To forum wykorzystuje pliki cookie
To forum wykorzystuje pliki cookie do przechowywania danych logowania, danych o Twojej ostatniej wizycie, pliki cookie na tym forum śledzą również tematy, które przeczytałeś. Korzystanie z forum oznacza akceptajcę ustawień plików cookie. Możesz zmienić ustawienia plików cookie w dowolnym momencie w swojej przeglądarce.


Turystyka zimowa
To pokazuje, że z decyzjami nie można zwlekać. Kolega w tych dniach też próbował, ale jednak decyzję podjął trafną, przede wszystkim szybciej i nawrócił. Kozacy właśnie tak kończą, bo okazuje się, że Bieszczady to aż Bieszczady w odpowiednich warunkach pogodowych.
Generalnie uważam, że nie ma się co wstydzić nawrotów, góry i tak pozostaną, jak dziś się nie uda to uda się następnym razem, bo żadna góra nie jest warta narażenia zdrowia.

Historia z zeszłego roku, podejście na Tarnicę, wiata i zbieranko do zejścia w dół. Dzień wcześniej solidny przeciąg na gorze, -5, ale widoczność świetna. W nocy wiatr się nasila i czuć go już w wiacie. Co ciekawe, to rano spotykamy turystów napierających w górę, a ci poubierani w jeansy, szaliki, kurtki miejskie, żadnych gogli itp. sprzętu zimowego. Następnego dnia rano w radiu głoszą, 3 akcje ratunkowe pod Tarnicą i na Szerokim, GOPR ściąga turystów, którzy mimo naszych ostrzeżeń nie chcieli nawracać. Tak to się kończy.
---
Edytowany: 2017-01-13 10:57:33

Odpowiedz
Seba to twardziel, to się wyleczy ;) Jeśli nie ma otwartych ran i martwych tkanek (nie daj Bóg), to powinno dość szybko znikać, podobnie jak lekkie oparzenia 1. stopnia.
Ew. można smarować przeznaczonymi na to maściami.
Z tym, że te miejsca na pewno będą w przyszłości czułe na chłód i mogą boleć.

Sebastianie, bardzo się cieszę, że ''przygoda'' skończyła się, jak skończyła. Zdarza się największym wygom.Też kilkakrotnie byłem w podobnej sytuacji. Pewność siebie, parcie do przodu, a potem wspominanie ''chyba to było głupie'';)

Myślę, że warto spojrzeć na tę sytuację pod kątem zagrożeń samotnego wędrowania. Zawsze dwie lub więcej głów, par oczu, rąk, zapasowy telefon, sprzęt mogą sobie w sytuacji kryzysowej lepiej radzić. Wiatr nie przewróci tak łatwo 180 kg jak 90 kg. A i przytulić się warto przy wyziębieniu.
Tak, czy inaczej trzymamy kciuki za zdrowie.
---
Edytowany: 2017-01-13 10:58:34

Stare NGT było jak stary dobry narkotyk. Nowe - jak syntetyk nowej generacji - daje w czapę jeszcze mocniej  ;)
Odpowiedz
Tak, tak. Mi odrazu się to narzuciło, samotny jeździeć, brak gogli, kurtka puchowa, a tex w plecaku. Mało jak na takie warunki. Też uważam, że zimą warto mieć namiot ze sobą, możemy zakładać wędrówkę od schronu do schronu, ale co jeśli nie dojdziemy?

Odpowiedz
Arni bez przesady z tym namiotem... Każdego może trafić załamanie pogody.

Odpowiedz
Arni, wychodzi na to, że każdy kto idzie zimą w góry powinien mieć plecak 80l i kompletne wyposażenie do biwakowania zima. Czyli bez wielkiego wora i eq za kilka tys lepiej nie wychodzić (bo sam puch, śpiwór i namiot to już kosmiczny wydatek). Przesadzasz. Polskie góry (w większości) maja na tyle rozwinięta sieć schronisk, że problem awaryjnych noclegów w terenie praktycznie znika.
Ok, są pojedyncze przypadki - pytanie ile % z nich to wynik totalnego nieprzygotowania turystycznego, kondycyjnego i merytorycznego?

Odpowiedz
@sebastian_ck
Nieźle Cię sponiewierało. To są właśnie zimowe wiatry w górach - nie dość, że mocne, zwalające z nóg to też potęgujące zimno i odmrażające wystające części ciała.
O te odmrożenia się nie martw*. Czarne plamy martwego naskórka po czasie ''zejdą'' z twarzy. U mnie ostatnie czarne płaty (po ostatnim wyjeździe w Niżne Tarty) właśnie się złuszczyły. Skóra - ta nowa - jest nieco zaczerwieniona, ale wróci do stanu pierwotnego :) Wiem, bo już tak miałem.

Człowiek ciągle się uczy, a mimo to ciągle popełnia błędy. W warunkach takich, jak opisałeś myślimy tylko o tym, aby nie zgubić szlaku/śladu, kierunku i o tym aby jakoś posuwać się do przodu. To, że gdzieś tam wiatr ciśnie po policzku, czy w palce u rąk jest zimno - schodzi wtedy na dalszy plan. Ważne, aby wyrwać się ''do lepszego miejsca''. To błąd, bo jeśli mamy odpowiedni sprzęt, aby te marznące części ciała zabezpieczyć - trzeba to zrobić bez względu na to jak jest zimno i wietrznie. Nie będzie strat i bólu po czasie.
Mi kiedyś często zdarzało się przymrozić nos lub policzki. Teraz to się raczej nie powtarza, bo czegoś się tam nauczyłem. Ale ostatnio znowu czarna plama na prawym policzku i do tej pory gorsze czucie na koniuszku jednego palca lewej ręki. Błędy są chyba naszą ludzką naturą. Mimo zdobywania doświadczenia, będą zdarzały się złe decyzje co do wyboru drogi, co do czasu odwrotu, czy też momentu wyciągnięcia z plecaka odpowiednich ciuchów, aby uniknąć odmrożeń.

Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Jak mówią mądrzy ludzie ''co Cię nie zabije to Cię wzmocni'' ;)
Po tym doświadczeniu będziesz na pewno wzmocniony - choćby o wiedzę i doświadczenie, co jest bezcenne i o niebo lepsze od wiadomości wyczytanych, teoretycznych. Poznałeś siebie i zimowe góry od strony od jakich jeszcze nie było Ci to dane. To boli, ale można też (a nawet trzeba) wyciągnąć z całej tej historii pozytywne elementy. Na przyszłość.

* Mam oczywiście nadzieję, że odmrożenia o których piszesz to takie powierzchowne, typowe dla krótkich wystawień skóry na mroźny wiatr. Jeśli to coś poważniejszego - to chyba wiesz, że trzebaby się skontaktować ze specjalistą od tych spraw.
-------------------------------------------
cześć i czołem

Odpowiedz
Seba szybkiego powrotu do zdrowia! :)

Odpowiedz
Ktoś tam dał minusa Arniemu, nie za szybko? Dobrze jest, jak jest dobrze, a na to jak będzie źle mamy być zabezpieczeni. Oczywiście, jeżeli chcemy jeszcze trochę pożyć. W tamtej okolicy, kilka lat temu, zginęła młoda dziewczyna, pracownica jednego z okolicznych schronisk. To miała być krótka, prosta przebieżka po przewianych grzbietach. Tak, bez przesady...

Odpowiedz
Tak zginęła, było o tym na forum, zresztą nastąpiło to kilka dni po tym jak właśnie z Sebastianem i kilkoma innymi osobami zrobiliśmy odwrót spod Tarnicy że względu na złe warunki atmosferyczne.
Znam Sebastiana, trochę z nim schodziłem i nie zrobił w tym przypadku nic głupiego, można i trzeba minimalizować ryzyko ale tego typu sytuacje zdarzyć się mogą. Nie muszą wynikać z beztroski czy ignorancji. Zdaniem samych goprowców Sebą nie był źle przygotowany. Zgodzę się co do gogli, dodałbym odpowienie rękawice czy łapawice przyczepione na trokach. Ale to już wnioski na przyszłość. Namiot w konkretnej opisanej sytuacji nie dałby mu nic- nie byłby go w stanie rozbić, czy pewnie nawet wypakowac. Byłby nim tylko bardziej dociążony i bardziej ryłby w śniegu.
-------------------------------------------
Nie jesteśmy tutaj dla przyjemności.

Odpowiedz
Piotrunio ludzie mają nawet wypadki w schronach (patrz kronika TOPR, ''wypadek pod prysznicem w Murowańcu, ktoś spadł z łóżka... sic!''). Jest ryzyko jest zabawa. O to w tym chodzi. Ten element ryzyka zawsze będzie kluczowy...
---
Edytowany: 2017-01-13 12:23:24

Odpowiedz
Sebastian wracaj do zdrowia,mam nadzieję,że na zlot dotrzesz i jeszcze pogadamy o tym wydarzeniu .

____
od admina: bogus Ty się tez kuruj bo na zlocie dostaniesz specjalny czas - prime time z opowieścią o swoich rowerowych wyczynach.

No dobra tu trailer ;)
http://tiny.pl/gdptm
---
Edytowany: 2017-01-13 13:35:30
---
Edytowany: 2017-01-13 13:37:22

Odpowiedz
A wydaje sie ze Biesy to niewinne proste gorki, prawda? Kazdy wypad w gory czegos uczy - np. po ubieglorocznym zimowym wypadzie w Tatry kupilem ciepla kominiarke z windstopperem. Udany wycof nie jest zly i pozniej jest co wspominac ;) Wracaj do zdrowia.

Odpowiedz
Nie panowie, nikt nie każe zabierać zimą namiotów i sprzętu wyprawowego, nie o to chodzi. Można iść na fest light, ale w tym przypadku decyzje o odpuszczeniu muszą być szybkie i pewne, bo jak nie, to mamy to co mamy i budzimy się z palcew nocniku. To jest właśnie efekt błednych decyzji w obranym stylu i pokazuje jak bardzo balansujemy na krawędzi. Wszystko jest dobrze dopóki jest dobrze, ale gdy się zesra to nie ma zmiłuj.

Odpowiedz
Seba - z najlepszymi życzeniami, i mimo wszystko - los się chyba uśmiechnął, :)

krótki monit pogodowy z Karkonoszy :

baza na dole, dzisiaj planowana krótka trasa - łatwa prosta i przyjemna - ze względu na psa, duży zapas czasu z punktem postojowym na przeł. okraj, tempo początkowo dobre - zgodne ze znakami, śnieg nie sięga nawet do kolan,
po pierwszej 1,5h marszu wiatr zaczął przybierać na sile, ale po ''doposażeniu'' psa min. w ubranie i NGT-owego buffa :) kontynuujemy, w ciągu następnych 15 minut, diametralna zmiana warunków, wiatr ze słabym śniegiem zmienił się w marznącą zamieć - widoczność spada do 2-3m (a nie jesteśmy na otwartym terenie), przed nami biała ściana, wiatr zaczyna zwalać z nóg(wiatr w plecy)- spojrzenie na zwierzaka - szybka decyzja - odwrót....schodzenie zajmuje nam ponad 2h...pies dużymi odcinkami niesiony, wąska ścieżka na dole (skrót do szlaku) w tym czasie zawiana miejscami powyżej pasa (wcześniej max do kolan), gdybyśmy byli już na otwartej przestrzeni sytuacja zrobiłaby się poważna,
a przecież było prosto łatwo i przyjemnie :)
---
Edytowany: 2017-01-13 14:08:50
---
Edytowany: 2017-01-13 14:09:14
---
Edytowany: 2017-01-13 14:10:48

Odpowiedz
Tak dla przypomnienia ,,moja'' historia znana zresztą wielu Forumowiczom.
Styczeń. Deszcz leje na pewno od 5 rano (a być może padał też w nocy) z małymi przerwami przez cały dzień. I nie jest to zimowa mżawka tylko zlewa bardziej charakterystyczna dla lata. Wysiadam z autobusu w Jabłonkach i ... odpuszczam. Do schronu Jaworzec dochodzę asfaltem trochę przeczekując na przystankach, trochę podjeżdżając stopem. Następnego dnia nie pada, temperatura w dolinie dodatnia, wyżej coś około zera. Docierają koledzy. Plan to bacówka Jaworzec - Smerek i zejście ,,żółtym'' do Suchych Rzek. Śniegu praktycznie nie ma, pojawia się dopiero po ,,zejściu'' się czarnego szlaku z zielonym. Świeci słońce. Pierwsze problemy pojawiają się gdy trzeba przejść przez pokryte śniegiem polany. Szlak jest nieprzetarty i nie bardzo wiadomo w którym miejscu ,,wchodzi'' w bukowy las.
Po każdej polance w trzech robimy mini tyralierę i do tego chodzimy ,,zygzakiem'' by odnaleźć czarne znaczki. Absorbuje to siły i co najważniejsze czas. Nadal świeci (już popołudniowe) słońce i po prawej przez drzewa widać Smereka. Gdy dochodzimy na połoninę podsztytową zrywa się wiatr, przychodzi chmura i wszystko tonie w białym mleku. Nie wiadomo którędy dokładnie iść, gdzie jest ścieżka. Jakaś narada, decydujemy się brnąć do przodu i ,,jakby co''... zadzwonić po GOPR gdybyśmy nie dawali rady. Smereka oczywiście odpuszczamy. Gdy widoczność się poprawia jest widoczny po prawej, a po lewej las. Czyli orientacyjnie wiem gdzie jestem. Problem jest taki, że nie wiemy w którym miejscu szlak z Przełęczy Orłowicza wchodzi do lasu.
Śnieg jest dosyć głęboki, każdy krok do zapadnięcie się powyżej kolan, a co któryś jest po pas i głębiej. Dramat jest taki, że ten śnieg to tylko od góry jest biały - wewnątrz to jest mokra galareta. Jak ,,wpadam'' i upadam to próbując się wygrzebać podpieram się na łokciach... i nie znajduję oparcia. Ciężko się podnieść do pionu z plecakiem Przejście 500 m zajmuje nam półtorej godziny. Skraj lasu to nawiany wał śniegobreji i nie da się tamtędy iść. Środkiem przez połoninę jest jednak płycej.
Po zaliczeniu dziesiąt którejś tam wywrotki nie mam siły się podnieść, leżę ryjem w breji i po prostu się topię. Akumulatory zero.
Decyzja o zadzwonieniu po GOPR.
Brak zasięgu.
Wycof do lasu, jama śnieżna, termos, zmiana skarpetek, reklamówki w buty.
Brnąc już skrajem lasu fartownie odnajdujemy znak szlaku.
Schodzimy w dół już drogą, wiatka utwierdza nas, że to właściwa droga. Jest już ciemno więc czołówki.

Konkluzje
Nie wyszliśmy pochopnie w ,,niepewną pogodę'' czy przy złej pogodzie.
Załamanie przyszło nagle i w najgorszym dla nas miejscu.
Z perspektywy czasu jak na to patrzę, to być może trzeba było się wrócić na Jaworzec, choć jest prawdopodobieństwo, że mogło zawiać nasze ślady i znów było by szukanie po lesie...
W Bieszczadach w masywach połonin nie ma tyczek ,,zimowych'', w ,,mleku'' nie wiadomo gdzie iść, a to że siada dosłownie błędnik nie pomaga w orientacji.
GOPR nie patroluje szlaków, wyrusza tylko na akcje, gdyby przynajmniej raz w tygodniu przejechali się skuterem to utworzyła by się ścieżka którą ubili by turyści - podniosło by to o połowę tempo marszu.
Na polanach i połoninach nie wystarczy pojedyncza tyczka - powinny być ,,bramki'' tak by przechodząc przez nie kierować się w miejsce w którym ,,wchodzi'' do lasu szlak.
Mieliśmy pomysł by zadzwonić do GOPR, gdy już była taka potrzeba okazało się to niemożliwe z powodu braku zasięgu.
Może z tym ,,dzwonieniem'' to powinno być jak z refowaniem żagli - jeżeli o tym pomyślimy to powinniśmy to zrobić bo ,,później'' będzie... za późno.
Żadna gorąca herbata, żadna czekolada nie da nam tyle energii i woli walki jak działający, ręczny... GPS (smartfony się nie nadają).
-------------------------------------------
Wynik mierzy czyny...

Odpowiedz
Podpinając się do dyskusji. Opisane zdarzenie było mnie więcej w trakcie mojej tury w B.Niskim. (5, 6, 7, 8,.01). Byłem sam. Koncept był taki: Bus W-wa Gorlice, Bus Gorlice - Małastów, podejście na nartach na Magure Małastowską, dalej grzbietem do Banicy i dalej do Radocyny. Kolejne dni to przejście Radocyna Bartne i działanie w okolicy.
1. Na grzbiecie Magury już było wiadomo, że nowy opad był duży. Narty zapadały się do pół łydki.
2. Na polach w Banicy było do pół uda. Wiadomo było, że sam nie dam rady mimo tego, że start był o 6:00.
3. Korekta planów: dociągnięcie do Bartnego i trzy dni spędzone w Bacówce w Bartnem.
Gdybyśmy byli w trzy osobowym teamie, torując na zmianę mimo wiatru o średniej mocy i spadającej temperatury byśmy do Radocyny doszli. Jednosobowe przebijanie się przez świeżo nawiany śnieg na polach był zbytnim ryzykiem i kondycyjnym szaleństwem dla jednej osoby wg.mojej oceny.
Mimo bardzo kompaktowego spakowania miałem taki ''zimowy zestaw podstawowy'': palnik, kurtkę puchową, płachtę biwakową, skromną łopatę.
Podsumowując: Zima samotnie wymaga elastycznego podejścia do zakładanych planów, nie forsowania ich na siłę, wczesnego startu (wolę błąkać się po ciemku kiedy jestem wypoczęty, niż kiedy jestem spompowany po całym dniu).
---
Edytowany: 2017-01-13 14:56:30
-------------------------------------------
Pim

Odpowiedz
Przeczytałem powyższe posty uważnie. Mógłbym próbować usprawiedliwiać siebie za popełnione błędy, ale to byłoby nie w porządku, bo przecież to były moje błędy. Owszem, miałem pecha, bo przyczyniła się do tego pogoda, ale nie mogę powiedzieć, że świadomie balansowałem na krawędzi. Załamanie pogody było nagłe i nawet sami GOPRowcy przyznali, że nie spodziewali się takiego zakończenia dnia. Dziękuję wszystkim za ciepłe słowa, jak i te krytykujące. Oczywiście wnioski wyciągnę odpowiednie i mam nadzieję, że nie tylko ja sam.

bartolini - tekst postaram się poprawić, ale już nie dziś.

Jeszcze raz wszystkim dziękuję i do zobaczenia.
-------------------------------------------
... a nie jakiś tam siusiumajtek

Odpowiedz
Na fb widze artykuł soltysa o odwrocie z zimowej ukrainy......przeczytajcie.

Odpowiedz
Poniżej pewnej temperatury i ilości śniegu liczonego już chyba w metrach a nie centymetrach życie zamiera...
Szykując się do zeszłotygodniowego wypadu, śledziłem modele pogodowe na stronie meteomodel. Prognoza opadu śniegu dla tamtego rejonu robiła wrażenie.
-------------------------------------------
Pim

Odpowiedz
Sebastian, ja jestem pełen podziwu dla ciebie i wszystkich którzy postanowili się podzielić swoimi przygodami. Nie każdy ma taką cywilną odwagę by opisać swoje przykre doświadczenia. Dla mnie, i pewnie nie tylko dla mnie, to spora doza wiedzy, ważnej wiedzy. Każda wypowiedź jest ważna, bo pokazuje nam o czym warto pamiętać kiedy wybieramy się w góry.
Dzięki waszym opisów bardziej będę zwracał na to co zabieram zimą w góry.
- gogle (mam i polecam)
- drugi telefon
- kominiarka (mam)
- ciepłe rękawice
- aplikacja w telefonie
- kurtka

Odpowiedz


Skocz do: