05-04-2020, 10:15
Gdy czytam artykuły i zwł. listy od zatroskanych... [tu można wstawić dowolny zawód] na różnych portalach, to ...coraz rzadziej je czytam... Tym bardziej, że można z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć, co będzie publikowane na danym portalu czy telewizji.
NIE LEKCEWAŻĘ ludzkich tragedii i jestem świadom, że ten czas będzie dla wielu potężną traumą - nie tylko psychiczną, ale i ekonomiczną. Jestem przekonany, że WSZYSCY na tym stracimy (chwilowo może poza wytwórcami artykułów do dezynfekcji) - jeśli nie teraz, to na pewno w dłuższej perspektywie.
Ciągłe jednak wołanie o pomoc do tzw. państwa jest nieco naiwne: skąd to państwo (niezależnie, kto rządzi!) ma brać na to pieniądze?! Byłbym wdzięczny, gdyby ci wołający podali źródło: komu zabrać? z czego? (np. wojsku? najbogatszym? dużym rodzinom? samotnym? itp.) Oczywiście, można dodrukować (puste) pieniądze, ale to grozi jeszcze większą inflacją (i w konsekwencji - kolejnymi stratami dla wszystkich!)
Trochę wygląda tak, jakbyśmy w czasach prosperity niemal wszyscy byli zwolennikami kapitalizmu, ale w czasach kryzysu - socjalizmu (czy nawet komunizmu).
Mam wrażenie, że po prostu jako społeczeństwo przyzwyczailiśmy się do pewnego standardu (''należy się'' nam xxx) - zwłaszcza chyba młodsi (bo nieco psychologicznie mówiąc: nie doświadczyli takiej frustracji: społecznej traumy, realnej sytuacji możliwości choroby czy utraty życia, skrajnego ubóstwa jak było wiele lat po wojnie). Gdy rozmawiam z osobami starszymi (przez telefon!) to mam wrażenie, że oni z o wiele większym dystansem i spokojem podchodzą do tej sytuacji (choć są bardziej zagrożeni z racji wieku - tzw, grupy ryzyka). Oni już doświadczyli wielu sytuacji zagrożenia, braku czy choćby pogorszenia się sytuacji...
Podejrzewam, ze choć w mediach głównym motywem braku wprowadzenia stanu wyjątkowego/klęski żywiołowej są te nieszczęsne wybory, to odwlekanie się wprowadzenie stanu wyjątkowego/klęski żywiołowej jest podyktowane przede wszystkim późniejszą koniecznością wypłaty odszkodowań, a to zawali każdy system. Winni są politycy od wieeelu lat (Kaczmarski kiedyś śpiewał: ''polityka dla mnie to w krysztale pomyje'' i blisko mi jest do tej opinii) za brak długofalowego/strategicznego planowania, ale i my (tzw. społeczeństwo) - bo przecież łatwiej wybrać tych, co obiecują teraz dać, niż tym, którzy mówią o oszczędzaniu/zabezpieczaniu się na przyszłość. [nb. jak w klubach piłkarskich - nie tylko w Polsce: jedne mówią o bankructwie, inne pomimo odwołania rozgrywek mają tyle oszczędności, że poradzą sobie bez problemów; wielu z nas również pewnie wiele zasobów wolało skonsumować zamiast ''zabezpieczać się '' na trudniejsze czasy].
Mam tylko nadzieję, że ta sytuacja będzie szansą na jakąś pogłębioną refleksję (np. hierarchia wartości, sposób przeżywania bliskości czy religijności itd.) nie tylko indywidualnie, ale również na poziomie społecznym (politycy, ekonomia, Kościół). Mam nadzieję, ale ...niestety malutką (bo też już mam trochę lat i doświadczeń) ;(
Nie jestem ekonomistą ani politykiem (tfu!), dzielę się po prostu moimi refleksjami (moimi, więc inni mogą mieć własne zdanie i racje).
Przepraszam za długi wpis.
Życzę dużo pokoju w sercu, nadziei i zdrowia!
PS. Narzekanie na brak przygotowania służby zdrowia też jest wg mnie (!) łatwym rozwiązaniem. Zaniedbania są efektem wielu dziesiątek lat (także poziomu zamożności społeczeństwa).
Niewiele krajów stać na to, żeby mieć przygotowane (lub szybko wybudować) ''zamrożone'' szpitale, czekające na czas epidemii. [Np. nikt nie utrzymuje wałów przeciwpowodziowych w nienagannym stanie, bo to pochłonęłoby więcej pieniędzy niż ewent. straty popowodziowe. Smutne, ale realne.]
Bogatsze społeczeństwa od nas mają problemy (USA, Włochy, Hiszpania) i też sobie nie radzą Najlepiej wypadły kraje, które niedawno doświadczyły epidemii np. SARS; szybko i bezwzględnie (!) wprowadziły odpowiednie obostrzenia.
Inna sprawa, że gdyby u nas tak zrobiono, szybko podniósłby się sprzeciw z powodu nadmiernych restrykcji (zamknięte miasta, monitoring elektroniczny, donosy itd.) - na pewno bez słowa byśmy się temu poddali?
---
Edytowany: 2020-04-05 11:39:01
NIE LEKCEWAŻĘ ludzkich tragedii i jestem świadom, że ten czas będzie dla wielu potężną traumą - nie tylko psychiczną, ale i ekonomiczną. Jestem przekonany, że WSZYSCY na tym stracimy (chwilowo może poza wytwórcami artykułów do dezynfekcji) - jeśli nie teraz, to na pewno w dłuższej perspektywie.
Ciągłe jednak wołanie o pomoc do tzw. państwa jest nieco naiwne: skąd to państwo (niezależnie, kto rządzi!) ma brać na to pieniądze?! Byłbym wdzięczny, gdyby ci wołający podali źródło: komu zabrać? z czego? (np. wojsku? najbogatszym? dużym rodzinom? samotnym? itp.) Oczywiście, można dodrukować (puste) pieniądze, ale to grozi jeszcze większą inflacją (i w konsekwencji - kolejnymi stratami dla wszystkich!)
Trochę wygląda tak, jakbyśmy w czasach prosperity niemal wszyscy byli zwolennikami kapitalizmu, ale w czasach kryzysu - socjalizmu (czy nawet komunizmu).
Mam wrażenie, że po prostu jako społeczeństwo przyzwyczailiśmy się do pewnego standardu (''należy się'' nam xxx) - zwłaszcza chyba młodsi (bo nieco psychologicznie mówiąc: nie doświadczyli takiej frustracji: społecznej traumy, realnej sytuacji możliwości choroby czy utraty życia, skrajnego ubóstwa jak było wiele lat po wojnie). Gdy rozmawiam z osobami starszymi (przez telefon!) to mam wrażenie, że oni z o wiele większym dystansem i spokojem podchodzą do tej sytuacji (choć są bardziej zagrożeni z racji wieku - tzw, grupy ryzyka). Oni już doświadczyli wielu sytuacji zagrożenia, braku czy choćby pogorszenia się sytuacji...
Podejrzewam, ze choć w mediach głównym motywem braku wprowadzenia stanu wyjątkowego/klęski żywiołowej są te nieszczęsne wybory, to odwlekanie się wprowadzenie stanu wyjątkowego/klęski żywiołowej jest podyktowane przede wszystkim późniejszą koniecznością wypłaty odszkodowań, a to zawali każdy system. Winni są politycy od wieeelu lat (Kaczmarski kiedyś śpiewał: ''polityka dla mnie to w krysztale pomyje'' i blisko mi jest do tej opinii) za brak długofalowego/strategicznego planowania, ale i my (tzw. społeczeństwo) - bo przecież łatwiej wybrać tych, co obiecują teraz dać, niż tym, którzy mówią o oszczędzaniu/zabezpieczaniu się na przyszłość. [nb. jak w klubach piłkarskich - nie tylko w Polsce: jedne mówią o bankructwie, inne pomimo odwołania rozgrywek mają tyle oszczędności, że poradzą sobie bez problemów; wielu z nas również pewnie wiele zasobów wolało skonsumować zamiast ''zabezpieczać się '' na trudniejsze czasy].
Mam tylko nadzieję, że ta sytuacja będzie szansą na jakąś pogłębioną refleksję (np. hierarchia wartości, sposób przeżywania bliskości czy religijności itd.) nie tylko indywidualnie, ale również na poziomie społecznym (politycy, ekonomia, Kościół). Mam nadzieję, ale ...niestety malutką (bo też już mam trochę lat i doświadczeń) ;(
Nie jestem ekonomistą ani politykiem (tfu!), dzielę się po prostu moimi refleksjami (moimi, więc inni mogą mieć własne zdanie i racje).
Przepraszam za długi wpis.
Życzę dużo pokoju w sercu, nadziei i zdrowia!
PS. Narzekanie na brak przygotowania służby zdrowia też jest wg mnie (!) łatwym rozwiązaniem. Zaniedbania są efektem wielu dziesiątek lat (także poziomu zamożności społeczeństwa).
Niewiele krajów stać na to, żeby mieć przygotowane (lub szybko wybudować) ''zamrożone'' szpitale, czekające na czas epidemii. [Np. nikt nie utrzymuje wałów przeciwpowodziowych w nienagannym stanie, bo to pochłonęłoby więcej pieniędzy niż ewent. straty popowodziowe. Smutne, ale realne.]
Bogatsze społeczeństwa od nas mają problemy (USA, Włochy, Hiszpania) i też sobie nie radzą Najlepiej wypadły kraje, które niedawno doświadczyły epidemii np. SARS; szybko i bezwzględnie (!) wprowadziły odpowiednie obostrzenia.
Inna sprawa, że gdyby u nas tak zrobiono, szybko podniósłby się sprzeciw z powodu nadmiernych restrykcji (zamknięte miasta, monitoring elektroniczny, donosy itd.) - na pewno bez słowa byśmy się temu poddali?
---
Edytowany: 2020-04-05 11:39:01
JL. (Dzięki za nowe forum)