27-08-2005, 11:23
Stratokazik
sniadanie swiateczne skoro swit, turisty nadbiegly kole 11. My lezaczki w sniegu, piwko i pogawedki, nikt nam czerwonych dywanow nie rozkladal. Wystarczy wiedza, ze my swoi sa, usmiech gospodarzy i mozna wpasc do kuchni wyzerac pozostalosci po sniadaniu. Nie umiem tego w konkretach opisac, ale wracam tam jak do siebie. Mysle, ze tamtejszy szef ma dobre slowo dla kazdego, moze i kazdy czuje sie tam jak u siebie?
sniadanie swiateczne skoro swit, turisty nadbiegly kole 11. My lezaczki w sniegu, piwko i pogawedki, nikt nam czerwonych dywanow nie rozkladal. Wystarczy wiedza, ze my swoi sa, usmiech gospodarzy i mozna wpasc do kuchni wyzerac pozostalosci po sniadaniu. Nie umiem tego w konkretach opisac, ale wracam tam jak do siebie. Mysle, ze tamtejszy szef ma dobre slowo dla kazdego, moze i kazdy czuje sie tam jak u siebie?