31-12-2015, 00:38
OPIS PRODUKTU:
Model: Diercon PS01
Źródła wody: Świeża woda z różnych źródeł, np. z rzek, jezior, górskich potoków itp.
Przepustowość: 400ml/min.
Wymiary: 31x160mm
Waga netto: 60g
Membrana: ultrafiltracyjna z pustych włókien kapilarnych 0,03 microna
Wydajność: 1500L
Żywotność: 1 rok od od dnia pierwszego użycia
Materiały: Polipropylen, membrana ultrafiltracyjna z włókien kapilarnych, antybakteryjny węgiel aktywny, itp.
-----------------------------------------------------------------
RECENZJA:
DATA RECENZJI:
31-12-2015, 00:59
Dzięki Administracji Niezależnej Grupy Testingowej - NGT.pl, z początkiem roku 2015 zostałem testerem osobistego filtra wody - Diercon PS01. Filtr otrzymałem od polskiego dystrybutora - firmy outdoorzy.pl.
Filtr osobisty jest indywidualnym wyposażeniem wędrowcy, dając możliwość uzupełniania zapasów wody pitnej z niemal każdego źródła wody o nieznanej czystości.
Opisywany i testowany filtr należy do kategorii filtrów grawitacyjnych, bazujących na wolnym przepływie wody z naczynia umieszczonego wyżej poprzez filtr do naczynia umieszczonego niżej. Jest też możliwość podniesienia ciśnienia, a tym samym szybkości filtrowania poprzez ściskanie elastycznego pojemnika z wodą filtrowaną.
Istnieją także filtry mechaniczne wyposażone w ręczną pompkę i choć mają większą wydajność, to są gabarytowo większe i mają zwykle większą wagę.
Opis i parametry techniczne są dostępne na stronie polskiego dystrybutora:
http://diercon.pl/produkty/diercon-ps01/
Dla pojedynczego użytkownika, filtr grawitacyjny jest zwykle wystarczający, choć czas oczyszczania wody niekiedy wystawia cierpliwość spragnionego na niewielką próbę.
Jednak oszczędność wagi noszonej wody gdy mamy do dyspozycji ważący 60 gramów filtr, jest nie do przecenienia, zwłaszcza dla wyznawcy ideologii Light & Fast. Zakładam oczywiście, że poruszając się w terenie, wcześniej zrobiłem rozpoznanie i spodziewam się znaleźć jakiekolwiek źródło wody.
Pozostawiam poza dyskusją rozterki, czy uda się wodę znaleźć po drodze czy też nie, a czy w tej sytuacji trzeba nosić jej odpowiedni zapas. Skupię się natomiast na plusach i minusach togo konkretnego produktu i jego przydatności praktycznej w terenie.
Jakoś nie jestem zwolennikiem prezentowania ''unpacking'' czyli otwierania z namaszczeniem paczki i wyliczania każdego drobiazgu z osobna. Tym bardziej, że nie biorę jakoś szczególnie pod uwagę dodatków, bo często one maja podnieść atrakcyjność głównego towaru, chyba że są jego nieodłącznym składnikiem.
Zatem obok samego filtra, otrzymujemy maleńką strzykawkę do przemywania, wężyk do połączenia według naszej inwencji, elastyczną butelkę/torebkę/bukłak z zakrętką, komplet filtrów wstępnych, ''dziubek'' do wężyka, a także instrukcję - niestety bez języka polskiego, ale obrazkowo pokazującą stosowanie filtra.
Wodę do filtrowania możemy gromadzić w butelkach typu PET ze standardowym gwintem, ja używam bukłaków Platypus, mających też ten uniwersalny skok gwintu. Ich dokręcenie jest pewne i wygodne, wystarczająco szczelne do przeprowadzenia filtrowania.
Wylot jest ukształtowany w mały ustnik, umożliwiając picie wprost z filtra. Można na niego nałożyć wężyk i połączyć z naczyniem odbiorczym bądź włączyć przelotowo do rurki od bukłaka. Ja preferuję pozostawienie wylotu wolnego, pod który podstawiam naczynie, do którego spływa przefiltrowana woda.
Zanim przejdę do spostrzeżeń z samego filtrowania, dodam, że filtr ma wewnątrz podwójne filtrowanie. Woda początkowo przechodzi przez warstwę węgla aktywowanego, gdzie jest oczyszczana z toksycznych składników. Znajdujący się w dalszej części filtr kapilarny blokuje przepływ drobin mechanicznych i znakomitej większości bakterii mogących znajdować się w filtrowanej wodzie. Więcej technicznego bla-bla znajdziecie we wcześniej podanym linku :)
Gabaryty nie są duże, choć też nie najmniejsze - 160mm długości, 31mm średnicy i 60g wagi (56g zważone). Po pierwszym użyciu zawsze pozostanie w nim nieco wody i wtedy może ważyć nieznacznie więcej.
Pierwsze użycie filtra jest nieco ...frustrujące. Wynika to z prostej zależności, że filtr najpierw sam musi napełnić się wodą, która dopiero po chwili wydostanie się z drugiego końca. Dobrze jest tę czynność wykonać ze wspomaganiem, ściskając butelkę czy bukłak, by pierwsze zadziałanie filtra przebiegło szybko i sprawnie.
Początkowo woda leci wąską strużką, a po kilku użyciach nieco przyspiesza.
W jej smaku można wyczuć posmak węgla, który także jest sprawcą spowolnienia procesy filtrowania. Można jednak wyjść z założenia, że jeśli powoli - to dokładnie.
W większości filtrowałem wodę z ujęć leśnych. Była to woda cieknąca z odległego źródła, bądź stojąca w niewielkich zbiornikach, ale o dobrej przejrzystości, choć zanieczyszczona gnijącymi liśćmi i zawierająca jakoweś żyjątka, których nie chciałbym gościć w swoich trzewiach.
Po kilkukrotnym filtrowaniu wczesną wiosną, gdy znałem już możliwości Diercona, zabrałem go na Mały Szlak Beskidzki. Już pierwszego wieczora na Kiczerze za Żarem poszukiwaliśmy wody. Nie znaleźliśmy ujęcia z pitną, ale natknęliśmy się na wannę zawierającą zieloną wodę z glonami i jakąś wodną mikroflorą, a kto wie, czy też nie i mikrofauną. Tego wieczoru było bardzo zimno, więc proces filtrowania był dość powolny, ale nie miało to większego znaczenia, gdyż najpierw podpiąłem filtr, by następnie zająć się organizowaniem obozu i noclegu. Z tej racji na bardzo mogę określić kiedy kubek (850ml) wypełnił się po brzegi czystą wodą.
Zanosiło się na przymrozek, toteż po użyciu filtr został przedmuchany i schowany z zapasowymi ubraniami do plecaka. I tu jest właśnie istotna uwaga eksploatacyjna: Filtr po użyciu należy chronić przed ujemną temperaturą, gdyż może ona spowodować popękanie jego wewnętrznej struktury i woda która będzie z niego wypływać, może już nie być właściwie odfiltrowana.
Wspominam, bo nazajutrz okazało się, że resztka wody w kubku zamarzła, a stanowisko testowe pokryte było śniegiem...
Mając przy sobie filtr, nigdy nie nosiłem większego zapasu niż 0,5 l wody. Zabierałem go zatem chętnie na wszelkie wyjścia, na których woda mi była potrzebna do celów spożywczych w ilościach większych niż chciałbym nosić.
Z nastaniem regularnej wiosny zabrałem Diercona wraz z dwoma innymi filtrami o których w tej recenzji nie będę się rozpisywał. Postanowiłem tym razem określić czas w jakim oczyści pół litra wody. Co więcej, wodę nalałem do bukłaka i dokręciłem filtr, przez co bukłak został zamknięty i z zmniejszaniem się ilości wody powstawało w nim niewielkie podciśnienie, gdyż nie był odpowietrzany. Niewątpliwie spowolniło to czas filtrowania.
Pół litra wody zostało oczyszczone po nieco ponad dwunastu minutach.
Diercon PS01 nie jest demonem szybkości, ale też nie podnosiłem ciśnienia w bukłaku, nie ściskałem go dłońmi, nie zgniatałem ciężkim kamieniem ani nie stosowałem żadnej formy pompowania. Jestem w stanie zaakceptować ten wynik, wiedząc, że jest to bodaj najwolniejszy sposób filtrowania grawitacyjnego.
Przez dwa tygodnie wędrowałem Szlakiem Nadbużańskim. Na dystansie 370 km, kilkukrotnie użyłem Diercona do zapewnienia sobie czystej wody. Raz w sporym upale zrobiliśmy odpoczynek na terenie starego ośrodka wypoczynkowego, gdzie z hydrantu kapała niezbyt ciekawie pachnąca i wyglądająca woda. Kilka minut ściskania bukłaka i butelka była pełna.
Innym razem po koszmarnym przebrnięciu przez sobiborskie bagna, filtrowałem wodę gruntową w Wołczynach, - śmierdziała jakimiś produktami naftowymi. Fo odfiltrowaniu straciła moc paliwa rakietowego :) Było już późno, humor po bagnach miałem mizerny, a dodatkowo już byłem częściowo zjedzony przez meszki i komary, więc nawet nie sięgałem po aparat...
Jeszcze gdzieś na Nadbużańskim filtrowałem, ale nie pamiętam gdzie.
W lecie wędrowałem systematycznie po kilka dni. Za każdym razem w klapie plecaka na podorędziu mieszkał sobie filtr Diercon. Zwykle nakręcałem go na niewielką butelkę, która na finiszu wędrówki lądowała w koszu na jakimś przystanku busów. Dzięki temu, moje terenowe i leśne posiłki były spożywane w myśl zasady: nie ważne co się je, - ważne czym się popija :)
Planując dłuższe wędrówki, przeglądam mapy także pod kątem ujęć wody. Półlitrowy żelazny zapas zwykle wraca ze mną do domu, a w terenie poprzestaję na filtrze. Nie szukam na siłę jakiejś wyjątkowo brudnej wody, bo dbam by zbytnio nie zanieczyścić filtra, a po powrocie do domu przepłukuję go zwrotnie czystą ciepłą wodą. Wytrącam i wydmu***ę nadmiar wody i pozostawiam obydwa końce otwarte. Dzięki temu mogę na nim polegać i zabieram go na kolejne wędrówki po beskidzkich szlakach.
Podsumowanie.
Filtr Diercon PS01 jest urządzeniem spełniającym swe zadanie. Szybkość filtrowania nie jest najwyższa, ale w większości sytuacji akceptowalna, tym bardziej, że przy wspomaganiu ściskaniem butelki/bukłaka z filtrowaną wodą, proces da się wyraźnie przyspieszyć.
Smak przefiltrowanej wody za każdym razem był bez zarzutu, choć na wejściu była ona o zapachu zgnilizny, ziemistym, ropopochodnym czy innym niezbyt przekonywującym do bezpośredniego spożycia.
Masą i gabarytami Diercon plasuje się w klasie filtrów kompaktowych. Nie jest rekordowo mały czy lekki, ale są to wartości i tak wystarczająco dobre, by włączyć go na stałe do wyposażenia plecakowego.
Dzięki standardowemu gwintowi w jaki wyposażane są powszechne butelki PET, jest łatwy do zestawienia z takimiż butelkami i bukłakami, a ustnik na wyjściu umożliwia dalszą kombinację według potrzeb.
Posiada podwójny system filtrowania - węgiel aktywny i kapilary, co skutecznie eliminuje niepożądane składniki.
Wymaga minimum obsługi serwisowej i zachowania podstawowych warunków eksploatacji i przechowywania.
Daje dużą oszczędność wagi wyposażenia - zamiast mniejszej czy większej ilości wody, nosimy lekki filtr i ewentualnie żelazną rezerwę płynów. Oczywiście w sytuacji gdzie liczymy się z pozyskaniem nieoczyszczonej wody w terenie.
Plusy i minusy.
Na plus:
- małe gabaryty i niewielka waga,
- uniwersalny gwint i możliwość wpięcia w rurki z obydwu stron,
- bezobsługowe działanie,
- bardzo wysoka skuteczność filtrowania,
- duża niezawodność,
- możliwość zastosowania prostego filtra wstępnego.
Na minus:
- nierozbieralny niewymienny wkład węglowy,
- zbyt mały filtr wstępny,
- krótka żywotność - jeden rok,
- nieco powolne działanie.
Konkluzja:
Filtr godny polecenia. Uniwersalny, niekłopotliwy, sprawdzający się w praktyce. Spełnia wszelkie wymogi dla filtra kompaktowego. Gdyby się dało wymieniać wkład węglowy, byłby bliski ideałowi w swojej klasie.
Moje uwagi dla producenta:
Opracować wersję modułową trzyczęściową: filtr wstępny-filtr węglowy-filtr kapilarny.
Do wody z górskich potoków wystarczył by moduł kapilarny. Przy większych zanieczyszczeniach można dokręcić moduł węglowy, który po resursie można wymienić na nowy (bądź sam wkład). Dla mętnej stojącej wody z kałuży i innej mocno zanieczyszczonej, wystarczy dokręcić moduł z filtrem wstępnym, łatwo wymienialnym.
W znany i czysty teren na krótką trasę można wtedy zabrać filtr kapilarny, w bardziej wątpliwe warunki zabrać trzy moduły i używać według potrzeb.
Oczywiście PS01 może pozostać jak jest, ale na jego bazie wykonać trójmodułowy dla bardziej wymagających.
W punktacji przyznałem:
- za wygodę - 5 - przykręcamy, odwracamy i po chwili czysta woda leci,
- za wyposażenie - 4 - oczekiwałbym lepszego filtra wstępnego (dałbym notę 4,5) :)
- za wytrzymałość - 4 - krótki roczny resurs z uwagi na szybkie wypracowanie się filtra węglowego.
Oczywiście testowanie nadal będzie trwać, ale test był wymagalny do końca 2015, więc zmieściłem się w czasie :)
No to koniec lania (filtrowanej) wody... ;-)
Na zdrowie!
Pełna wersja recenzji ze zdjęciami na moim blogu - http://ginvilla.blogspot.com/2015/12/tes...-ps01.html
OCENA PRODUKTU:
Wygoda: 5/5
Wyposażenie: 4/5
Wytrzymałość: 4/5
Ogólna: 4.33/5
Model: Diercon PS01
Źródła wody: Świeża woda z różnych źródeł, np. z rzek, jezior, górskich potoków itp.
Przepustowość: 400ml/min.
Wymiary: 31x160mm
Waga netto: 60g
Membrana: ultrafiltracyjna z pustych włókien kapilarnych 0,03 microna
Wydajność: 1500L
Żywotność: 1 rok od od dnia pierwszego użycia
Materiały: Polipropylen, membrana ultrafiltracyjna z włókien kapilarnych, antybakteryjny węgiel aktywny, itp.
-----------------------------------------------------------------
RECENZJA:
DATA RECENZJI:
31-12-2015, 00:59
Dzięki Administracji Niezależnej Grupy Testingowej - NGT.pl, z początkiem roku 2015 zostałem testerem osobistego filtra wody - Diercon PS01. Filtr otrzymałem od polskiego dystrybutora - firmy outdoorzy.pl.
Filtr osobisty jest indywidualnym wyposażeniem wędrowcy, dając możliwość uzupełniania zapasów wody pitnej z niemal każdego źródła wody o nieznanej czystości.
Opisywany i testowany filtr należy do kategorii filtrów grawitacyjnych, bazujących na wolnym przepływie wody z naczynia umieszczonego wyżej poprzez filtr do naczynia umieszczonego niżej. Jest też możliwość podniesienia ciśnienia, a tym samym szybkości filtrowania poprzez ściskanie elastycznego pojemnika z wodą filtrowaną.
Istnieją także filtry mechaniczne wyposażone w ręczną pompkę i choć mają większą wydajność, to są gabarytowo większe i mają zwykle większą wagę.
Opis i parametry techniczne są dostępne na stronie polskiego dystrybutora:
http://diercon.pl/produkty/diercon-ps01/
Dla pojedynczego użytkownika, filtr grawitacyjny jest zwykle wystarczający, choć czas oczyszczania wody niekiedy wystawia cierpliwość spragnionego na niewielką próbę.
Jednak oszczędność wagi noszonej wody gdy mamy do dyspozycji ważący 60 gramów filtr, jest nie do przecenienia, zwłaszcza dla wyznawcy ideologii Light & Fast. Zakładam oczywiście, że poruszając się w terenie, wcześniej zrobiłem rozpoznanie i spodziewam się znaleźć jakiekolwiek źródło wody.
Pozostawiam poza dyskusją rozterki, czy uda się wodę znaleźć po drodze czy też nie, a czy w tej sytuacji trzeba nosić jej odpowiedni zapas. Skupię się natomiast na plusach i minusach togo konkretnego produktu i jego przydatności praktycznej w terenie.
Jakoś nie jestem zwolennikiem prezentowania ''unpacking'' czyli otwierania z namaszczeniem paczki i wyliczania każdego drobiazgu z osobna. Tym bardziej, że nie biorę jakoś szczególnie pod uwagę dodatków, bo często one maja podnieść atrakcyjność głównego towaru, chyba że są jego nieodłącznym składnikiem.
Zatem obok samego filtra, otrzymujemy maleńką strzykawkę do przemywania, wężyk do połączenia według naszej inwencji, elastyczną butelkę/torebkę/bukłak z zakrętką, komplet filtrów wstępnych, ''dziubek'' do wężyka, a także instrukcję - niestety bez języka polskiego, ale obrazkowo pokazującą stosowanie filtra.
Wodę do filtrowania możemy gromadzić w butelkach typu PET ze standardowym gwintem, ja używam bukłaków Platypus, mających też ten uniwersalny skok gwintu. Ich dokręcenie jest pewne i wygodne, wystarczająco szczelne do przeprowadzenia filtrowania.
Wylot jest ukształtowany w mały ustnik, umożliwiając picie wprost z filtra. Można na niego nałożyć wężyk i połączyć z naczyniem odbiorczym bądź włączyć przelotowo do rurki od bukłaka. Ja preferuję pozostawienie wylotu wolnego, pod który podstawiam naczynie, do którego spływa przefiltrowana woda.
Zanim przejdę do spostrzeżeń z samego filtrowania, dodam, że filtr ma wewnątrz podwójne filtrowanie. Woda początkowo przechodzi przez warstwę węgla aktywowanego, gdzie jest oczyszczana z toksycznych składników. Znajdujący się w dalszej części filtr kapilarny blokuje przepływ drobin mechanicznych i znakomitej większości bakterii mogących znajdować się w filtrowanej wodzie. Więcej technicznego bla-bla znajdziecie we wcześniej podanym linku :)
Gabaryty nie są duże, choć też nie najmniejsze - 160mm długości, 31mm średnicy i 60g wagi (56g zważone). Po pierwszym użyciu zawsze pozostanie w nim nieco wody i wtedy może ważyć nieznacznie więcej.
Pierwsze użycie filtra jest nieco ...frustrujące. Wynika to z prostej zależności, że filtr najpierw sam musi napełnić się wodą, która dopiero po chwili wydostanie się z drugiego końca. Dobrze jest tę czynność wykonać ze wspomaganiem, ściskając butelkę czy bukłak, by pierwsze zadziałanie filtra przebiegło szybko i sprawnie.
Początkowo woda leci wąską strużką, a po kilku użyciach nieco przyspiesza.
W jej smaku można wyczuć posmak węgla, który także jest sprawcą spowolnienia procesy filtrowania. Można jednak wyjść z założenia, że jeśli powoli - to dokładnie.
W większości filtrowałem wodę z ujęć leśnych. Była to woda cieknąca z odległego źródła, bądź stojąca w niewielkich zbiornikach, ale o dobrej przejrzystości, choć zanieczyszczona gnijącymi liśćmi i zawierająca jakoweś żyjątka, których nie chciałbym gościć w swoich trzewiach.
Po kilkukrotnym filtrowaniu wczesną wiosną, gdy znałem już możliwości Diercona, zabrałem go na Mały Szlak Beskidzki. Już pierwszego wieczora na Kiczerze za Żarem poszukiwaliśmy wody. Nie znaleźliśmy ujęcia z pitną, ale natknęliśmy się na wannę zawierającą zieloną wodę z glonami i jakąś wodną mikroflorą, a kto wie, czy też nie i mikrofauną. Tego wieczoru było bardzo zimno, więc proces filtrowania był dość powolny, ale nie miało to większego znaczenia, gdyż najpierw podpiąłem filtr, by następnie zająć się organizowaniem obozu i noclegu. Z tej racji na bardzo mogę określić kiedy kubek (850ml) wypełnił się po brzegi czystą wodą.
Zanosiło się na przymrozek, toteż po użyciu filtr został przedmuchany i schowany z zapasowymi ubraniami do plecaka. I tu jest właśnie istotna uwaga eksploatacyjna: Filtr po użyciu należy chronić przed ujemną temperaturą, gdyż może ona spowodować popękanie jego wewnętrznej struktury i woda która będzie z niego wypływać, może już nie być właściwie odfiltrowana.
Wspominam, bo nazajutrz okazało się, że resztka wody w kubku zamarzła, a stanowisko testowe pokryte było śniegiem...
Mając przy sobie filtr, nigdy nie nosiłem większego zapasu niż 0,5 l wody. Zabierałem go zatem chętnie na wszelkie wyjścia, na których woda mi była potrzebna do celów spożywczych w ilościach większych niż chciałbym nosić.
Z nastaniem regularnej wiosny zabrałem Diercona wraz z dwoma innymi filtrami o których w tej recenzji nie będę się rozpisywał. Postanowiłem tym razem określić czas w jakim oczyści pół litra wody. Co więcej, wodę nalałem do bukłaka i dokręciłem filtr, przez co bukłak został zamknięty i z zmniejszaniem się ilości wody powstawało w nim niewielkie podciśnienie, gdyż nie był odpowietrzany. Niewątpliwie spowolniło to czas filtrowania.
Pół litra wody zostało oczyszczone po nieco ponad dwunastu minutach.
Diercon PS01 nie jest demonem szybkości, ale też nie podnosiłem ciśnienia w bukłaku, nie ściskałem go dłońmi, nie zgniatałem ciężkim kamieniem ani nie stosowałem żadnej formy pompowania. Jestem w stanie zaakceptować ten wynik, wiedząc, że jest to bodaj najwolniejszy sposób filtrowania grawitacyjnego.
Przez dwa tygodnie wędrowałem Szlakiem Nadbużańskim. Na dystansie 370 km, kilkukrotnie użyłem Diercona do zapewnienia sobie czystej wody. Raz w sporym upale zrobiliśmy odpoczynek na terenie starego ośrodka wypoczynkowego, gdzie z hydrantu kapała niezbyt ciekawie pachnąca i wyglądająca woda. Kilka minut ściskania bukłaka i butelka była pełna.
Innym razem po koszmarnym przebrnięciu przez sobiborskie bagna, filtrowałem wodę gruntową w Wołczynach, - śmierdziała jakimiś produktami naftowymi. Fo odfiltrowaniu straciła moc paliwa rakietowego :) Było już późno, humor po bagnach miałem mizerny, a dodatkowo już byłem częściowo zjedzony przez meszki i komary, więc nawet nie sięgałem po aparat...
Jeszcze gdzieś na Nadbużańskim filtrowałem, ale nie pamiętam gdzie.
W lecie wędrowałem systematycznie po kilka dni. Za każdym razem w klapie plecaka na podorędziu mieszkał sobie filtr Diercon. Zwykle nakręcałem go na niewielką butelkę, która na finiszu wędrówki lądowała w koszu na jakimś przystanku busów. Dzięki temu, moje terenowe i leśne posiłki były spożywane w myśl zasady: nie ważne co się je, - ważne czym się popija :)
Planując dłuższe wędrówki, przeglądam mapy także pod kątem ujęć wody. Półlitrowy żelazny zapas zwykle wraca ze mną do domu, a w terenie poprzestaję na filtrze. Nie szukam na siłę jakiejś wyjątkowo brudnej wody, bo dbam by zbytnio nie zanieczyścić filtra, a po powrocie do domu przepłukuję go zwrotnie czystą ciepłą wodą. Wytrącam i wydmu***ę nadmiar wody i pozostawiam obydwa końce otwarte. Dzięki temu mogę na nim polegać i zabieram go na kolejne wędrówki po beskidzkich szlakach.
Podsumowanie.
Filtr Diercon PS01 jest urządzeniem spełniającym swe zadanie. Szybkość filtrowania nie jest najwyższa, ale w większości sytuacji akceptowalna, tym bardziej, że przy wspomaganiu ściskaniem butelki/bukłaka z filtrowaną wodą, proces da się wyraźnie przyspieszyć.
Smak przefiltrowanej wody za każdym razem był bez zarzutu, choć na wejściu była ona o zapachu zgnilizny, ziemistym, ropopochodnym czy innym niezbyt przekonywującym do bezpośredniego spożycia.
Masą i gabarytami Diercon plasuje się w klasie filtrów kompaktowych. Nie jest rekordowo mały czy lekki, ale są to wartości i tak wystarczająco dobre, by włączyć go na stałe do wyposażenia plecakowego.
Dzięki standardowemu gwintowi w jaki wyposażane są powszechne butelki PET, jest łatwy do zestawienia z takimiż butelkami i bukłakami, a ustnik na wyjściu umożliwia dalszą kombinację według potrzeb.
Posiada podwójny system filtrowania - węgiel aktywny i kapilary, co skutecznie eliminuje niepożądane składniki.
Wymaga minimum obsługi serwisowej i zachowania podstawowych warunków eksploatacji i przechowywania.
Daje dużą oszczędność wagi wyposażenia - zamiast mniejszej czy większej ilości wody, nosimy lekki filtr i ewentualnie żelazną rezerwę płynów. Oczywiście w sytuacji gdzie liczymy się z pozyskaniem nieoczyszczonej wody w terenie.
Plusy i minusy.
Na plus:
- małe gabaryty i niewielka waga,
- uniwersalny gwint i możliwość wpięcia w rurki z obydwu stron,
- bezobsługowe działanie,
- bardzo wysoka skuteczność filtrowania,
- duża niezawodność,
- możliwość zastosowania prostego filtra wstępnego.
Na minus:
- nierozbieralny niewymienny wkład węglowy,
- zbyt mały filtr wstępny,
- krótka żywotność - jeden rok,
- nieco powolne działanie.
Konkluzja:
Filtr godny polecenia. Uniwersalny, niekłopotliwy, sprawdzający się w praktyce. Spełnia wszelkie wymogi dla filtra kompaktowego. Gdyby się dało wymieniać wkład węglowy, byłby bliski ideałowi w swojej klasie.
Moje uwagi dla producenta:
Opracować wersję modułową trzyczęściową: filtr wstępny-filtr węglowy-filtr kapilarny.
Do wody z górskich potoków wystarczył by moduł kapilarny. Przy większych zanieczyszczeniach można dokręcić moduł węglowy, który po resursie można wymienić na nowy (bądź sam wkład). Dla mętnej stojącej wody z kałuży i innej mocno zanieczyszczonej, wystarczy dokręcić moduł z filtrem wstępnym, łatwo wymienialnym.
W znany i czysty teren na krótką trasę można wtedy zabrać filtr kapilarny, w bardziej wątpliwe warunki zabrać trzy moduły i używać według potrzeb.
Oczywiście PS01 może pozostać jak jest, ale na jego bazie wykonać trójmodułowy dla bardziej wymagających.
W punktacji przyznałem:
- za wygodę - 5 - przykręcamy, odwracamy i po chwili czysta woda leci,
- za wyposażenie - 4 - oczekiwałbym lepszego filtra wstępnego (dałbym notę 4,5) :)
- za wytrzymałość - 4 - krótki roczny resurs z uwagi na szybkie wypracowanie się filtra węglowego.
Oczywiście testowanie nadal będzie trwać, ale test był wymagalny do końca 2015, więc zmieściłem się w czasie :)
No to koniec lania (filtrowanej) wody... ;-)
Na zdrowie!
Pełna wersja recenzji ze zdjęciami na moim blogu - http://ginvilla.blogspot.com/2015/12/tes...-ps01.html
OCENA PRODUKTU:
Wygoda: 5/5
Wyposażenie: 4/5
Wytrzymałość: 4/5
Ogólna: 4.33/5