12-03-2013, 15:25
OPIS PRODUKTU:
Dane podstawowe:
- materiał wierzchni: nubuk
- membrana gore-tex
- gumowy otok
- podeszwa Vibram ‘Masai’
- C4 Tongue
- Lowa Flex Fit
- Lowa X-Lacing
- waga: 1400g
-----------------------------------------------------------------
RECENZJA:
DATA RECENZJI:
12-03-2013, 15:28
Geneza zakupu
Życie bywa przekorne o czym przekonałam się m.in. kupując opisywane obuwie. A.d. 2009 udałam się do sklepu w celu przymierzenia i nabycia upatrzonych wcześniej damskich Meindli Borneo. Buty te upatrzyłam sobie w teorii siedząc przed komputerem już chyba rok wcześniej, teraz wreszcie miałam zrealizować plan. Wszystko przebiegało wg przewidzianego z góry scenariusza tj. but był na półce w odpowiednim rozmiarze, pasował i uśmiechał się do mnie zachęcająco. Postanowiłam jednak nie dokonywać wyboru zbyt pochopnie i zapytałam miłą panią w sklepie czy mają jakiś równorzędny bucik innego producenta do porównania. Niestety cała reszta butów była membranowa, a ja mając na uwadze moje bardzo dawne pozytywne doświadczenia z czystą skórą nie chciałam żadnych goreteksów, ale cóż mi szkodziło przymierzyć i sprawdzić inne kopyto.
I tu powstał problem. Z półki zdjęte zostały opisywane Lowa Tibet Pro i ze zdziwieniem odkryłam że są wygodniejsze od rzekomo przewygodnych Meindli. Hmm, podejrzana sprawa - pomyślałam sobie.
Kluczem do sukcesu butów Lowa było w moim przypadku mniejsze potencjalne ugniatanie ścięgna Achillesa, które nadwyrężyłam mocno w poprzednich zupełnie nieudanych butach trekkingowych oraz lepsze przystosowanie do wąskiej stopy. Kwestia membrany okazała się w tym momencie drugorzędna i po krótkim namyśle wyszłam ze sklepu dosyć zdziwiona zupełnie innym niż oczekiwałam zakupem.
Cechy charakterystyczne
Na obrazku pięknie widać że testowane buty to solidne ciężkie trepy mające stawić czoło atakowi (prawie) każdego żywiołu. Ok, but jest ciężki, co tu dużo mówić waży swoje (nawet w mniejszej wersji damskiej), dla męskiej 40-tki producent podaje wagę 1800g. Jest wysoki, na grubej podeszwie, cały skórzany z gumowym sporym otokiem na całym obwodzie. Od środka ma wyściółkę materiałową z membraną gore-tex, z wierzchu nubukową skórę w kolorze czarnym (ale w tonie jakby granatowym). Oprócz tego wyposażony jest w metalowe haczyki sznurówek, sznurowadła oraz jakieś tam obco-brzmiące patenty producenta: C4 Tongue, FlexFit oraz X-Lacing.
Co to takiego?
- C4 ma usprawniać komfort chodzenia poprzez: zastosowanie asymetrycznej wkładki (grubszej od zewnętrznej strony stopy), podbudowanie obszaru kostki, elastyczne zakrzywienie wkładki do śródstopia oraz miękkie obrzeża przy wykończeniu górnym.
- FlexFit z grubsza polega na lepszej elastyczności okolic kostki i lepszym dopasowaniu pięty.
- X-Lacing z kolei to ulepszenie trzymania języka poprzez wyeliminowanie jego przesuwania się w czasie chodzenia.
Wszystkie te mądrze nazywające się patenty raczej nie są wyjątkowo odkrywcze, ale za to dobrze sprawdzają się w trakcie użytkowania.
Podeszwa Vibramowa typ Masai ma charakteryzować się doskonałą przyczepnością na wszystkich powierzchniach, samoczyszczącą konstrukcją, kształtem zapobiegającym obsuwaniu oraz zastosowaniem tzw. ''climbing zone'' na czubku podeszwy, która ułatwia wspinaczkę po stopniach skalnych. W moim odczuciu jest to podeszwa typu C, choć nie znalazłam nigdzie oficjalnego potwierdzenia tej informacji.
To by było tyle w kwestii budowy i materiałów.
Okres i zakres użytkowania
Buty mam od drugiej połowy 2009 roku (dobrze że mój wpis w szafie sprzętowej tak głosi bo bym nie pamiętała) do teraz (marzec 2013) i nie zamierzam ich póki co zmieniać. Do tej pory buty chodziły ze mną po górach małych i dużych od Beskidów po Alpy w okresie głównie wiosna-lato-jesień. Zimą (z uwagi na przewagę narciarskich wypadów) buty były użytkowane mniej górsko, choć oczywiście wychodziły też w zaśnieżony teren nie tylko w mieście. Ogólnie użytkowane są całorocznie i wielotemperaturowo (a na pewno w przedziale temperatur od -10 do +30 stopni Celsjusza). Może to brzmi dla co poniektórych dosyć niewiarygodnie ale w temperaturze 30 stopni przy odpowiednio dobranej skarpecie moje stopy naprawdę czują się w tych butach komfortowo, o czym za chwilę.
Trudno mi oszacować ile przeszłam w nich kilometrów, na pewno jednak miały stosunkowo dużo do czynienia ze skalistym twardym podłożem i piargami jak również beskidzkim błotem.
Wygoda
Wygoda butów przekonała mnie do ich zakupu już w sklepie i w sumie na tym pierwszym wrażeniu nigdy się nie zawiodłam. Buty są dosyć twarde, ale począwszy od ich pierwszego użytku nie pamiętam żeby kiedykolwiek skrzywdziły mi stopy. Jeśli już pojawił się jakiś pęcherz na palcu czy podbiciu albo małe otarcie naskórka (bo trudno żeby tak zupełnie nic), to problemy te wynikały raczej z winy skarpetek (zawinięcie się nadmiaru za luźnych skarpetek albo złe odprowadzanie potu w związku z kiepskim składem materiałowym skarpet). W chwili obecnej opatentowawszy stały zestaw skarpetkowy, z którego jestem zadowolona, nie mam problemów ze stopami nawet przy wielodniowych wędrówkach.
Narzekać można trochę na ciężar obuwia, do którego moje stopy zwłaszcza w sezonie letnim nie są przyzwyczajone. W związku z tym czasem na początku trekkingu odczuwam lekkie nadwyrężenie ścięgien (lub mięśni? - nie znam się na tym) w nodze, tam gdzie stopa się zgina czyli najbardziej pracuje. Po 1-2 dniach stopy przyzwyczajają się do obciążenia i jest ok.
System sznurowania obuwia jest wygodny, a owinięcie sznurówkami haczyka na środku języka pozwala na jego stabilizację w trakcie marszu. Małym mankamentem jest fakt, że kiedy nie ruszam sznurówek od dłuższego czasu, to lubią przypomnieć o swojej obecności i same się rozwiązują. Oczywiście nigdy nie wiem ile w tym było mojej winy, że np. źle zaczepiłam sznurówkę o haczyk, a ile tzw. złośliwości rzeczy martwych. Niemniej, uczciwie muszę powiedzieć że się to zdarza.
Nie narzekam na podeszwę, która prezentuje sporą twardość ale i dobrą przyczepność do różnego podłoża, czy to luźnych piargów, czy mokrych skał. Ponadto amortyzacja jest na tyle skuteczna, że marsz po asfalcie (jeśli już nie da się go uniknąć) nie wiąże się z jakąś szczególną nieprzyjemnością. Choć z pewnością nie jest to obuwie do wielogodzinnych marszów asfaltem.
But pozwala na dobrą stabilizację kostki, co uratowało mnie dwa lata temu przed zmarnowaniem wyjazdu w Alpy, kiedy to pierwszego dnia nieszczęśliwie coś sobie skręciłam / naciągnęłam w stawie skokowym i kostka spuchła mi jak balon. Podjęte działania lecznicze w połączeniu z usztywnieniem kostki przez zawiązanie samego buta pozwoliły mi wtedy na kontynuowanie wyjazdu, za co do tej pory jestem moim butom bardzo wdzięczna :)
Jak już coś się z kostką w mojej nodze zadziało, to oczywiście ma ona tendencję do łatwego nadwyrężania się, dlatego praktycznie zrezygnowałam z chodzenia w niskich butach trekingowych nawet po Beskidach i wszędzie chadzam w Lowa, które stały się moim uniwersalnym obuwiem górskim.
Wytrzymałość
I tu również nie mogę jakoś specjalnie marudzić. 4-ty rok leci, a buty mają się dobrze. Owszem zużycie widać, bo trudno żeby nie. Powoli przecierają się oryginalne sznurówki.
Podeszwa jak na w miarę duży kontakt z twardym podłożem, ma się nieźle choć widać jej wytarcie w okolicy pięt. Gumowy otok nieco pokiereszowany przez luźne skały i piargi ale do tego został stworzony. Podczas dokładnych oględzin zauważyłam że zaczyna odrobinę odklejać się po wewnętrznej stronie buta na zgjęciu stopy.
Poza tym nic się nie odkleja, nie urywa, szwy trzymają, wyściółka w środku nie przetarta, membrana działa, haczyki sznurówek nie rdzewieją, wszystko jak należy.
Bardzo też doceniam obecność gumowego otoku, bez którego buty po pierwszym poważniejszym wypadzie w góry typu alpejskiego byłyby ostro pokiereszowane.
Wodoodporność
Dużą zaletą Lowa Tibet jest wodoodporność, której nie zdołały utracić mimo że nie zakonserwowałam ich do tej pory woskiem czy tłuszczem. A nie zrobiłam tego z obawy o utratę oddychalności (o której niżej), trochę czekając aż membrana już nie wytrzyma i wtedy zmusi mnie do podjęcia jakichś radykalnych działań. Póki co stosowałam tylko impregnaty w sprayu, a jedyny moment kiedy buty udało mi się przemoczyć kompletnie to letnia burza która dopadła mnie przy schodzeniu z Pilska, kiedy to na 1-dniowy wypad nie wzięłam ze sobą stuptutów i woda wlała się po nogach od góry. Buty suszyłam wtedy chyba z 5-6 dni.
W innych przypadkach deszcz czy śnieg nie robił na butach dużego wrażenia, a muszę przyznać że nie zawsze pogoda mnie rozpieszczała. Oczywiście nie jest tak że mokry śnieg czy lejący się strumieniami deszcz spływa po nich jak po kaczce, ale w momencie gdy na buty mam nałożone stuptuty, a dookoła jest sporej wysokości gumowy otok, to warstwa odkrytej skóry robi się niewielka. Zdarzało się że skóra namakała, ale nigdy tak żeby coś przeszło przez membranę do środka buta.
Oddychalność
Nie jest źle, a w zasadzie jest całkiem dobrze. Obawiałam się membranowych butów, a jestem z nich bardzo zadowolona. Oddychalność - potrzebna zwłaszcza w letnie upalne dni, jest na zadowalającym poziomie. Jak już pisałam, przy dobrze odprowadzających pot skarpetkach, skóra nie dusi się w tych butach. Nie mam wielkiej potrzeby ''wietrzenia'' stóp na postoju ani też jakichkolwiek oznak odparzenia stóp po całodziennej wędrówce. Obawiam się że oddychalność może trochę się zmniejszyć po solidniejszej impregnacji, ale to jeszcze przede mną i z pewnością uzupełnię recenzję o te informację.
Podsumowując: nie taka membrana straszna jak ją opisują ;)
Podsumowanie
Wiadomo że buty to podstawa zwłaszcza w górach. Biorąc to pod uwagę postanowiłam na butach nie oszczędzać co i innym w miarę możliwości polecam. Patrząc na to wszystko co opisałam powyżej, buty Lowa Tibet Pro GTX okazały się wyjątkowo dobrym zakupem, mimo swojej sporej wtedy ceny (ok. 850zł). Producent zdaje się kończy aktualnie żywot tego modelu i polski dystrybutor sprzedaje je w bardzo korzystnej kwocie 549zł, co jest naprawdę przyzwoitą ceną. W każdym razie ja nie żałuję żadnej wydanej na nie złotówki ibez obaw kupiłabym te buty drugi raz.
Zalety
+ wygoda
+ trwałość i jakość użytych materiałów
+ wodoodporność
+ oddychalność
+ wszechstronne zastosowanie.
Wady
- ciężar
- rozwiązujące się sznurówki.
Więcej zdjęć na: http://ngt.pl/users/zajac/?lowa-tibet-pro-gtx,10
edycja 06.2013:
po długim deszczowym weekendzie czerwcowym buty pierwszy raz puściły nieco wody do środka. Po powrocie z gór zostały potraktowane HP Oilem i pastą Tarrago, co znacznie poprawiło kondycję skóry, oddychalność jeszcze jakaś jest.
edycja 10.2013:
wymiana sznurówek - stare jeszcze się nie przetarły do końca ale końcówek nie jestem już w stanie przewlec przez szlufki.
OCENA PRODUKTU:
Oddychalność: 4/5
Podeszwa: 5/5
Wodoodporność: 5/5
Wygoda: 5/5
Wytrzymałość: 5/5
Ogólna: 4.80/5
Dane podstawowe:
- materiał wierzchni: nubuk
- membrana gore-tex
- gumowy otok
- podeszwa Vibram ‘Masai’
- C4 Tongue
- Lowa Flex Fit
- Lowa X-Lacing
- waga: 1400g
-----------------------------------------------------------------
RECENZJA:
DATA RECENZJI:
12-03-2013, 15:28
Geneza zakupu
Życie bywa przekorne o czym przekonałam się m.in. kupując opisywane obuwie. A.d. 2009 udałam się do sklepu w celu przymierzenia i nabycia upatrzonych wcześniej damskich Meindli Borneo. Buty te upatrzyłam sobie w teorii siedząc przed komputerem już chyba rok wcześniej, teraz wreszcie miałam zrealizować plan. Wszystko przebiegało wg przewidzianego z góry scenariusza tj. but był na półce w odpowiednim rozmiarze, pasował i uśmiechał się do mnie zachęcająco. Postanowiłam jednak nie dokonywać wyboru zbyt pochopnie i zapytałam miłą panią w sklepie czy mają jakiś równorzędny bucik innego producenta do porównania. Niestety cała reszta butów była membranowa, a ja mając na uwadze moje bardzo dawne pozytywne doświadczenia z czystą skórą nie chciałam żadnych goreteksów, ale cóż mi szkodziło przymierzyć i sprawdzić inne kopyto.
I tu powstał problem. Z półki zdjęte zostały opisywane Lowa Tibet Pro i ze zdziwieniem odkryłam że są wygodniejsze od rzekomo przewygodnych Meindli. Hmm, podejrzana sprawa - pomyślałam sobie.
Kluczem do sukcesu butów Lowa było w moim przypadku mniejsze potencjalne ugniatanie ścięgna Achillesa, które nadwyrężyłam mocno w poprzednich zupełnie nieudanych butach trekkingowych oraz lepsze przystosowanie do wąskiej stopy. Kwestia membrany okazała się w tym momencie drugorzędna i po krótkim namyśle wyszłam ze sklepu dosyć zdziwiona zupełnie innym niż oczekiwałam zakupem.
Cechy charakterystyczne
Na obrazku pięknie widać że testowane buty to solidne ciężkie trepy mające stawić czoło atakowi (prawie) każdego żywiołu. Ok, but jest ciężki, co tu dużo mówić waży swoje (nawet w mniejszej wersji damskiej), dla męskiej 40-tki producent podaje wagę 1800g. Jest wysoki, na grubej podeszwie, cały skórzany z gumowym sporym otokiem na całym obwodzie. Od środka ma wyściółkę materiałową z membraną gore-tex, z wierzchu nubukową skórę w kolorze czarnym (ale w tonie jakby granatowym). Oprócz tego wyposażony jest w metalowe haczyki sznurówek, sznurowadła oraz jakieś tam obco-brzmiące patenty producenta: C4 Tongue, FlexFit oraz X-Lacing.
Co to takiego?
- C4 ma usprawniać komfort chodzenia poprzez: zastosowanie asymetrycznej wkładki (grubszej od zewnętrznej strony stopy), podbudowanie obszaru kostki, elastyczne zakrzywienie wkładki do śródstopia oraz miękkie obrzeża przy wykończeniu górnym.
- FlexFit z grubsza polega na lepszej elastyczności okolic kostki i lepszym dopasowaniu pięty.
- X-Lacing z kolei to ulepszenie trzymania języka poprzez wyeliminowanie jego przesuwania się w czasie chodzenia.
Wszystkie te mądrze nazywające się patenty raczej nie są wyjątkowo odkrywcze, ale za to dobrze sprawdzają się w trakcie użytkowania.
Podeszwa Vibramowa typ Masai ma charakteryzować się doskonałą przyczepnością na wszystkich powierzchniach, samoczyszczącą konstrukcją, kształtem zapobiegającym obsuwaniu oraz zastosowaniem tzw. ''climbing zone'' na czubku podeszwy, która ułatwia wspinaczkę po stopniach skalnych. W moim odczuciu jest to podeszwa typu C, choć nie znalazłam nigdzie oficjalnego potwierdzenia tej informacji.
To by było tyle w kwestii budowy i materiałów.
Okres i zakres użytkowania
Buty mam od drugiej połowy 2009 roku (dobrze że mój wpis w szafie sprzętowej tak głosi bo bym nie pamiętała) do teraz (marzec 2013) i nie zamierzam ich póki co zmieniać. Do tej pory buty chodziły ze mną po górach małych i dużych od Beskidów po Alpy w okresie głównie wiosna-lato-jesień. Zimą (z uwagi na przewagę narciarskich wypadów) buty były użytkowane mniej górsko, choć oczywiście wychodziły też w zaśnieżony teren nie tylko w mieście. Ogólnie użytkowane są całorocznie i wielotemperaturowo (a na pewno w przedziale temperatur od -10 do +30 stopni Celsjusza). Może to brzmi dla co poniektórych dosyć niewiarygodnie ale w temperaturze 30 stopni przy odpowiednio dobranej skarpecie moje stopy naprawdę czują się w tych butach komfortowo, o czym za chwilę.
Trudno mi oszacować ile przeszłam w nich kilometrów, na pewno jednak miały stosunkowo dużo do czynienia ze skalistym twardym podłożem i piargami jak również beskidzkim błotem.
Wygoda
Wygoda butów przekonała mnie do ich zakupu już w sklepie i w sumie na tym pierwszym wrażeniu nigdy się nie zawiodłam. Buty są dosyć twarde, ale począwszy od ich pierwszego użytku nie pamiętam żeby kiedykolwiek skrzywdziły mi stopy. Jeśli już pojawił się jakiś pęcherz na palcu czy podbiciu albo małe otarcie naskórka (bo trudno żeby tak zupełnie nic), to problemy te wynikały raczej z winy skarpetek (zawinięcie się nadmiaru za luźnych skarpetek albo złe odprowadzanie potu w związku z kiepskim składem materiałowym skarpet). W chwili obecnej opatentowawszy stały zestaw skarpetkowy, z którego jestem zadowolona, nie mam problemów ze stopami nawet przy wielodniowych wędrówkach.
Narzekać można trochę na ciężar obuwia, do którego moje stopy zwłaszcza w sezonie letnim nie są przyzwyczajone. W związku z tym czasem na początku trekkingu odczuwam lekkie nadwyrężenie ścięgien (lub mięśni? - nie znam się na tym) w nodze, tam gdzie stopa się zgina czyli najbardziej pracuje. Po 1-2 dniach stopy przyzwyczajają się do obciążenia i jest ok.
System sznurowania obuwia jest wygodny, a owinięcie sznurówkami haczyka na środku języka pozwala na jego stabilizację w trakcie marszu. Małym mankamentem jest fakt, że kiedy nie ruszam sznurówek od dłuższego czasu, to lubią przypomnieć o swojej obecności i same się rozwiązują. Oczywiście nigdy nie wiem ile w tym było mojej winy, że np. źle zaczepiłam sznurówkę o haczyk, a ile tzw. złośliwości rzeczy martwych. Niemniej, uczciwie muszę powiedzieć że się to zdarza.
Nie narzekam na podeszwę, która prezentuje sporą twardość ale i dobrą przyczepność do różnego podłoża, czy to luźnych piargów, czy mokrych skał. Ponadto amortyzacja jest na tyle skuteczna, że marsz po asfalcie (jeśli już nie da się go uniknąć) nie wiąże się z jakąś szczególną nieprzyjemnością. Choć z pewnością nie jest to obuwie do wielogodzinnych marszów asfaltem.
But pozwala na dobrą stabilizację kostki, co uratowało mnie dwa lata temu przed zmarnowaniem wyjazdu w Alpy, kiedy to pierwszego dnia nieszczęśliwie coś sobie skręciłam / naciągnęłam w stawie skokowym i kostka spuchła mi jak balon. Podjęte działania lecznicze w połączeniu z usztywnieniem kostki przez zawiązanie samego buta pozwoliły mi wtedy na kontynuowanie wyjazdu, za co do tej pory jestem moim butom bardzo wdzięczna :)
Jak już coś się z kostką w mojej nodze zadziało, to oczywiście ma ona tendencję do łatwego nadwyrężania się, dlatego praktycznie zrezygnowałam z chodzenia w niskich butach trekingowych nawet po Beskidach i wszędzie chadzam w Lowa, które stały się moim uniwersalnym obuwiem górskim.
Wytrzymałość
I tu również nie mogę jakoś specjalnie marudzić. 4-ty rok leci, a buty mają się dobrze. Owszem zużycie widać, bo trudno żeby nie. Powoli przecierają się oryginalne sznurówki.
Podeszwa jak na w miarę duży kontakt z twardym podłożem, ma się nieźle choć widać jej wytarcie w okolicy pięt. Gumowy otok nieco pokiereszowany przez luźne skały i piargi ale do tego został stworzony. Podczas dokładnych oględzin zauważyłam że zaczyna odrobinę odklejać się po wewnętrznej stronie buta na zgjęciu stopy.
Poza tym nic się nie odkleja, nie urywa, szwy trzymają, wyściółka w środku nie przetarta, membrana działa, haczyki sznurówek nie rdzewieją, wszystko jak należy.
Bardzo też doceniam obecność gumowego otoku, bez którego buty po pierwszym poważniejszym wypadzie w góry typu alpejskiego byłyby ostro pokiereszowane.
Wodoodporność
Dużą zaletą Lowa Tibet jest wodoodporność, której nie zdołały utracić mimo że nie zakonserwowałam ich do tej pory woskiem czy tłuszczem. A nie zrobiłam tego z obawy o utratę oddychalności (o której niżej), trochę czekając aż membrana już nie wytrzyma i wtedy zmusi mnie do podjęcia jakichś radykalnych działań. Póki co stosowałam tylko impregnaty w sprayu, a jedyny moment kiedy buty udało mi się przemoczyć kompletnie to letnia burza która dopadła mnie przy schodzeniu z Pilska, kiedy to na 1-dniowy wypad nie wzięłam ze sobą stuptutów i woda wlała się po nogach od góry. Buty suszyłam wtedy chyba z 5-6 dni.
W innych przypadkach deszcz czy śnieg nie robił na butach dużego wrażenia, a muszę przyznać że nie zawsze pogoda mnie rozpieszczała. Oczywiście nie jest tak że mokry śnieg czy lejący się strumieniami deszcz spływa po nich jak po kaczce, ale w momencie gdy na buty mam nałożone stuptuty, a dookoła jest sporej wysokości gumowy otok, to warstwa odkrytej skóry robi się niewielka. Zdarzało się że skóra namakała, ale nigdy tak żeby coś przeszło przez membranę do środka buta.
Oddychalność
Nie jest źle, a w zasadzie jest całkiem dobrze. Obawiałam się membranowych butów, a jestem z nich bardzo zadowolona. Oddychalność - potrzebna zwłaszcza w letnie upalne dni, jest na zadowalającym poziomie. Jak już pisałam, przy dobrze odprowadzających pot skarpetkach, skóra nie dusi się w tych butach. Nie mam wielkiej potrzeby ''wietrzenia'' stóp na postoju ani też jakichkolwiek oznak odparzenia stóp po całodziennej wędrówce. Obawiam się że oddychalność może trochę się zmniejszyć po solidniejszej impregnacji, ale to jeszcze przede mną i z pewnością uzupełnię recenzję o te informację.
Podsumowując: nie taka membrana straszna jak ją opisują ;)
Podsumowanie
Wiadomo że buty to podstawa zwłaszcza w górach. Biorąc to pod uwagę postanowiłam na butach nie oszczędzać co i innym w miarę możliwości polecam. Patrząc na to wszystko co opisałam powyżej, buty Lowa Tibet Pro GTX okazały się wyjątkowo dobrym zakupem, mimo swojej sporej wtedy ceny (ok. 850zł). Producent zdaje się kończy aktualnie żywot tego modelu i polski dystrybutor sprzedaje je w bardzo korzystnej kwocie 549zł, co jest naprawdę przyzwoitą ceną. W każdym razie ja nie żałuję żadnej wydanej na nie złotówki ibez obaw kupiłabym te buty drugi raz.
Zalety
+ wygoda
+ trwałość i jakość użytych materiałów
+ wodoodporność
+ oddychalność
+ wszechstronne zastosowanie.
Wady
- ciężar
- rozwiązujące się sznurówki.
Więcej zdjęć na: http://ngt.pl/users/zajac/?lowa-tibet-pro-gtx,10
edycja 06.2013:
po długim deszczowym weekendzie czerwcowym buty pierwszy raz puściły nieco wody do środka. Po powrocie z gór zostały potraktowane HP Oilem i pastą Tarrago, co znacznie poprawiło kondycję skóry, oddychalność jeszcze jakaś jest.
edycja 10.2013:
wymiana sznurówek - stare jeszcze się nie przetarły do końca ale końcówek nie jestem już w stanie przewlec przez szlufki.
OCENA PRODUKTU:
Oddychalność: 4/5
Podeszwa: 5/5
Wodoodporność: 5/5
Wygoda: 5/5
Wytrzymałość: 5/5
Ogólna: 4.80/5