07-02-2007, 08:51
Zawsze mnie zastanawiało jak to jest, idę 8-10 godz z plecakiem, spotykam w lesie nielicznych miejscowych a schronisko pęka w szwach i pozostaje tylko gleba. Wygląda na to, że na imprezę trzeba mieć siły i bractwo 'zdobywa' metę najkrótszą drogą. Po wędrówce chce się szybko zjeść i wylądować w śpiworze, aby następnego dnia wyruszyć dalej. Radosna impreza i chęć wyspania się to sprzeczność, wspólny adres to pomyłka.
'Zmęczon' poruszył fajny temat pracy w schronisku. Mnie się też udało i przestałem być tylko przechodniem w górach, w lesie. Pracowałem w sumie kilka miesięcy przy remoncie dwóch chatek. Jednak takich konfliktów jak wspomniałeś nie było. Turyści przychodzili i szli dalej, niektórzy zauroczeni miejscem zostawali pomagać przy remoncie, pracowaliśmy za jedzenie i całkiem wygodne łóżko, zaletą była możliwość (o ile nie kolidowało to z pracą zespołu) robienia sobie wolnego na wędrówkę po okolicach. W drugim wypadku, maleńką chatkę podnieśliśmy z kolegą z ruiny do stanu używalności. Oznaczało to m.in. ręczne heblowanie desek na polanie (drugi raz bym się na to nie pisał :) Jako chatkowi mieliśmy obowiązek dbać np. o goracą wodę dla grup - obozy w ramach Studenckiego Szlaku Chatkowego (piec na polanie zbudowaliśmy sami). Rano nocując na stryszku budził nas szum owadów odwiedzających kwitnące wokół chatki lipy. Można się było tak zżyć z otoczeniem, że nad ranem nie przeganiałem myszy, która na chwilę wlazła mi na głowę (spałem w czapce). Dlaczego o tym piszę, po latach widzę, że był to najlepiej spędzony czas w górach i jeśli tylko będziecie mieli okazję, spróbujcie tego.
-------------------------------------------
Robert
'Zmęczon' poruszył fajny temat pracy w schronisku. Mnie się też udało i przestałem być tylko przechodniem w górach, w lesie. Pracowałem w sumie kilka miesięcy przy remoncie dwóch chatek. Jednak takich konfliktów jak wspomniałeś nie było. Turyści przychodzili i szli dalej, niektórzy zauroczeni miejscem zostawali pomagać przy remoncie, pracowaliśmy za jedzenie i całkiem wygodne łóżko, zaletą była możliwość (o ile nie kolidowało to z pracą zespołu) robienia sobie wolnego na wędrówkę po okolicach. W drugim wypadku, maleńką chatkę podnieśliśmy z kolegą z ruiny do stanu używalności. Oznaczało to m.in. ręczne heblowanie desek na polanie (drugi raz bym się na to nie pisał :) Jako chatkowi mieliśmy obowiązek dbać np. o goracą wodę dla grup - obozy w ramach Studenckiego Szlaku Chatkowego (piec na polanie zbudowaliśmy sami). Rano nocując na stryszku budził nas szum owadów odwiedzających kwitnące wokół chatki lipy. Można się było tak zżyć z otoczeniem, że nad ranem nie przeganiałem myszy, która na chwilę wlazła mi na głowę (spałem w czapce). Dlaczego o tym piszę, po latach widzę, że był to najlepiej spędzony czas w górach i jeśli tylko będziecie mieli okazję, spróbujcie tego.
-------------------------------------------
Robert