25-07-2011, 06:01
prosiakt >>> można też jeszcze statyw schować pod kurtkę, ale nie tędy droga :)
Ja tam lustrzankę zawsze przenosiłem w torbie przypiętej do szelki plecaka. Czy zima czy lato. Przy ostrych mrozach dawał sie zauważyć spadek ilości wykonanych zdjęć, ale bez szału. Na 4-6 dni wędrówki starczało, zwłaszcza że nie miałem raczej szcześcia do potężnych mrozów na dłuższym dystansie. Zresztą jak ją sprzedawałem po niemal równych 3 latach używania, to akumulator był nadal w doskonałym stanie - dało się wykonac ponad 600 zdjęć, z czego połowa z fleszem.
To wynik którego nie mogłem uzyskać na wcześniej posiadanych aparatach na ''paluszki'' (Minolta Hi7, Fuji S5600, że o kompaktach nie wspomnę), a to wszystko po 3 latach używania i wypstrykaniu ponad 24 tys. zdjęć., bez oszczędzania akumulatora jeśli idzie o komfort pracy.
Ponadto przy dzisiejszej miniaturyzacji i mnogości funkcji jakie oferują aparaty nic dziwnego że są prądożerne, a nierzadko akus dedykowany zajmuje objętościowo tyle co jeden paluszek.
Ja tam lustrzankę zawsze przenosiłem w torbie przypiętej do szelki plecaka. Czy zima czy lato. Przy ostrych mrozach dawał sie zauważyć spadek ilości wykonanych zdjęć, ale bez szału. Na 4-6 dni wędrówki starczało, zwłaszcza że nie miałem raczej szcześcia do potężnych mrozów na dłuższym dystansie. Zresztą jak ją sprzedawałem po niemal równych 3 latach używania, to akumulator był nadal w doskonałym stanie - dało się wykonac ponad 600 zdjęć, z czego połowa z fleszem.
To wynik którego nie mogłem uzyskać na wcześniej posiadanych aparatach na ''paluszki'' (Minolta Hi7, Fuji S5600, że o kompaktach nie wspomnę), a to wszystko po 3 latach używania i wypstrykaniu ponad 24 tys. zdjęć., bez oszczędzania akumulatora jeśli idzie o komfort pracy.
Ponadto przy dzisiejszej miniaturyzacji i mnogości funkcji jakie oferują aparaty nic dziwnego że są prądożerne, a nierzadko akus dedykowany zajmuje objętościowo tyle co jeden paluszek.