To forum wykorzystuje pliki cookie
To forum wykorzystuje pliki cookie do przechowywania danych logowania, danych o Twojej ostatniej wizycie, pliki cookie na tym forum śledzą również tematy, które przeczytałeś. Korzystanie z forum oznacza akceptajcę ustawień plików cookie. Możesz zmienić ustawienia plików cookie w dowolnym momencie w swojej przeglądarce.


Test Plecaka Arc'teryx Bora 60 l regular
#41
Drugi raz w tym roku wybrałem się na graniówkę Niżnych Tatr. Tym razem prognozy zapowiadały wyśmienitą pogodę - bez deszczu i silnego wiatru. To zupełnie inaczej niż poprzednio, gdzie lało nieustannie i wiało konkretnie.

Spakowałem się do testowanego plecaka bez większych trudności. Pojemność 50+ litrów jest wystarczająca na taki tygodniowy, niezimowy wyjazd. Ciuchów biorę minimalną ilość, a jedzenie i sprzęt biwakowy mieszczą się wewnątrz, bez potrzeby troczenia czegokolwiek, do czego ten plecak jest raczej słabo przystosowany.
Całość ważyła 15 kg. Ciężar spadał z każdym dniem, bo przecież ubywało jedzenia, ale doszła waga wody, którą musiałem nosić między źródłami oddalonymi od siebie o całe godziny marszu. Pogoda miła, słoneczna i bezwietrzna, sprzyjała niestety większemu poceniu się i tym samym znacznemu zapotrzebowaniu na wodę. Można więc przyjąć bez większego nadużycia, że plecak nieustannie ważył około/ponad 15 kg, bo każdego dnia zabierałem ze sobą litr herbaty w termosie i od 1 do 2 litrów wody dla siebie i żony. Masę plecaka najmocniej dało się odczuć, kiedy przyszło zakładać go na garb. Już na plecach było znacznie lepiej. Dobrze dociągnięty pas biodrowy doskonale odciążał ramiona. Niestety co jakiś czas musiałem poprawiać dopasowanie, bo klamry trzymające zadane ustawienia luzowały się stopniowo. Oczywiście częściej należało poprawiać docisk pasa biodrowego na długich i stromych zejściach, gdzie masa plecaka dobijała z każdym krokiem do dołu powodując stopniowy zjazd pasa z bioder. To raczej normalne zjawisko, kiedy plecak waży konkretnie i schodzimy stromym stokiem po stopniach, ale w moim Ospreyu Aether pas biodrowy jest chyba bardziej odporny na luzowanie się.
Ustawień szelek nie musiałem poprawiać. Te nie były tak mocno obciążane, bo zawsze staram się tak regulować system nośny, aby ramiona przenosiły jak najmniej.

Ogólnie z wygody noszenia Arcteryxa Bora AR 50 jestem zadowolony. Ani razu nie odczułem drętwienia, czy innego zmęczenia ramion. Nie bolał mnie kręgosłup, biodra, ani nic innego co mogłoby mieć związek z przenoszoną na plecach masą. Bolały nogi - w różnych miejscach, ale to raczej efekt szybkiego tempa, dużych odległości pokonywanych każdego dnia i ukształtowaniu szlaku, gdzie próżno szukać płaskich odcinków - jest albo do góry, albo w dół. Dodatkowa masa sprzętów i plecaka oczywiście potęgowała zmęczenie, ale jest to nieodłączny element każdej wędrówki górskiej z plecakiem, gdzie ważymy przecież więcej niż naturalnie:). Sam plecak, jego system zawieszenia, nie miał żadnego negatywnego wpływu na komfort marszu. Świetny, sztywny pas biodrowy i szerokie, miękko wyściełane szelki zapewniały wygodę noszenia na najwyższym poziomie (przyjmując oczywiście, że noszenia na plecach 15 kg może być jakkolwiek wygodne :).

Kolejny raz spodobała mi się przednia kieszeń. Trzymałem tam jedzenie i dzięki długiemu zamkowi zawsze mogłem sięgnąć po to, czego potrzebowałem, aby się posilić, bez potrzeby odpinania klapy i rozwijania wewnętrznego worka wodoszczelnego. Również na biwaku, ułożenia plecaka na szelkach pozwalało na łatwy dostęp do tego co w komorze przedniej.
Wodoszczelność materiału powoduje, że nie trzeba stosować żadnych pokrowców, czy worków wewnętrznych, które znacznie utrudniałyby sięganie do zawartości kieszeni. Chyba nauczyłem się też tak pakować tą dodatkową komorę, aby wykorzystać maksymalnie jej pojemność.

Na takie wyjazdy jak ten w Niżne plecak wydaje się być wręcz stworzonym. Tylko ta waga - ponad 2 kg - jakoś ciągle mnie odstręcza, bo czy to na ramionach, czy lepiej na biodrach, to jednak trzeba tą masę ponieść po górach.

Ruchomy system nośny powoduję, że niektóre jego elementy trą o siebie. Wspominałem już o tym w pierwszych postach, po początkowych oględzinach plecaka. Teraz pojawiło się pierwsze przetarcie - na grzbiecie pasa biodrowego, które to miejsce styka się nieustannie z trokiem szelki ramieniowej.
Pozostałe ''punkty współpracy'' nadal trzymają fason, choć na materiałach widać efekt pracy. Będę to wszystko bacznie obserwował i opiszę w teście końcowym.

Jak zwykle dodałem kilka zdjęć do albumu. Zdjęcia tradycyjnie są opisane.

https://goo.gl/photos/11XojUivTZaabyKc6
-------------------------------------------
cześć i czołem

Odpowiedz
#42
Rytmar
Lubię czytać te wpisy z twoich testów. Nawet nie dla tego, że jest tam kupę dobrej i rzetelnej refleksji, ale uwielbiam to, że zawsze okraszonej dużą dozą gór.
-------------------------------------------
http://dasieda.blogspot.com/

Odpowiedz
#43
Dzięki za miłe słowa Barsus
:)
-------------------------------------------
cześć i czołem

Odpowiedz
#44
przeczytane i obejrzane.....że też ten termos nie chce wypaść z tej kieszeni bocznej......

Odpowiedz
#45
...bo tam jest pasek, którym można ściągnąć termos do plecaka :)

Tutaj go widać:
http://tnijurl.com/43dee54045de/
Przechodzi ten pasek skosem przez kieszeń, wychodząc nieco ponad nią.
Jakoś to się przydaje, ale byłoby lepiej gdyby wszyto taki ściągacz nieco wyżej, bo trzymałby pewniej i można by wykorzystać go - razem z górnym paskiem - do troczenia bocznego.
-------------------------------------------
cześć i czołem

Odpowiedz
#46
Wróciłem właśnie z wyjazdu w Niżne Tatry. Taki przedłużony o dwa dni weekend.
Plan był taki: auto zostawiam na przełęczy Czertowica i idę spać do utulni Ramża. Rano ruszam do Andrecjcovej (nocleg), aby kolejnego dnia wyruszyć w drogę powrotną do Ramży. Tam trzecia nocka i rano zejście na Czertowicę, tak żeby wrócić do domu w jakichś normalnych godzinach.

Już droga do Ramży pokazała, że będzie walka. Trasa zasypana świeżym, nieułożonym, mokrym, ciężkim śniegiem. Marsz bardzo utrudniony. Wszelkie oznaczenia szlaku – normalnie bardziej niż oszczędne – teraz stały się niewidoczne. Gdzieś pobłądziłem, wlazłem na jakąś górę. Dzień krótki, to zaraz ciemno się zrobiło, a ja w lesie :). W końcu dzięki pomocy GPS-a i jakiejś jednak znajomości tamtych miejsc dotarłem do chaty. Zamiast mapowych 2 godzin (normalnie szybciej) szedłem ponad 3. Chata za to pusta i klimatyczna. Zapach palonego w piecyku drzewa bezcenny :).

Rano wyruszyłem do Andrejcovej. Ten odcinek to w całości szlak leśny. Pod nogami cały czas mamy korzenie i gałęzie. Mokre są śliskie, a teraz dodatkowo, niewidoczne, pokryte śniegiem stały się wręcz niebezpieczne, szczególnie na stromych trawersach jakich pełno na tym odcinku. Na szczęście wziąłem ze sobą raczki CT, które – choć z zastrzeżeniami – bardzo pomogły.
Niestety nie miałem niczego na wiatrołomy tarasujące przejście. Tutaj, na tym odcinku „hrebieniowki” drzewa leżą tam, gdzie upadły. Z czasem powstają wokół nich naturalne obejścia, czasami ktoś co przetnie. Szlak żyje, ewoluuje :). Teraz jednak po ostatnich wichurach pojawiły się nowe przeszkody i trzeba było przebijać się przez krzaczory, chaszcze i inne, albo jakoś to ominąć, albo po prostu przekraczać powalone konary.
Śnieg bardzo mokry i ciężki. W niektórych miejscach po kolana, a w innych wywiany, wytopiony do zera. Nieułożony, nieubity. Zapada się łatwo pod naciskiem, tym bardziej że pokrywa wszechobecne w tym rejonie krzaki jagód. Ogólnie bardzo ciężki, męczący marsz i ciągłe szukanie szlaku.
Do Andrejcovej dotarłem po 9 godzinach walki, wyczerpany i obolały. Normalnie „robię” ten odcinek w jakieś 6 do 6,5 godzin – bez specjalnej spinki, bez pośpiechu. Teraz się starałem, bo nie chciałem znowu błądzić po ciemku w poszukiwaniu drogi, a mimo to nie dałem rady szybciej.

Powrót podobnie ciężki i długi, choć przy mniejszym stresie, bo zostały ślady z dnia poprzedniego. Nie obawiałem się zgubienia szlaku, ale za to mięśnie już zmęczone i ogólne zniechęcenie większe.
Nie lubię takich szlaków ukrytych w lesie, w krzakach, gdzie jedyne co widzę to ścieżka przed sobą. Żadnych hal, dolin, grani, szczytów, urwisk, czy przepaści. Brakuje przestrzeni, brakuje oddechu. Nie lubię w takich okolicznościach przyrody, jak teraz, gdzie zamiast zieleni, liści, traw, czy z drugiej strony pięknej kołdry białego, pulchnego śniegu mam szarość, smutek, błoto i powszechną wilgoć. Cała droga to wysiłek i liczenie pozostałych kilometrów. Plecak ciąży, buty obcierają i trudno o zadowolenie. A przecież ten wyjazd to przetarcie, rozpoznanie najmniej znanego mi w warunkach zimowych odcinka „hrebieniowki”przed planowanym zimowym przejściem całości. I będzie ciężko i zimno i mokro. A jednak ciągnie. Chyba mam w sobie coś z masochisty, bo nieraz narzekam męcząc się w górach, ale po powrocie do domu natychmiast tęsknię za tym co mnie męczyło. Może ten masochizm pcha mnie w tzw. wysokie góry, w których działanie można spokojnie nazwać sztuką cierpienia. Normalnie chory jestem! I nie tylko ja, bo inni łażący po górach to też przecież masochiści. Zamiast na plaży, na leżaku, albo gdzieś nad jeziorkiem, drink, piwko, albo co jeszcze. To nie - pot i znój, namiot i kurz, śnieg i mróz. Szaleńcy sami :)).

Mi w moim cierpieniu ulżył nieco plecak Bora AR. Ciężki był, bo zabrałem jedzenia na 4 dni i cały sprzęt na zimowe biwakowanie, łącznie z namiotem Pinguin Vega Extreme. Ciuchów zawsze biorę minimalną ilość i tak też było teraz. Nie zabrałem grubej kurtki puchowej, a zamiast tego cienki sweter Quechua Full Down i waciak Arcteryx Nuclei. Wyszło lżej i bardziej funkcjonalnie. Udało mi się zmieścić w 17 kg. To sporo, zwłaszcza na tak wymagający kondycyjnie szlak, ale chcąc przejść całą graniówkę w pełni zimy, trzeba będzie zabrać jeszcze więcej (np. pełną puchówkę).
Mimo wagi całości plecak nie zmęczył mi pleców i ramion. Dobrze wyregulowany ładnie przenosi ciężar na biodra. Niestety pas biodrowy potrafi się luzować po czasie, co czuć po zwiększonym nacisku szelek na ramiona. To mnie trochę irytuje, bo wolałbym, abym nie musiał tak często poprawiać ustawień. Poza tym nic nie mogę zarzucić wygodzie systemu nośnego Arcteryxa. Oczywiście waga na plecach jest i wbija w grunt, utrudniając marsz i zwiększając zmęczenie, ale chociaż nie bolą ramiona, nie boli kręgosłup, nic nie uciska i nie obciera. To dobrze jeśli w tych elementach plecak pozwala o sobie zapomnieć. To znaczy, że spełnia swoje zadanie należycie.


Ostatnie zdjęcia to te z ostatniego wyjazdu. Oczywiście opisane:
https://goo.gl/photos/11XojUivTZaabyKc6
-------------------------------------------
cześć i czołem

Odpowiedz
#47
Nareszcie pojechałem!
Od kiedy pojawił się śnieg w naszych górach planowałem zimowy biwak - pierwszy w tym sezonie. Niestety z różnych przyczyn wszystkie ostatnie wyjazdy opierały się o schroniska, albo częściej o kwatery na dole, skąd co rano trzeba było podchodzić.
Plecak był spakowany w cały biwakowy sprzęcior i czekał swojego czasu. Raz nawet zabrałem to wszystko do samochodu, ale ostatecznie z noclegu nic nie wyszło, bo choróbsko się przyplątało niefajne.
Teraz w końcu się udało. Jeden dzień to bieganie na nartach, a drugi łażenie po górach. Nocleg pod namiotem. Nie było za ciekawie, bo w nocy zaczął padać deszcz, padał rano i później kilka godzin. Namiot zwinąłem całkowicie mokry. Noszę go w wodoszczelnym worku z silikonizowanej cordury, tak aby nawet zmoczony wkładać do plecaka. Teraz wyjątkowo postanowiłem umieścić namiot na zewnątrz, tak trochę dla próby, aby sprawdzić czy się da i jak troki Bory będą trzymały taki pakunek w czasie górskiej wędrówki. Spakowałem się całkowicie ''pod dachem'' namiotu, a ten zwinięty na końcu, przytroczyłem do plecaka. Jak się okazało boczne paski kompresyjne wystarczyły na długość. Byłoby bardzo trudno, gdyby plecak był całkowicie, do oporu wypakowany. Ponieważ nie był, jakoś wszystko się poddało, ugięło i paski - choć na styk - ale złapały. Jak chwyciły, tak trzymały przez cały czas. Namiot nie wysuwał się, nie wypadł.
Jest fajnie, że oba troki boczne mają odpinane klamry. Można przyłożyć co trzeba i zapiąć. Nie trzeba luzować przelotek, a potem wciskać to co przenosimy między pas, a plecak.
Oczywiście chcąc troczyć z boku plecaka dobrze byłoby podzielić namiot na dwa elementy, tak aby waga noszona po obu stronach była podobna. Wtedy przypięcie każdego z pakunków byłoby łatwiejsze, bo zamiast jednego dużego byłyby dwa mniejsze rulony.

Pakowanie na zewnątrz podnosi wyraźnie możliwości transportowe Arcteryxa Bora AR. Mnie to specjalnie nie rajcuje, bo ja generalnie nie lubię obwieszania plecaka. Wolę chować wszystko co się da do środka. Tak się łatwiej podróżuje, ale też poruszając się w trudnym terenie skalnym czuję się bezpieczniej mając wszystko upakowane w plecaku, stabilnie i pewnie.
Jednak, jeśli ktoś lubi troczenie zewnętrzne, to wiadomość, że boczne pasy kompresyjne Arcteryxa Bora AR 50 dają radę z namiotem zimowym może być cenną informacją :).

Dodałem oczywiście kilka zdjęć z opisem do albumu.

https://goo.gl/photos/11XojUivTZaabyKc6
-------------------------------------------
cześć i czołem

Odpowiedz
#48
Zimę mamy w tym roku taką, jak każdy widzi. W górach jest wprawdzie śnieg, ale temperatury szaleją i nawet tam wyżej możemy spodziewać się opadów deszczu. Już raz biwakowałem ''na mokro'' tej zimy, a teraz pakując się na ten wypad, prognozy pogody też nie były pomyślne. Pojechałem mimo to - licząc, że może się mylą ci co prognozują :).
Niestety sprawdziło się to co było zapowiadane. W sobotę ruszyłem na trasę w mżawce, przy temperaturze około zerowej. Na szczęście im wyżej tym opad był coraz bardziej śnieżny, aż w końcu same płatki poleciały z nieba. Zrobiło się naprawdę bajkowo - ciepło, biało, bezwietrznie i absolutnie cicho. Niestety nie trwało to długo. Zaraz dalej mgły się nasunęły i wiatr się odezwał.
Spodziewając się deszczu zabrałem ciuchy membranowe. I dobrze, bo wszystko moczyło się konkretnie, ale że prawie nie wiało, to też ciepło było. Na szczęście moje spodnie można rozpiąć na całej długości, co pozwala odpowiednio wentylować się na podejściach.
Na plecak żadnego pokrowca ochronnego nie zabieram. Nie ma on takowego w wyposażeniu i nie jest potrzebny. Do środka wkładam zawsze odpowiednio duży worek wodoszczelny z rolowanym zamknięciem, co skutecznie chroni zawartość przed zmoczeniem. Klapa jest wodoszczelna, ale mimo to trzymane tam szpargały również ładuję do worka. Niczym nie zabezpieczałem tego co pakuję do przedniej komory plecaka, licząc na nieprzemakalny materiał tutaj zastosowany. Dotychczas nie zawiodłem się na jego odporności na wodę.
Ten wyjazd upłynął pod znakiem opadów - raz to deszczu, raz śniegu z deszczem, a w końcu samego śniegu. Nie miałem jednak żadnych problemów z tym, aby zawartość plecaka pozostała sucha.
Nie była też problemem waga. Maksymalnie Bora ważyła 15 kg - to wartość zmierzona z całym zapasem jedzenia i picia, oraz z przypiętymi rakietami. System nośny Arcteryxa po raz kolejny udowodnił, że takie ciężary nie robią na nim żadnego wrażenia. Plecak nosi się wygodnie, wręcz komfortowo.
Noc Bora spędziła tradycyjnie w przedsionku namiotu, a że łatwo dostać się do komory przedniej i sam plecak ładnie stoi, dzięki płaskiemu, usztywnionemu dnu, to też fajnie można dostać się do jego zawartości sięgając z sypialni. Taki to drobny szczegół, ale pomocny w zajęciach biwakowych, kiedy plecak służy jako szafa :).

Noc była ciężka dla snu, bo zmiana pogody przyniosła w góry wichurę. Nie wiem, jaka była dokładnie szybkość wiatru, ale szacuję, że podmuchy spokojnie osiągały 100 km/h. Do tego nad ranem zaczął padać drobniutki deszcz natychmiast zamarzający na wszystkim na czym osiadł. Po chwili namiot, moja kurtka, plecak pokryły się warstewką lodu.
W takiej sytuacji spakowałem się w namiocie, a namiot zwinięty do worka (po walce z wiatrem wyrywającym go z rąk) przypiąłem na zewnątrz plecaka. Później pod osłoną lasu przepakowałem się tak, aby jednak schować namiot do środka, bo tak jest po prostu wygodniej, a też grzechem byłoby noszenie sprzęciorów na zewnątrz mając puste miejsce wewnątrz :).


Dodałem oczywiście zdjęcia z wyjazdu:

https://goo.gl/photos/11XojUivTZaabyKc6
-------------------------------------------
cześć i czołem

Odpowiedz
#49
Rytmar! to się nazywa wszechstronny test. Chylę czoła.
-------------------------------------------
Pim

Odpowiedz
#50
Tym razem to bardziej namiot przeszedł swój test niż plecak ;)

Ale to dobrze, bardzo mnie ta próba cieszy.
Jakoś do tej pory nie został mój Pinguin mocno sponiewierany przez wiatr, a wiadomo przecież, że po pierwszym udanym razie, wszystkie następne są łatwiejsze :).

Nocki w namiocie, którego możliwości zostały potwierdzone ''w realu'' stają się spokojniejsze, mniej stresujące. Łatwiej zasnąć mimo huku szarpanych powłok i przyciskania stelaży, bo to już było i nic się nie stało. Nie warto zatem zawracać sobie głowy pierdołami, kiedy czas na sen :)).
-------------------------------------------
cześć i czołem

Odpowiedz
#51
Słowo pisane Rytmara i zdjęcia skorelowane z treścią.....rewelacja.

A na tym zdjęciu: http://tiny.pl/g43rl
Wygląda jakbyś miał sofę z ikea w namiocie.

Odpowiedz
#52
A kto powiedział, że pod namiotem musi być spartańsko.
Wziąłem też telewizor 50 calowy, ale nie odpaliłem, bo... cholera akumulatora samochodowego zapomniałem.

No nic - już zapisałem sobie na kartce. Będę pamiętał.
:)))
---
Edytowany: 2018-01-30 21:32:45
---
Edytowany: 2018-02-13 14:06:55
-------------------------------------------
cześć i czołem

Odpowiedz
#53
Wymyśliłem sobie przegląd terenów Karkonoszy w okolicach Jakuszyc i Szklarskiej Poręby. Takie łazikowanie tam, gdzie nie ma szlaków, nie ma ludzi, gdzie nikt nie chodzi. Rakiety śnieżne są w tego typu zadaniach bardzo pomocne, wręcz niezbędne, bo na żadne przetarcie, czy ubicie trasy nie ma co liczyć. Brak schronisk, zero żywej duszy, cisza i spokój - można pobyć samemu, tylko ze swoimi myślami. Bardzo oczyszczające doświadczenie :).

Spakowałem namiot, jedzenie i cały niezbędny sprzęcior do testowanego plecaka Arcteryxa. Wskazówka na wadze pokazała 16,5 kg. To sporo, ale była to waga maksymalna, zmniejszająca się w miarę upijania herbaty, spożywania batonów, czy też dobywania cieplejszych ubrań. Tym niemniej kolejny raz doceniłem wybitną wygodę systemu nośnego tutaj zastosowanego.
Od pewnego czasu noszę Borę z mocno ściągniętymi trokami stabilizującymi pas biodrowy. Tak jest mi wygodniej niż wtedy, gdy pas jest całkowicie luźny. Plecak nie kiwa się za mocno na boki, mam poczucie stabilności. Pas nadal pracuje niwelując ruchy bioder, ale w ograniczonym zakresie - tyle ile trzeba. To lepiej niż poprzednio, kiedy miałem niekiedy wrażenie, że plecak żyje swoim życiem latając sobie tam, gdzie ma akurat ochotę, szarpiąc mną przy okazji :).

Namiot rozstawiłem korzystając jeszcze z promieni słonecznych. Pogoda bezwietrzna, nie za zimno, dookoła biało, czysto, dziewiczo. Zero pośpiechu, cisza i spokój - czego chcieć więcej :)

Szkoda tylko, że tak krótko, bo na drugi dzień zaplanowałem sobie pobiegać na nartach w Jakuszycach, a tam o wyciszeniu i samotności można absolutnie zapomnieć. Spakowałem się ''na luzaka'' - tak tylko, aby zejść na dół. Namiot przypiąłem z boku plecaka, a rakiety w parze z drugiej strony. Dało radę - troki są wystarczająco długie. A nie wyglądają :))

Dodałem zdjęcia. To pierwsze:
http://tnijurl.com/e4a3391e7206/



https://goo.gl/photos/11XojUivTZaabyKc6
-------------------------------------------
cześć i czołem

Odpowiedz
#54
Termin trwania test upłynął już w połowie stycznia, ale miałem jeszcze w planie przejść zimą całą graniówkę Niżnych Tatr, gdzie zabrałbym oczywiście testowany plecak. Dlatego ''załatwiłem'' sobie u gumiego troszkę dodatkowego czasu. Dziękuję :).
Niestety wyjazd nie wypalił, bo w firmie zaczęło się dziać i nie dało się wykombinować wolnego tygodnia. Potem choroba wyłączyła mnie na prawie dwa tygodnie z jakiejkolwiek aktywności i tak wszystko ''rozeszło się po kościach'', tzn. zima się rozeszła :)

Nie byłem na żadnym wyjeździe, gdzie potrzebowałbym tak dużego plecaka. Tylko takie schroniskowe wypady.

Teraz pojechałem w końcu w Niżne z okazji ''długiego weekendu'', choć na krótko - na dwa zaledwie noclegi.
Plecak zabrałem i ponosiłem. Porobiłem zdjęcia, które można zobaczyć w albumie od tego:
http://tnijurl.com/09ffeeacd310/
https://goo.gl/photos/11XojUivTZaabyKc6

I to już koniec. Nastał czas na napisanie testu zbierającego wszysto do kupy. Biorę się zatem do roboty, tzn. do klawiatury ;).

Pozdrawiam wszystkich, którzy czytali wątek. Dziękuję za miłe słowa i za dyskusję, jaka była tu prowadzona.
---
Edytowany: 2018-05-14 17:58:55
---
Edytowany: 2018-05-14 18:08:32
---
Edytowany: 2018-05-14 18:18:41
-------------------------------------------
cześć i czołem

Odpowiedz
#55
Rytmar bardzo dziękuję za zaangażowanie w ten test. Bardzo. W sumie szybko minęło. Wartko się to wszystko czytało. solidna porcja materiału.

Odpowiedz
#56
test zakończony:
https://ngt.pl/thread-9241.html

Odpowiedz


Skocz do: