23-12-2013, 18:49
Jak byłem w liceum, to po Bieszczadach pomykałem z plecakiem kolo 35 kilo. Moj rekord to 42 kilo. Nosiło się wałówę na 2-3 tygodnie, bo w sklepach był tylko ocet (a i ze sklepami dość trudno wtedy było). Topowy sprzęt górski to były dla mnie wojskowe trepy i bawełniana kangurka ze składnicy harcerskiej. Teraz reprezentuje poziom ''40 letni facet siedzący za biurkiem'' i odchudzanie sprzętu pozwala mi na w miarę komfortowe poruszanie się po górach. Nauka troche trwała, jeszcze 5 lat temu wyruszałem latem w góry z ponad 20 kilowym garbem, a zimą koło 25 kilo. Teraz zimowy waży kolo 17 kilo (w tym czekan i raki), a letni koło 12 (+ 3 litry wody). Mogłoby być jeszcze mniej, ale szanuję powonienie otoczenia i zawsze w plecaku mam kilka zmian odzieży.
Co do denaturatu - nie ma po co go kupować ze względu na to co pisaliście powyżej. Za to jest paliwo do biokominków. Praktycznie czysty alkohol, bez barwników, pali się pięknym bezwonnym płomieniem. Szczerze to paliwo mogę polecić. Parę lat chorowałem na palniki z puszek. Zwracam uwagę na czas przeszły w ostatnim zdaniu.
Edit: Warrad, podpisuje się obiema rękami.
---
Edytowany: 2013-12-23 19:02:06
Co do denaturatu - nie ma po co go kupować ze względu na to co pisaliście powyżej. Za to jest paliwo do biokominków. Praktycznie czysty alkohol, bez barwników, pali się pięknym bezwonnym płomieniem. Szczerze to paliwo mogę polecić. Parę lat chorowałem na palniki z puszek. Zwracam uwagę na czas przeszły w ostatnim zdaniu.
Edit: Warrad, podpisuje się obiema rękami.
---
Edytowany: 2013-12-23 19:02:06