02-03-2018, 12:08
W połowie lutego spędziłem 9 dni na Sycylii, w jej północno-zachodniej części, w małej miejscowości San Vito lo Capo. Jestem, prawdę mówiąc, oczarowany tą wyspą. Niby Etna, ale wyobrażałem sobie ją jako mniej górzystą i skalistą. A tu od momentu wylądowania w Palermo - przyjemna niespodzianka. Nie dość że przyjemnie ciepło, to zielono, górzyście i skaliście, jakby Hawaje na miarę naszych skromnych, europejskich możliwości. Przyjemniejsze wrażenie niż np. na ładnej ale wypełnionej turystami Majorce, czy w bardziej brązowo-ochrowej nadśródziemnomorskiej Hiszpanii. Miejscowości trochę (na tle np. hiszpańskich) podupadłe, odrapane, ale przyjemne, niektóre klimatyczne. Pojechaliśmy się głównie wspinać i również pod tym względem - rewelacja. Na może 5 kilometrowym (lub dłuższym) nadmorskim klifie było około 1000 świetnie obitych dróg w różnych trudnościach, głównie niskich, czyli około 6a, w doskonałej (!) skale. Obok, po drugiej stronie miejscowości, na nadmorskiej górze Monte Monaco (gdzie można wejść sobie turystycznie) - wiele dróg górskich, wielowyciągowych, obitych lub nie (do 600 m długości). Na te morze wspinania było w sumie może z 20 osób, bo poza naszą trójką naliczyliśmy jednego dnia, kiedy przeszliśmy się wzdłuż całego klifu, łącznie 15 osób. Nawspinałem się tam do zdarcia skóry z opuszków palców :) O tej porze roku miejscowość San Vito przypomina ghost town - większość to domy letnie, apartamenty, więc dawało to miłe poczucie dekandencji i spokoju. Kuchnia sycylijska też nie do pominięcia. W dodatku ceny w naszym sklepie wydawały się niższe od warszawskich. Wina - za 3+ euro przyzwoite, za 5 euro - boskie. No więc ''gdzie pojechać, co zobaczyć''? San Vito lo Capo.