07-01-2019, 21:18
Myślę, że nocowałem w kilkunastu schroniskach i biwakach alpejskich, jeśli nie w kilkudziesięciu (głównie w Słowenii, następnie w kilku krajach Austrii (w tym dwóch prywatnych) i we Włoszech (prywatnych i klubowych), i w dwóch szwajcarskich w Gryzonii (jednym klubowym, jednym prywatnym), w jednym hiszpańskim). Na przestrzeni ponad dwóch dekad, od kiedy tam regularnie jeżdżę, bardzo rzadko zdarzały się sytuacje, w których schronisko było zatłoczone, albo odbywała się w nim jakaś impreza. Ale takie sytuacje miały miejsce. Nigdy jednak nie odmówiono mi noclegu, choć z drugiej strony wiem, że czasami takie sytuacje się zdarzały (choćby moim dalekim znajomym odmówiono w okolicy 15 sierpnia noclegu w jednym schronisku pod Triglavem: byli na szczęście wcześnie, więc bez trudu przeszli do pobliskiego, większego). Ale byłem też świadkiem, jak w niepogodę, i w weekend sierpniowy, schronisko na 1600 m przewyższenia od najbliższej formy cywilizacji, zaczęło ''pękać w szwach'' a ludzie nocowali wszędzie, gdzie można było się wcisnąć - w taką pogodę po prostu nikt by się nie dał ''wypędzić'' na dół.:)
W niektórych zdarzało mi się widzieć jakieś irytuje odstępstwa od regulaminu narzucanego przez kluby (jak choćby opłata za spożywanie własnego prowiantu wewnątrz schroniska, albo ceny niezgodne z ustalonym przez klub cennikiem).
Z drugiej strony zdarzało mi się, i to częściej, być świadkiem i adresatem łamania regulaminu schroniska ''w drugą stronę'', czyli na moją korzyść (jak choćby niepobieranie opłaty albo tylko częściową za nocleg lub jadło, ale i inne, może drobniejsze, jak wcześniejsza możliwość wejścia do pokoju, albo dłuższego w nim zostania, albo użycia wody do drobnej przepierki (w niektórych, ze względu na deficyt wody, wodę można używać tylko do celów sanitarnych), albo możliwości noclegu w pomieszczeniu gospodarczym — dość dużo mi takich drobnych wykroczeń, na moją korzyść, przychodzi do głowy). Lubię to, i dlatego tam wracam, a w niektórych czuję się, jak stały i oczekiwany gość. Choć wiem, że jestem tam mile widziany, to bym się zastanawiał, czy o północy — a tym bardziej po jej wybiciu — kłopotać kogoś swoim wejściem tylko na herbatę i siku, w Sylwestra czy nie. Wbijałbym śmiało, gdybym potrzebował jakiejś pomocy, noclegu, ale w takich okolicznościach, impreza w środku czy nie, jakoś bym raczej starał się tak nie robić, a na pewno nie próbowałbym się nikomu przesadnie narzucać czy podnosić rwetes, gdyby mnie nie wpuszczono.
Schroniska górskie są dla mnie obsługową wersją samoobsługowych biwaków ;) Owszem, to nie hotele. Myślę, że w hotelach, w pewnym sensie, wolno mi więcej. Tj. więcej mogę od obsługi hotelu wymagać. Od schroniska, zgodnie ze źródłosłowem, oczekuję głównie schronienia w potrzebie. Schronienia bardziej w razie konieczności niż na moje dowolne życzenie. Tak samo w odniesieniu do biwaków: jak idę spać w nich tylko dla frajdy, nie przed wspinem, albo w potrzebie, bo noc lub burza mnie złapała, to czuję się trochę nieswojo, bo jeszcze komuś potrzebującemu zajmę w nim niepotrzebnie miejsce: czuję się, jakbym nadużywał funkcji tego miejsca.
Nie wyobrażam sobie, że w razie jakiejś niepogody, wyczerpania organizmu lub w podobnych okolicznościach, jakiekolwiek schronisko odmawia człowiekowi pomocy, albo żeby w biwaku nie znalazło się dla niego miejsce. Tu, w opisywanym wypadku, sytuacja wygląda z opisu jednak na inną i choć może była to niefajna przygoda (no bo kto chciałby zaplanować sobie Sylwestrową noc, planując postój w ciepłym schronisku na herbacie, a następnie pocałować klamkę?!), to jednak nie wydaje mi się, aby warto było o tym tyle pisać, doszukując się w dodatku w sytuacji takich, albo innych przejawów jakichś ogólnych trendów kulturowych, społecznych a może i politycznych. Nie wnikam, czy regulamin PTTK został czy nie złamany: może i najemca schroniska niepotrzebnie obcesowo potraktował ludzi chcących wysikać się w schronisku i napić herbaty, ale trudno dostrzec mi w tym symptomy czegoś znacznie gorszego niż ewentualne złamanie regulaminu organizacji turystycznej i brak pewnej dozy życzliwości dla fizjologicznych i ''herbacianych'';) potrzeb człowieka.
---
Edytowany: 2019-01-07 21:32:28
W niektórych zdarzało mi się widzieć jakieś irytuje odstępstwa od regulaminu narzucanego przez kluby (jak choćby opłata za spożywanie własnego prowiantu wewnątrz schroniska, albo ceny niezgodne z ustalonym przez klub cennikiem).
Z drugiej strony zdarzało mi się, i to częściej, być świadkiem i adresatem łamania regulaminu schroniska ''w drugą stronę'', czyli na moją korzyść (jak choćby niepobieranie opłaty albo tylko częściową za nocleg lub jadło, ale i inne, może drobniejsze, jak wcześniejsza możliwość wejścia do pokoju, albo dłuższego w nim zostania, albo użycia wody do drobnej przepierki (w niektórych, ze względu na deficyt wody, wodę można używać tylko do celów sanitarnych), albo możliwości noclegu w pomieszczeniu gospodarczym — dość dużo mi takich drobnych wykroczeń, na moją korzyść, przychodzi do głowy). Lubię to, i dlatego tam wracam, a w niektórych czuję się, jak stały i oczekiwany gość. Choć wiem, że jestem tam mile widziany, to bym się zastanawiał, czy o północy — a tym bardziej po jej wybiciu — kłopotać kogoś swoim wejściem tylko na herbatę i siku, w Sylwestra czy nie. Wbijałbym śmiało, gdybym potrzebował jakiejś pomocy, noclegu, ale w takich okolicznościach, impreza w środku czy nie, jakoś bym raczej starał się tak nie robić, a na pewno nie próbowałbym się nikomu przesadnie narzucać czy podnosić rwetes, gdyby mnie nie wpuszczono.
Schroniska górskie są dla mnie obsługową wersją samoobsługowych biwaków ;) Owszem, to nie hotele. Myślę, że w hotelach, w pewnym sensie, wolno mi więcej. Tj. więcej mogę od obsługi hotelu wymagać. Od schroniska, zgodnie ze źródłosłowem, oczekuję głównie schronienia w potrzebie. Schronienia bardziej w razie konieczności niż na moje dowolne życzenie. Tak samo w odniesieniu do biwaków: jak idę spać w nich tylko dla frajdy, nie przed wspinem, albo w potrzebie, bo noc lub burza mnie złapała, to czuję się trochę nieswojo, bo jeszcze komuś potrzebującemu zajmę w nim niepotrzebnie miejsce: czuję się, jakbym nadużywał funkcji tego miejsca.
Nie wyobrażam sobie, że w razie jakiejś niepogody, wyczerpania organizmu lub w podobnych okolicznościach, jakiekolwiek schronisko odmawia człowiekowi pomocy, albo żeby w biwaku nie znalazło się dla niego miejsce. Tu, w opisywanym wypadku, sytuacja wygląda z opisu jednak na inną i choć może była to niefajna przygoda (no bo kto chciałby zaplanować sobie Sylwestrową noc, planując postój w ciepłym schronisku na herbacie, a następnie pocałować klamkę?!), to jednak nie wydaje mi się, aby warto było o tym tyle pisać, doszukując się w dodatku w sytuacji takich, albo innych przejawów jakichś ogólnych trendów kulturowych, społecznych a może i politycznych. Nie wnikam, czy regulamin PTTK został czy nie złamany: może i najemca schroniska niepotrzebnie obcesowo potraktował ludzi chcących wysikać się w schronisku i napić herbaty, ale trudno dostrzec mi w tym symptomy czegoś znacznie gorszego niż ewentualne złamanie regulaminu organizacji turystycznej i brak pewnej dozy życzliwości dla fizjologicznych i ''herbacianych'';) potrzeb człowieka.
---
Edytowany: 2019-01-07 21:32:28