30-12-2019, 08:15
Miałem przygodę z kumplem z podstawówki. Pojechaliśmy w końcówce lutego na pozątku marca na Otryt z opcją biwakową. Startowaliśmy z Terki. Po przejściu mostu na Sanie zamiast wejść na grrzbiet stokówkami to ''walneliśmy na wprost'' - ambitnie. Snieg do pasa. Kumpel był zawsze silniejszy. Trenował biegi na orientację, ale to on padł pierwszy. I to nagle pod grzbietem. Usiadł na plecaku i powiedział: ''dalej nie idę''.
No cóż: rozbiłem biwak, zapakowałem delikwenta, solidnie nakarmiłem, pogoda szprzyjała, napoiłem. Następnego dnia po 14 h snu, rano szedł normalnie.
Byliśmy po nocy w pociągu W-wa - Zagórz, po sesji (to był początek studiów). Po prostu organizm dostał za wielkiego kopa, no i my byliśmy zbyt ambitni.
---
Edytowany: 2019-12-30 08:18:37
-------------------------------------------
Pim
No cóż: rozbiłem biwak, zapakowałem delikwenta, solidnie nakarmiłem, pogoda szprzyjała, napoiłem. Następnego dnia po 14 h snu, rano szedł normalnie.
Byliśmy po nocy w pociągu W-wa - Zagórz, po sesji (to był początek studiów). Po prostu organizm dostał za wielkiego kopa, no i my byliśmy zbyt ambitni.
---
Edytowany: 2019-12-30 08:18:37
-------------------------------------------
Pim