27-11-2015, 01:00
Byłem dziś połazić po Górach Sowich i na Wielkiej Sowie przywitał mnie gruby kot. Wąsy obrośnięte lodem, brzuch pokaźny. Poszedł za mną grzecznie pod wiatę gdzie dostał papu, a z zimna to łapkami przebierał.
Wieża zamknięta, ludzi zero, ciemno się robiło - myślę sobie: trudno, zabieram bo bidok zamarznie. Miałem zanieść do schronu. Biorę na ręce, przez pierwsze 100 m spoko, potem się wyrywa. Stawiam na ziemi - biegiem wraca na szczyt. Dzwonię do pobliskiego schroniska Sowa zapytać się czy to nie od nich - po krótkiej rozmowie z obsługą dowiedziałem się, ze kot już mieszka na szczycie Wielkiej Sowy od ponad roku i że mam się nie martwić i można go zostawić.
Taka historyjka ;) Jakby ktoś kiedyś spotkał tego grubaska to nie trzeba się martwić.
http://i.imgur.com/sl66aht.jpg
Wieża zamknięta, ludzi zero, ciemno się robiło - myślę sobie: trudno, zabieram bo bidok zamarznie. Miałem zanieść do schronu. Biorę na ręce, przez pierwsze 100 m spoko, potem się wyrywa. Stawiam na ziemi - biegiem wraca na szczyt. Dzwonię do pobliskiego schroniska Sowa zapytać się czy to nie od nich - po krótkiej rozmowie z obsługą dowiedziałem się, ze kot już mieszka na szczycie Wielkiej Sowy od ponad roku i że mam się nie martwić i można go zostawić.
Taka historyjka ;) Jakby ktoś kiedyś spotkał tego grubaska to nie trzeba się martwić.
http://i.imgur.com/sl66aht.jpg