieć prymitywizm. Te słowa są tutaj odpowiednie, choć nie koniecznie muszą być traktowane, pejoratywnie :). Ot, ten typ tak ma i widać to od razu.
Próżno w Campach Xenon szukać pasków wyściełanych miękkimi ''oddychającymi'' gąbkami, czy systemów regulacji obwodu jedną ręką. Zamiast tego mamy surowe, szerokie na 1,5 cm paski z najprostszą klamrą regulacyjną. Wszystko to mocowane jest do kijka za pomocą zwykłej plastikowej opaski zaciskowej - takiej jakie stosuje się do ściskania, wiązania kabli elektrycznych (!).
http://www.tinyurl.pl/?fWBLxC23
Ściągacz cieniutki, to też niewytrzymały, a paski mocno obciążane, bo po to są, aby rękę uwiesić zwalniając nieco uchwyt. Było, zatem tylko kwestią czasu, kiedy pasek się oderwie od kijka i kiedy tak się w końcu stało, nie byłem specjalnie zaskoczony.
3. Rurki.
Mamy cztery rurki wykonane ze stopu aluminium 7075 T6 - wszystkie o jednakowej średnicy i identycznej długości 29,5 cm. Ostatnia rurka, na samym końcu jest gwałtownie zwężona, tak aby możliwe było nałożenie końcówki z grotem.
Mimo, że średnica zewnętrzna kijków wynosi zaledwie 13 mm, czyli stosunkowo niewiele w porównaniu do innych, bardziej tradycyjnych modeli, to same rurki są grubościenne. Ścianki mają grubość 1 mm, a więc nieco więcej niż w kijach BD i Kohla, gdzie odpowiednie wartości wynoszą 0,8 mm. W efekcie Xenony są nadspodziewanie sztywne i wytrzymałe. Są nieco bardziej elastyczne niż BD Trial, ale nie jest to znaczna różnica. Dla porównania Kohla Alpen Top z rurami o średnicy 18 mm dają wyraźnie twardsze podparcie niż wspomniane BD. Tutaj, w zestawieniu tej pary, wyczuwam większe różnice elastyczności, niż w porównaniu Xenon - Trial.
Jak wspomniałem wyżej nie mam w zwyczaju cackać się z kijkami trekingowymi, więc i te muszą swoje odpracować. Chodzę po górach szybko, to też zdarza mi się potknąć, poślizgnąć. Wtedy kijki niezależnie od ich ułożenia, czy gruntu muszą ratować mnie z opresji. Czasami wręcz świadomie opieram ciężar ciała na kijku zamiast na nodze, bo tę pasuje postawić gdzie indziej. Nie rzadko badyl zablokuje się gdzieś w jakiejś skalnej szczelinie i mocno wygnie zanim się zatrzymam, aby go uwolnić.
Jak na razie takie traktowanie nie ma wpływu na kondycję samych rurek. Żadna nie jest wygięta, nie ma też żadnych pęknięć. To mnie cieszy i tego oczekiwałem :)
4. Groty.
Widiowe groty umieszczono w plastikowych końcówkach do złudzenia przypominających te, jakie spotkamy w kijach Black Diamond. To zaleta, bo do Camp Xenon pasują wszystkie talerzyki BD i pasują też oczywiście same końcówki tego producenta, co bardzo mi się przydało.
5. Talerzyki.
Oczywiście w komplecie z kijami były talerzyki. Tylko jeden komplet o średnicy 55 mm, czyli dla mnie za dużo jak na lato i za mało jak na zimę. Talerze wymieniłem. Mam teraz małe letnie, przez co złożone kijki tworzą wąski zwarty pakunek i duże zimowe, które ładnie zapobiegają głębokiemu zapadaniu się w śnieg.
6. System blokowania.
Tak samo prosty, jak cała pozostałość. Cztery odrębne elementy każdego kija łączą się na wcisk, poprzez węższe łączniki - tak jak elementy pałąków namiotowych. Całość jest blokowana za pomocą sznurka o średnicy 2 mm (dyneema). Jeden z jego końców jest unieruchomiony w dolnym, najniższym elemencie, a w elemencie najwyższym, wewnątrz piankowego chwytu, znalazł się plastikowy pierścień z dwoma nacięciami, w które wciska się wspomniany sznurek, uniemożliwiając w ten sposób rozsypanie się połączonych rurek. Aby sznurek nie przesuwał się w wycięciach pierścienia, zawiązany jest na nim węzeł. Miejscem wiązania węzła można regulować sposób napięcia linki i tym samym kasować zbędne luzy na połączeniach rurek.
Aby linka nie wpadła do kijka, na jej końcu umieszczony był plastikowy mini karabinek, który wpinał się w specjalną gumową pętelkę trzymaną przez ten sam ściągacz, który trzyma pasek nadgarstkowy. Niestety jakość plastiku i ogólna delikatność tego elementu nie pozwoliły mu na długie trwanie. Teraz sznurek jest zawiązany do wspomnianej pętelki i gra :)
UŻYTKOWANIE
Czyli to co najważniejsze dla potencjalnego zainteresowanego :)
Zaraz po zakupie kijów wziąłem je ze sobą w Tatry. Z Wrocławia do Zakopanego trochę się jedzie, a planowana na ten dzień była Orla Perć, więc dla skrócenia czasu wjechałem sobie kolejką na Kasprowy. Tam dumnie rozłożyłem swoje nowe kijki i pełen zapału ruszyłem. Jakoś przed Świnicką Przełęczą prawy kijek nagle rozsypał mi się w dłoni. Okazało się, że grot wypadł gdzieś wcześniej, część plastikowa, gdzie był zamocowany starła się i w efekcie przetarł się również węzeł linki trzymającej całość w kupie, zawiązany na końcu wystającej teraz z plastiku rurki.
Debiut raczej mało okazały i źle wróżący na przyszłość.
Awarię usunąłem w domu. Linkę ściągającą zamocowałem w dolnych elementach za pomocą budowlanych kołków rozporowych. Dzięki temu, przy pomocy śrubokręta zawsze mogę linkę wyjąć, wymienić, czy też poprzez przesuwanie kołka w rurce precyzyjnie wyregulować jej długość, bez zabawy z przewiązywaniem węzła na górze.
Na kijki nabiłem też nowe końcówki BD. Takich używam od lat i są trwałe. Również w Campach nie miałem więcej problemów z tym elementem
Były natomiast kolejne awarie.
Kolejny wyjazd - znowu w Tatry - i kolejna wpadka jakościowa.
W drodze na Przełęcz pod Kopą Kondracką jeden z kijków jakby się złamał. Cóż znowu k...wa? Okazało się, że element umożliwiający łączenie segmentów, czyli krótka rurka o mniejszej średnicy wklejona w jeden z segmentów, wypadła ze swojego miejsca wsuwając się w głąb kijka. Wyciąganie i umieszczanie łącznika na swoim miejscu nic nie pomogło, bo po czasie znowu opadał on gdzieś w głąb.
Tym razem awarię usunąłem już w Zakopanem, więc na kolejny dzień miałem czym się podpierać. Krnąbrny element wkleiłem w należne mu miejsce niezawodną Kropelką, co okazało się o wiele trwalszym rozwiązaniem niż ''mocowania fabryczne''. Skąd to wiem? Bo później w domy dla zapobieżenia podobnym niespodziankom w przyszłości, wszystkie pozostałe łączniki przynitowałem. Wcześniej dla wypróbowania jakości połączeń klejonych Campa, poszarpałem sobie za owe łączniki i prawie wszystkie dało się wyrwać - oprócz tego potraktowanego Kropelką. Może powinienem to zgłosić to właścicieli nobliwej marki, jako wniosek racjonalizatorski? :)
Nic to, jest walka jest fun. Czy jakoś tak.
Teraz to już przekonany byłem, że sytuację mam opanowaną. Zdawały się to potwierdzać kolejne bezproblemowe wyjazdy. Przyszła zima, więc zaopatrzyłem kijki w zimowe talerze i do przodu. Używałem ich często, bo chciałem ''w ogniu'' wyeliminować wszelkie możliwe awarie. Kijki miałem brać ze sobą w Andy, więc musiałem wcześniej niejako wymusić, wywołać wszystkie niedoróbki. Wydawało mi się, że to co mogło się popsuć, czego się po trochu spodziewałem - już się stało i wszystko to naprawiłem, udoskonaliłem. Trochę niepokoiło mnie to tandetne mocowanie pasków nadgarstkowych, ale wszystko tak ładnie się układało, że moja czujność zostało przytępiona ;)
No i stało się. W Andach przy którymś z podejść - a jakże, zaraz na początku - pasek jednego kijka został mi na ręce. Nie jest to może duża niedogodność, ale wkurzająca.
Na szczęście kije są banalnie proste w konstrukcji, to i naprawa prosta. Kawałek repa wystarczył, aby pasek pozostał tam, gdzie być powinien. Do końca wyjazdu.
W domu oba mocowania ''poprawiłem'' za pomocą elastycznego druta stalowego, więc teraz to raczej pasek pęknie niż mocowanie :)
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wśród czytających tę reckę większość to ludzie trzeźwo myślący. Wielu więc zapewne puka się teraz w czoło, pytając samych siebie: po co trzymam takie ***o, czemu nie oddałem złoma do sklepu w ramach gwarancji.
Postaram się wyjaśnić, choć pewnie łatwo nie będzie:)
WYJAŚNIENIA
Już w fazie zakupu kijów Campa poczytałem sobie to i owo w sieci. Zawsze tak robię - łatwiej wtedy uniknąć wpadki i rozczarowania. Przeczytałem między innymi coś takiego:
http://www.randonner-leger.org/forum/vie...pid=192186
Czemu więc zdecydowałem się na ten model?
Na pewno swoją rolę odegrała cena. Niecałe 250 zł było wartością atrakcyjną w porównaniu do podobnie pakownych i lekkich kijów konkurencji. Urzekła mnie też ich budowa. Jakby cztery rurki od namiotu związane sznurkiem, z uchwytem na górze. Takie coś musi być bezawaryjne, bo psuć się nie ma co!
Tak, tak, wiem że psuły się często, ale to już przeszłość - mam nadzieję - i właściwie poza wpadką z wypadnięciem grota, zepsuło się to czego się spodziewałem. No cóż, jakość produkcji dla Campa jest mówiąc oględnie: taka sobie. Ogólnie Xenony są tak prostą konstrukcją, że naprawić można je niejako ''na kamieniu''. Nie jest to możliwe w takich np. Black Diamond Distance - podobnie lekkich i krótkich po złożeniu (mam w domu, żona używa). Wszystko tam schowane jest, oblane tworzywami sztucznymi, które działają jak dotąd doskonale, ale w razie jakiegoś pęknięcia, czy urwania linki, nic nie poradzimy. W każdych innych kijach są plastikowe elementy blokujące/rozporowe, które pęknięte, złamane są niemożliwe do naprawy w terenie.
W Xenonach po wyeliminowaniu ewidentnych wad jakościowych, jedyne co może się zepsuć to urwanie linki (dyneema), czy też paska na nadgarstek. Linkę zawsze mam przy sobie, a jej wymiana po moich modyfikacjach jest banalnie prosta, podobnie jak ewentualne przywiązanie paska. Oczywiście każdy kijek może też się złamać, ale to sytuacja dość ekstremalna i dotycząca również wszystkich innych. Znacznie częściej aluminiowe kije są wyginane. Zgięte rurki aluminiowe zawsze można prostować, choćby tymczasowo, przed wymianą. Element z włókna węglowego przeciążony po prostu pęka. To powód dlaczego nie rozglądałem się za kijami carbonowymi, mimo że tutaj można byłoby uzyskać niższą wagę.
Camp Xenon kupiłem z myślą o dalekich wyprawach, gdzie niska waga i kompaktowe rozmiary po złożeniu są dla mnie istotne. Wszędzie bliżej w założeniu miały być używane tradycyjne i wygodniejsze BD Trail. Okazało się jednak, że używam ich również w naszych górach, bo wbrew obawom są wystarczająco sztywne i mocne. Normalne końcówki dają możliwość używania dowolnych talerzyków, co np. nie jest możliwe w lekkich BD Distance. Długość zaledwie 32 cm po złożeniu i waga kijka z talerzem letnim na poziomie 186g. to naprawdę dobre parametry, jak za w pełni wartościowe kijki trekingowe.
WARTO?
Oczywiście można zadać sobie pytanie, czy warto kupować coś, co jest tak kiepsko wykonane, że już na starcie musi być modyfikowane domowymi metodami, co niejako w założeniu będzie awaryjne przed przeróbkami? Nie wiem, czy warto. Nikogo nie zachęcam do zakupu Campów Xenon Trek, bo nie każdy ma ochotę, czas, czy też może nawet jakieś tam zdolności manualne, aby bawić się w ''poprawianie fabryki''. Jednak dla osób poszukujących czegoś podobnego, moja recka może być pomocna. Te wszystkie wady i słabości Xenonów, o których można poczytać w sieci - dla niektórych w rzeczywistości mogą okazać się zaledwie niedogodnościami, łatwymi do eliminacji :)
Ja zakupu nie żałuję. Wbrew pozorom kijki są takie, jakich się spodziewałem. Niedoróbki poprawiłem bez jakichś karkołomnych czynności produkcyjnych i wielkich nakładów finansowych. W efekcie mam to czego chciałem :)
Pod tym linkiem możecie obejrzeć zdjęcia dokumentujące moje powyższe wypociny:
http://ngt.pl/users/rytmar/?kijki-camp-xenon-trek,10
Wady:
* katastrofalna jakość wykonania - popsuło się wszystko co mogło być źle, niechlujne zmontowane
* mocowanie, blokowanie linki wymaga użycia znacznej siły - raczej nie dla kobiet
* kijki są otwarte od góry - deszcz i śnieg mogą napadać do wewnątrz
* linka po zablokowaniu wystaje poza obrys kijka - w krzaczorach może wadzić
* luźniejsza linka, tak aby łatwiej dało się całość blokować, powoduje powstanie luzów w miejscach łączenia elementów - dziwne uczucie jakby kiwania się kijków
* rozłożone kijki łatwo się plączą - przed rozłożeniem niekiedy trzeba je nieco rozplątać
* najprostsze z możliwych paski nadgarstkowe - co bardziej delikatnych mogą obcierać
Zalety:
* prosta, wręcz prymitywna konstrukcja - miejsce do popisu dla majsterkowicza i zmniejszona ilość elementów mogących ulec awarii
* niska waga - 182 g
* bardzo mała długość po złożeniu - 32 cm
* kompatybilność z osprzętem Black Diamond - raczej łatwo dostępnym w Polsce
* rzeczywista 4 sezonowość - długie końcówki, zimowe talerzyki
* konkurencyjna cena - podobne objętościowo i wagowo kijki BD Distance są zdecydowanie droższe
Na koniec małe podsumowanie.
Niektóre z otaczających nas przedmiotów są tak brzydkie, że aż ładne. Są też inne - piękne w swej prostocie. Do tej drugiej kategorii zaliczyłbym kijki Camp Xenon Trek.