NGT
Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - Wersja do druku

+- NGT (https://ngt.pl)
+-- Dział: NGT (https://ngt.pl/forum-1.html)
+--- Dział: Dyskusje o sprzęcie (https://ngt.pl/forum-2.html)
+--- Wątek: Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty (/thread-704.html)



RE:Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - Arni - 12-01-2016

sołtys, pieczywo ma akurat 50% węglowodanów, więc jest dobrym jego źródłem. Lepsze może być tylko ryż, kasza i makaron które maja 70% węglowodanów.
Problemem pieczywa jest co innego, pleśnienie i duża zawartość wody.
Ciężka puszka? Są konserwy turystyczne pakowane w alu puszki, lekkie i małe po zużyciu. Oczywiście problemem pozostaje jakość mięsa (jego dodatków), ale jako tania alternatywa suszonego mięsa może być.
Zupka chińska to zupka chińska, nic w niej nie ma, te trochę makaronu (30g?) to praktycznie nic, kupa soli i konserwantów. Ale nie powiem, niekiedy taką na wyjeździe wrzucę dla poprawy humoru.

Stojak, mięcho własnoręcznie suszone króluje, super sprawa, jest ultra lekkie i pożywne. A kiełbasa myśliwska, suszona na kamień to rarytas wręcz:-)
Brakuje jednak w twoim jadłospisie jednej rzeczy, źródła węglowodanów złożonych (kaszy, makaronu, ryżu, ziemniaków), a jak ich to i dorzucił bym także suszone warzywo. Na takim jadłospisie owocowo czekoladowym daleko się nie zajedzie, to dobre na 2 dni, a nie na 2 tygodnie czy miesiąc.




RE:Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - sołtys - 12-01-2016

Wartości odżywcze jako budulec ma białko, a wartość kaloryczną ma przede wszystkim tłuszcz. Jeśli taka racja żywnościowa ma służyć jako rezerwa mocy w razie kłopotów, pokarmy na bazie tłuszczu sprawdzą się lepiej, gdyż mają nawet 2 razy więcej kalorii w gramie niż skrobia.
-------------------------------------------
http://www.lukaszsupergan.com/




RE:Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - Arni - 12-01-2016

''Wartości odżywcze jako budulec ma białko, a wartość kaloryczną ma przede wszystkim tłuszcz.''
Nic odkrywczego, znane od pokoleń - Białko 1g/4kcal, Węglowodany 1g/4kcal, tłuszcz 1g/9kcal. Poniżej jednak wyjaśnię ci, dla czego dieta ułożona na podstawie tylko kaloryczności jest nieprawidłowa.

''Jeśli taka racja żywnościowa ma służyć jako rezerwa mocy w razie kłopotów, pokarmy na bazie tłuszczu sprawdzą się lepiej, gdyż mają nawet 2 razy więcej kalorii w gramie niż skrobia.''
No to już są bzdury totalne. W razie spadku energii w trakcie wysiłku, tzw hipoglikemia, lub inaczej, wyczerpanie totalne zapasów glikogenu to: najlepszym sposobem na podniesienie glukozy we krwi (szybkie odnowienie glikogenu) jest węglowodan prosty. Jakie tłuszcze, gdzieś ty to wyczytał? Może Neandertalczycy tak mieli, ale nie współcześni ludzie.

Skrobia panie kolego to taki sam węglowodan jak glukoza, z tą różnicą iż składa się z wielu cukrów i by dostać się do krwi, musi zostać przetworzona do postaci glukozy. Niestety, ale i skrobia, i glukoza i fruktoza i sacharoza i wiele innych dwu i wielocukrów ma tę samą wartość kaloryczną tj. 4kcal/1g. I nie żadne NAWET, tylko zawsze tak jest W-4kcal, T-9kcal, B-4kcal.

Nie oznacza to jednak, że picie najbardziej kalorycznego oleju jest najlepsze, a wręcz przeciwnie, guzik daje. Człowiek nie jest w stanie wytworzyć glikogenu (główne paliwo dla mięśni) z tłuszczu i choćby ten tłuszcz miał nawet kaloryczność Uranu, to i tak wiele nam nie da.
Idziemy dalej :-)
Są procesy w których zużywamy tłuszcze, to tzw. wysiłek tlenowy czyli poniżej progu przemian tlenowych np. spokojna jazda rowerem czy delikatny trucht. Ten rodzaj wysiłku powoduje, iż energia będzie czerpana z przemian tłuszczowych. Tak, ale następuje to równocześnie z wyczerpaniem zapasów glikogenu (tu nie jestem do końca pewien, czy musi najpierw się zużyć glikogen by przemiany tłuszczowe nastąpiły, czy proces jest równoległy, a nie chce mi sie teraz szukać). Każde podniesienie tętna (sprint, szybkie podejście pod górę) powyżej progu mleczanowego powoduje, iż przemiany tłuszczowe ustają całkowicie, a organizm czerpie energie TYLKO i WYŁĄCZNIE z glikogenu. Koniec, kropka. Wystarczy zrobić kilka szybszych i dłuższych podejść w okolicy progu i wszelaką energię z tłuszczu możesz sobie wsadzić. To właśnie w tym momencie następuje totalny spadek mocy, hipoglikemia spowodowana brakiem glikogenu (glukozy). By ją odnowić (tę glukozę/glikogen) potrzeba dostarczyć nie jakichś tłuszczy lecz WĘGLOWODANÓW!!! Wypicie nawet litra Kujawskiego ci nie pomorze ;-) i glikogenu nie odnowisz.
Natury panie kolego tak łatwo nie zmienisz, tak już jest i tyle. Można temu przeciwdziałać idąc równym i w miarę spokojnym tempem. Będziemy oszczędzać glikogen czerpiąc energię z przemian tłuszczowych, a tej większość z nas ma pod dostatkiem i nie potrzebujemy pić 200g oleju, wystarczy trzymać się zasady zdrowego żywienia: ok. 60% W, 20%B i 20%T.
Pora raz na zawsze skończyć z takim podejście do diety i wartość kaloryczną traktować jako główny jej wyznacznik. Kaloryczność posiłków to praktycznie orientacyjna wartość, która musi wyjść po prawidłowym zbilansowaniu diety +/- wg powyższego wzoru.

przykładowa lektura:
http://www.ukladaniediety.pl/kacik-wiedzy/zywienie/zywienie-sportowcow
http://www.ukladaniediety.pl/kacik-wiedzy/zywienie/zywienie-sportowcow/weglowa dny-w-zywieniu-sportowca

A jak już tak się wymądrzam to napisze jeszcze jedno.
Słodkie rzeczy (czekolady, batoniki itp) są najlepsze dla szybkiego podniesienia poziomu glukozy we krwi. Zgoda. Jest jednak i druga strona medalu.
Szybkie podniesienie glukozy we krwi = duży wyrzut insuliny. Insulina to takie ustrojstwo, które powoduje zwolnienie przemian tłuszczowych (spalanie tłuszczy). To jest powodem, iż osoby zajadające się cukierkami stają się otyłe. Więcej, nadmiar węglowodanów w organizmie zostaje przerobiony w tłuszcz, który w nas się odkłada.
Wniosek z tego taki, iż zajadanie się samymi słodkościami jest najgorszą rzeczą. Owszem, z jednej strony szybko uzupełnimy glikogen, ale wystarczy nam na krótko. Dopiero posiłek zawierający dużo węglowodanów złożonych (ryże, kasze itd) spowoduje, iż wyrzut insuliny będzie następował powoli, nie robiąc większych szkód dla organizmu. Oczywiście z ilością nie należy przesadzać, a w tym pomoże nam ustalenie progu zapotrzebowania na kalorie.
Produkty bezpieczne dla sportowców i osób uprawiających wysiłek fizyczny (to także chodzenie po górach) prezentują obecnie tabele Indeksu Glikemicznego. Im dany produkt ma niższy indeks glikemiczny, tym mniejszy wyrzut insuliny następuje po jego spożyciu (mniej obrośniemy w tłuszcz). Wystarczy się przyjrzeć takim tabelą aby się przekonać, iż najniższy IG maja właśnie ciemne pieczywa, brązowy ryż, kasza, makarony durum, warzywa oraz ryby czy mięsa.
---
Edytowany: 2016-01-12 15:22:25
---
Edytowany: 2016-01-12 15:33:42




RE:Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - sołtys - 12-01-2016

Dziękuję za to wyjaśnienie. Co do racji żywnościowej zapewne dobrze mówisz. Nie mam na myśli czerpania energii wyłącznie z tłuszczu. Jasne jest dla mnie, że nie przejdę Łuku Karpat, niosąc 20 litrów oleju. Mam jedynie na myśli podwyższenie kaloryczności posiłków dodatkową porcją tłuszczu. A więc raczej czekolada (550 kcal) niż chleb (300 kcal) będą moim preferowanym pożywieniem. Dla mnie oznacza to np. jedzenie na śniadanie płatków typu granola (dość wysoki indeks glikemiczny), ale doprawionych porcją tłuszczu (np. kokosowego).

Wędrówki długodystansowe, które robię, mogą nie podlegać tym samym prawom co sport. Podczas np. biegania, które jest wysiłkiem bardzo intensywnym, energia pochodzi z węglowodanów, nigdy z tłuszczu, tu masz całkowitą rację. Niski lub umiarkowany wysiłek, tak jak napisałeś, spala jednak tłuszcz i przeciętna wędrówka w górach taki warunek spełnia.

Oczywiście mogę bazować na moim przykładzie, inne osoby mogą mieć inaczej. Doświadczam tego na początku każdej wyprawy tracąc dość szybko 2 kilogramy.

Może jestem specyficzny, ale gdy miałem do pokonania zimą niemal 1000 km, moje ciało automatycznie podpowiadało, abym skupiał się na tym, co tłuste. Nie wiem czy to naukowo uzasadnione - to po prostu moja obserwacja.

Wracając do meritum tego wątku. Twoje analizy są oczywiście słuszne. Nie przekraczając zdrowego rozsądku, jestem jednak w stanie zapewnić sobie racjonalną, pełną dietę, niosąc około 800 gramów pożywienia dziennie. Dzieje się to nie poprzez kompletną eliminację węglowodanów, ale zastąpienie może kilku procent z nich tłuszczami.
---
Edytowany: 2016-01-12 16:42:32
-------------------------------------------
http://www.lukaszsupergan.com/




RE:Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - stojak66 - 12-01-2016

Arni, co do węglowodanów złożonych to masz rzeczywiście racje, zapomniałem dopisać. Tutaj króluje u mnie kasza i ziemniaki. Ryże i makarony odrzuciłem z mojego żywienia. Używam kaszy gryczanej niepalonej, kaszy jaglanej, a jak ziemniaki to gotowane lub pieczone w całości, w obierkach. Wypisane przeze mnie powyższe są na typowe wędrówki, gdzie nie mam możliwości gotowania i przyrządzania. Gdy tylko mam dostęp do kuchni polowej, kaszę 10 minut i mam ugotowaną, zalewając zaledwie 300 ml wody. Mięcha nie potrzebuję smażyć. Często jem surowiznę, przegryzając tym samym ząbkiem czosnku. Właśnie, zapomniałem napisać. Małą główkę czosnku lub parę ząbków zawsze nosze w kurtce.




RE:Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - Arni - 12-01-2016

''Mam jedynie na myśli podwyższenie kaloryczności posiłków dodatkową porcją tłuszczu.''
No ale to nic nie da. Tak tego się nie robi. Kaloryczność powinieneś podnosić cały czas trzymając się wzoru +/- 60/20/20. Chcesz 100kcal więcej, to dołóż 5g białka, 2,2g tłuszczu i 15g węglowodanów (najlepiej złożonych).

''A więc raczej czekolada (550 kcal) niż chleb (300 kcal) będą moim preferowanym pożywieniem. ''
Nie, czekolada to głównie cukier prosty, szybko uzupełniający poziom glikogenu, ale wystarczający na krótko. To chleb, który jest upieczony ze zboża zawiera węglowodany złożone, które będą trawić się dłużej (tabela IG to pokazuje, porównaj cukier i mąkę, a najlepiej razową), a więc i na dłużej wystarczać nie powodując także, dużego wyrzutu insuliny.

''Dla mnie oznacza to np. jedzenie na śniadanie płatków typu granola (dość wysoki indeks glikemiczny), ale doprawionych porcją tłuszczu (np. kokosowego).''
Mieszanie produktów o różnym IG to dobry pomysł, bo obniża średnią wartość tego indeksu.

''Wędrówki długodystansowe, które robię, mogą nie podlegać tym samym prawom co sport.''
Podlegają, wykonujesz wysiłek fizyczny i zaliczyć go można do wysiłku wytrzymałościowego (poniżej progu przemian tlenowych) przerywanego wysiłkiem beztlenowym (mocniejsze podejścia pod górę).
Ty możesz mieć jedynie indywidualne, minimalnie inne zapotrzebowanie na poszczególne składniki czyli np. nie będzie to u ciebie 60/20/20 a 55/25/20 lub 65/20/25. Jednakże nadal będziemy manewrować wokół zbliżonych wartości i nigdy twoje zapotrzebowanie w tłuszcze nie wyniesie 50%, a tak to zrozumiałem, że tak zalecasz.

''Podczas np. biegania, które jest wysiłkiem bardzo intensywnym, energia pochodzi z węglowodanów, nigdy z tłuszczu, tu masz całkowitą rację.''
Nie napisałem nic takiego. Bieg może być równie dobrze wysiłkiem beztlenowym jak i tlenowym. Tlenowy czyli poniżej progu przemian mleczanowych to wysiłek bazujący także na energii pochodzenia tłuszczowego. Beztlenowy to energia tylko z glikogenu (mamy go ok. 600g w wątrobie i mięśniach). W górach nie da się uniknąć żadnego z nich, a dowodem na to jest fakt, iż podczas podejść częściej się zatrzymujemy, by złapać oddech, niż gdy idziemy po płaskim. Łapiemy oddech bo organizm żąda tlenu, tlenu potrzebnego do spalania tłuszczy, a to oznacza, iż zbliżyliśmy się do progu przemian, a może i go przekroczyliśmy. Nawet wolne podchodzenie, ale pod bardzo stromą górę powoduje wzrost wysiłku. Wiadomo, by to dokładnie ocenić potrzebny byłby pulsometr, ale z grubsza można by tak założyć.

''Oczywiście mogę bazować na moim przykładzie, inne osoby mogą mieć inaczej. Doświadczam tego na początku każdej wyprawy tracąc dość szybko 2 kilogramy.''
Woda, nie byłbyś w stanie spalić 2kg tłuszczu np. w 5 dni. Odwadniasz się, bo mało jesz. Mało jesz zaczynasz spalać rezerwy glikogenowe i tłuszczowe. Nie dostarczając węgli organizm nie jest w stanie przyspieszyć więc idziesz wolniej, bo nie jesteś w stanie zbyt długo utrzymywać wysokiej intensywności. I tak oto koło się zamyka.
Generalnie nie jesteś w stanie tego odczuć, bo nie zależy ci na pomiarze czasu, ale gdybyś takiego pomiaru dokonywał, to zauważył byś spadek mocy. Człowiek to nie perpetuum mobile, nie czerpie energii z powietrza. Prawdopodobnie tu leży przyczyna zadowolenia z takiej ''innej'' diety.

''Może jestem specyficzny, ale gdy miałem do pokonania zimą niemal 1000 km, moje ciało automatycznie podpowiadało, abym skupiał się na tym, co tłuste. Nie wiem czy to naukowo uzasadnione - to po prostu moja obserwacja.''
Trzeba by zgłębić temat bardziej. Może jest to efekt tego, iż w mrozie organizm samowolnie chce zrobić zapasy tłuszczu poprzez zastosowanie najprostszej metody i tak wzbudza w tobie łaknienie. Nie wiem, ale to dość ciekawy temat. Eskimosi właśnie też tak jedzą, głównie ryby czyli białka i tłuszcze.

''Nie przekraczając zdrowego rozsądku, jestem jednak w stanie zapewnić sobie racjonalną, pełną dietę, niosąc około 800 gramów pożywienia dziennie. Dzieje się to nie poprzez kompletną eliminację węglowodanów, ale zastąpienie może kilku procent z nich tłuszczami.''
Gdzieś to wcześniej obliczałem ile by to wyszło +/- poszczególnych składników odżywczych. Szału nie było, ale jest to wykonalne by zapewnić chyba 2500kcal zwiększając właśnie o kilka% (3, 5?) tłuszcze. Bardzo szczupła osoba, niewysoka dziewczyna, nieforsowne tępo, da się od biedy, ale to bardzo indywidualna sprawa zależna także od priorytetów marszu itp.
---
Edytowany: 2016-01-12 20:40:16




RE:Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - sołtys - 12-01-2016

Dzięki za te spostrzeżenia, będę musiał przestudiować temat odżywiania, bo dotychczas robiłem to bardzo intuicyjnie. Dwie uwagi które od razu mi się nasunęły:

1) ''Mieszanie produktów o różnym IG to dobry pomysł, bo obniża średnią wartość tego indeksu.'' - to właśnie miałem na myśli pisząc ''podwyższenie kaloryczności posiłków dodatkową porcją tłuszczu.'' Nie topienie ich w oliwie, ale dodatek na poziomie 5%.

2) ''Woda, nie byłbyś w stanie spalić 2kg tłuszczu np. w 5 dni.'' Byłbym, bo to robię :) Nie w 5 dni, ale w 10 ściśle mówiąc. I nie jest to woda, bo wyczuwam jak mój zapas tłuszczu, który jest łatwo namacalny, znika.

OK, Twoje uwagi skłaniają mnie do wzięcia tabeli kalorycznych i rozpisania tego, co dotychczas jadłem. Na pewno jest to więcej niż 2500 kcal dziennie, ale nigdy nie próbowałem ustalić ile dziennie jem kalorii, ile białka itp.

Ciekawi mnie jeszcze jedno. Napisałeś i piszą o tym inne źródła, że wysiłek beztlenowy nie powoduje spalania tłuszczu. Skąd w takim razie biorą się opowieści himalaistów, którzy po ekspedycjach wracają ze zmniejszoną wagą? Jon Krakauer wrócił z Everestu o 11 kg lżejszy i nie było to odwodnienie, bo pisał o tym już będąc w domu. Mimo wszystko na wyprawach musi więc następować spalanie tłuszczu, sam tego doświadczam. Czy są one spalane nocą, podczas odpoczynku?
-------------------------------------------
http://www.lukaszsupergan.com/




RE:Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - Arni - 12-01-2016

2 - w większości to będzie woda, tłuszcz też, ale i mięśnie też. Za krótki okres 10 dni byś tyle tłuszczu spalił. Jak obniżysz kaloryczność poniżej zapotrzebowania, to tak właśnie będzie sobie organizm radził, zacznie pobierać elementy odżywcze z twoich białek (mięśni). Wody małą ilością jedzenia też będzie ciężko uzupełnić. Musiał byś jakieś badania przejść by to sprawdzić dokładnie. Stawiam na 0,5kg tłuszczy, 0,5kg białek i reszta woda.

O właśnie, ustal sobie to, zobacz co np. piszą na tych stronach co podlinkowałem, tam będzie to trochę dokładniej opisane co i ile. Pewnie znajdziesz też rozpiskę w zależności od BMI czy typu budowy. To ciekawe tematy, ale mało popularne. Nie obawiaj się też diet kolarskich czy dla biegaczy, to +/- to samo. Górołaz powinien mniej więcej podobnie się odżywiać.
To będzie fajna pozycja do poczytania:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/181273/dieta-dla-aktywnych
http://www.empik.com/trening-z-pulsometrem-friel-joe,prod59250434,ksiazka-p
Druga pozycja wyjaśni te wszystkie procesy tlenowe i beztlenowe.

ad. 3. Zbyt niski poziom zjedzonych nazwijmy to kalorii. Mają większe zapotrzebowanie, niż dostarczają. Jest to zrozumiałe. Dodatkowo chyba wysokość powoduje spadek łaknienia i nie chce się jeść, A. Bielecki w ataku szczytowym na BP wszystko co wepchał do żołądka wyrzygał.
Odwodnienie też, nie ma bata, nie pijesz na takiej wyprawie na pewno tyle co się powinno, kupę litrów by trzeba wypić, a jak oni mają to zrobić jak się nie chce. Poza tym reszta procesu tak jak napisałem, zjada własne mięśnie, oczywiście tłuszcz też, ale nie sam. Ot, poprostu zwyczajna degradacja organizmu jak w Oświęcimiu. Sport wcale nie jest zdrowy :-)

Generalnie nie powinno się dopuszczać do takich spadków wagi, 2kg w 10dni to już bardzo dużo. Odchudzając się, lekarze jako zdrową ilość podają ok. 0,5kg na tydzień, przy deficycie kalorycznym 500kcal. Więc w 10 dni 2kg to bardzo niezdrowe, ale i na pewno nie będzie to 100% tłuszczu. Wiesz, to tez zależeć będzie od budowy, grubas szybciej i mniej boleśnie odczuje spadek 2kg, a ty np. jesteś szczupły naturalnie, więc 2 kg u ciebie będzie miało już inne znaczenie. Do tego u regularnie ćwiczącej osoby tez będzie inaczej niż u weekendowego turysty, co nagle wybrał się na miesiąc w teren połazić.

Już tu kiedyś napisałem ile za mało ważył A. Contador rano, przed jednym z etapów Giro, chyba 200g jak dobrze pamiętam i to odbiło się momentalnie na jego dyspozycji tego dnia. Raczej nie było to spowodowane spaleniem tłuszczu lecz odwodnieniem i mimo, iż pewnie pił jak głupi to i tak za mało się okazało. A teraz zobacz jakby to było 2kg po 10 etapie? Pewnych rzeczy nie przeskoczymy, nikt nie chce nosić balastu itd. niekiedy warto zjeść nieco mniej, ale podchodząc poważniej do tematu to +/- podobnie to powinno wszystko wyglądać.
Ja akurat to zlewam, nie mam sił bawić się w wyliczenia kalorii, białek czy węgli. Na tyle dużo lat w tym siedzę, że na oko rozpoznaję czego i ile muszę zabrać. Najczęściej przesadzam, ale były też razy, że brakło i ostatni makaron gotowałem na śniadanie, zagryzając herbatą :-D
---
Edytowany: 2016-01-12 22:35:51




RE:Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - -PITdoggy- - 12-01-2016

''Jedz i trenuj. Poradnik odżywiania dla aktywnych'' N. Clark- też można się zapoznać.
-------------------------------------------
Nie jesteśmy tutaj dla przyjemności.




RE:Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - Arni - 12-01-2016

To jeszcze wczoraj znalazłem, świetna sprawa choć wszystkich produktów nie ma:
http://www.tabele-kalorii.pl/




RE:Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - Zbynek Ltd. - 12-01-2016

> ale były też razy, że brakło i ostatni makaron gotowałem na śniadanie, zagryzając herbatą :-D

Wow, smakosz.
Mi kiedyś zostało na 2 dni tylko kuskus z solą :-)




RE:Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - Dirwelinger - 13-02-2016

Ileż to razy jadło się to co przyroda dała bo sklep był dobę lub dwie marszu od legowiska;).Pstrąga można złapać gołymi rękami,jaja ptaków można znaleźć bez problemu.Zapewniam że z tego co na łące rośnie da się zrobić zupę ;).Pierwsze z brzegu-
http://ulicaekologiczna.pl/przepisy/obiad-z-lasu-i-laki/
http://www.ekologia.pl/styl-zycia/zdrowa-zywnosc/jedzenie-z-laki-jakie-darmowe -jedzenie-oferuje-przyroda,19344.html

W sumie nic nowego,wszyscy którzy bieszczadowali za komuny to znają.
---
Edytowany: 2016-02-13 19:55:21
-------------------------------------------
Dirwelinger




RE:Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - -PITdoggy- - 13-02-2016

''Pstrąga można złapać gołymi rękami,jaja ptaków można znaleźć bez problemu'' - i paragraf bez problemu też można na to znaleźć :>

Sam mam na półce kilka książek Łukasza Łuczaja, można poczytać.
-------------------------------------------
I speak fluent sarcasm.




RE:Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - Dirwelinger - 16-02-2016

_''''Pstrąga można złapać gołymi rękami,jaja ptaków można znaleźć bez problemu'' - i paragraf bez problemu też można na to znaleźć :>''
nie wiem,być może tak,łowienia pstrągów w Sanie uczył mnie dość znany 25 lat temu pan Tadek z Tarnawy który wraz z kolegą doglądał co roku dzikich krów w Beniowej i był byłym ratownikiem GOPR z Zakopanego który uciekł w Bieszczady.Do dzisiaj korzystam z jego rad i pstrągi z Sanu pieczone w ognisku są bardzo smaczne;).
-------------------------------------------
Dirwelinger




RE:Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - -PITdoggy- - 17-02-2016

Mam mieszane uczucia co do takich wypowiedzi i promowania takich zachowań, bo nie wydaje mi się czymś pożądanym żeby np. tlumy przy MOKu urozmaicaly sobie dietę zlapanymi tam pstrągami, czy też turyści w innych górskich czy ogólnie leśnych rejonach zajadali się ptasimi jajkami wybranymi z gniazd. Takie rzeczy mozna robic w sytuacji zagrożenia zdrowia czy życia, a nie dla funu przy normalnym wypadzie turystycznym-''bo sklep daleko''.
Ale to oczywiście moje zdanie.
-------------------------------------------
I speak fluent sarcasm.




RE:Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - ludz - 17-02-2016

@Dirwelinger: problem w tym, że za komuny bieszczadowała garstka ludzi. Aktualnie na tym forum przeczyta to np. 1000 osób. Jeśli taka rada miała np. 10% skuteczności (w sensie, 100 osób tego spróbuje) to właśnie stworzyłeś spory problem.
Oczywiście, demonizuję. Ale czym innym jest otrzymanie takiej wiedzy twarzą w twarz gdzieśtam, a czym innym pisanie o tym na publicznym forum w internecie.




RE:Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - karysek - 17-02-2016


Promowanie tego na forach, jednak opiniotwórczych - jakim jest NGT, to już przejaw kompletnej ignorancji z Twojej strony
---
Edytowany: 2016-02-17 11:34:30




RE:Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - Dirwelinger - 17-02-2016

PITdoggy-a czy ja PROMUJĘ takie zachowania?Poza tym zapewniam że 99proc.tych którzy to przeczytali i spróbują złapać pstrąga lub węgorza rękami nie zrobi tego bo nie będzie wiedziało GDZIE i JAK to zrobić.A łapanie zwierzątek i zżeranie jaj w parku narodowym to już jakaś paranoja!Gdzie Ty to wyczytałeś w mojej wypowiedzi?(tu,trudna sprawa ,trzeba wiedzieć od kiedy worek bieszczadzki jest w BPN i czy po ukraińskiej stronie np.wolno swobodnie wędkować,trzeba też wiedzieć że San wcale przez cały swój bieg nie płynie przez BPN).
ludz-uważam że takie rzeczy powinno się nauczać w szkołach na wypadek katastrof naturalnych lub wojny.Poza tym np.mnie wiedza ta bardzo się przydała podczas podróży po Syberii gdzie Biedronek czy Lidli mimo uporczywego wypatrywania nie udało mi się znaleźć;).
karysek- z dumą przyznaję się że jestem w takim razie IGNORANTEM w tej dziedzinie i nim pozostanę(to że pstrąg czy węgorz to ryby najłatwiejsze do złapania gołymi rękami to nie jest wiedza zakazana,podczas II wojny wiele osób dzięki temu przeżyło,a pstrągi i węgorze także nadal istnieją),poza tym nazwanie NGT forum ''opiniotwórczym''właściwe było w latach mniej więcej 2006-2009.
---
Edytowany: 2016-02-17 20:42:48
---
Edytowany: 2016-02-17 20:43:29
-------------------------------------------
Dirwelinger




RE:Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - gumibear - 17-02-2016

Ludz/Dirwelinger ....tu nie chodzi o tworzenie i bycie portalem opiniotwórczym dla 1 czy 1 tys. osób. Wystarczy że jakąś bzdurę przeczyta 1 osoba. Mam nadzieję, że jednak osoby czytające mają swój rozum a przyznajcie, że każdemu z nas zdarzyło się przeżyć coś na kształt tego o czym pisze Dirwelinger. Myślę że ta wiedza i umiejętności o których piisze Dirwelinger odpowiednio stosowane we właściwych momentach pomogą a nie zaszkodzą nam i przyrodzie bo przeciez nie chodzi o to że tabun luda rzuci się do sanu i gołymi rękoma wytrzebi populację pstrąga.

Dyskutujcie.




RE:Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty - -PITdoggy- - 17-02-2016

Z mojej strony temat został generalnie wyczerpany. Podzielam też zdanie Ludzia i Karyska. Bez większych problemów już jako dziecko łapalem w ręce przedstawicieli kilku różnych gatunków ryb, zanim zaprzestałem wędkowania miałem ponad 20-letni staż wędkarski, a wychowałem się nad rzeką zaliczaną do krainy pstrąga i lipienia-to co piszesz Dirwelinger nie jest akurat dla mnie odkrywcze. Wiedzę na temat zwyczajów ryb przekazywał mi głównie dziadek, który co prawda nie był byłym goprowcem i nie uciekł w Bieszczady, ale swoje wiedział (skoro już używamy takich erystycznych zagrywek z autorytetami :DDD)
Możliwość urozmaicania diety o białko drobnych kręgowców czy bezkregowcow jest wręcz tak oczywista , że nawet nigdy tutaj o tym nie wspominałem - uważam że ogromna większość osób na tym forum zdaje sobie z tego sprawę. Wspomniany przeze mnie Łuczaj jest np.autorem książki ''Podręcznik robakożercy'', również mam na półce i z zainteresowaniem zapoznałem się z jego spostrzeżeniami.
Powody dla których nie zagłębiam się w tego typu rozważania tutaj w większości podał Ludz. Argument ''podczas wojny to robiono a ryby nadal są'' jest dla mnie bezzasadny, swojego czasu wyginięcie niektórych gatunków wydawało się wprost nierealne - a jednak nastąpiło (pierwszy z brzegu przykład przychodzący mi na myśl - gołąb wędrowny).
Wypowiedzi w rodzaju :''to i to można zrobić bez problemu ''-a takie padły tutaj w odniesieniu do łapania w rece ryb czy wybierania ptasich jaj osobiście traktuje jako promowanie. Ja tego w codziennej turystyce w żaden sposób nie popieram, nie widzę ani takiej konieczności ani potrzeby.

Dla kogoś kogo zainteresował temat ciekawa może być książka ''W dziką stronę'', zbiór dywagacji na temat prób powrotu do natury w dzisiejszym świecie, z tego co pamiętam pojawił się tam dość interesujący (dla mnie przynajmniej) wątek analizujący kwestie zbieractwa jako metody wyżywienia. Temat rzeka,w mojej opinii nie na to forum.
---
Edytowany: 2016-02-17 23:21:28
-------------------------------------------
I speak fluent sarcasm.