NGT

Pełna wersja: Jedzenie w warunkach turystycznych / w tym: liofilizaty
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Chcę zrobić test żywności liofilizowanej, Co według was w teście powinno się znaleźć, na co zwrócić bardziej uwagę podczas testowania

smak, wartość odżywcza, waga (i przelicznik waga do wartości energetycznej), łatwość przygotowania, cena hmm dostępność w sprzedaży, opakowanie? termin przydatności do spożycia?
No i czy po jedzeniu tego przez dłuższy czas nie kończy się to nieciekawymi historiami żołądkowymi:P

Co do białka - jasne że nie każdemu trzeba aż 1,5 g na kilogram masy ciała, ale w terenie czasem trudno nawet o mniejsze ilości. Szejki białkowe to świetne rozwiązanie: ekonomiczne, niewymagające dużo zachodu, lekkie (ok. 70-80 g białka na 100 g proszku - ciężko to przebić) i lekkostrawne, choć tutaj dużo zależy też od konkretnego produktu - i organizmu. W przypadku leniwców którym nie chce się gotować, sprawdzają się też odżywki białkowo-węglowodanowe typu 'bulk', o których ktoś już chyba na NGT wspomniał. Zawsze to bardziej pożywne niż zupki instant czy batony przez cały dzień :) Poza tym nikt nie mówi, że tego typu produkty mają zastępować normalne jedzenie, ale na pewno są dobrym *uzupełnieniem* diety w warunkach turystycznych.

Arni

Nemesis, gdzieś ty wyczytał, że kolaże na treningu robią masę mięśniową nóg???
Jak by mieli nogi jak Tom Platz to by nie byli w stanie nimi kręcić.

Kulturyści w obecnych czasach jedzą nawet po 4g/kg, więc ilość 1,5g/kg nie jest niczym nadzwyczajnym. Normalny dorosły facet jest w stanie tyle zjeść codziennie bez jakichkolwiek udziwnień.
Ruchy wykonywane podczas podchodzenia pod górę z plecakiem są bardzo podobne do tych na rowerze czyli angażują mięśnie 4 głowe uda + plecy i kilka innych. Stąd porównanie do kolarstwa. Podczas takiego długotrwałego wysiłku następuje najzwyklejsze niszczenie komórek mięśniowych i aby je odbudować należy dostarczyć białek, bo w przeciwnym wypadku organizm sam sobie je weźmie. A skąd? Tak, z innych mięśni. Węglowodany to tylko paliwo (glikogen), a białko to budulec. I tak jak wspomniałem, jadąc na 3 dni w góry praktycznie nie ma się czym przejmować, ale jadąc na 3 tygodnie i robiąc 15 tyś m przewyższenia w tym czasie odpowiednie jedzenie staje się kluczem do sukcesu.

lepszy humor salixa

Arni te zasady które proponujesz do poczytania skierowane są do profesjonalistów. Amator, kierujący się nimi, może popełnić wiele błędów. Jednym z nich jest skupianie się na białku, a pomijanie innych ale ważnych spraw. Poza tym białko białku nie równe. Inaczej jest z białkiem zwierzęcym a inaczej pozyskiwanym z roślin. Piszę to ponieważ zdarzało się w moim życiu, że kilka dni czy tygodni spędzałem na rowerze, w górach, czy jeszcze gdzieś. Byłem wtedy wegetarianinem. Białka zwierzęcego jadłem niewiele. Jednak nie przypominam sobie, żebym odstawał od ''ekipy''. Zrobiłem sobie nawet taki eksperyment. Był taki tydzień kiedy jeździłem intensywnie po górach. Postanowiłem zjeść mielonkę turystyczną. Okazało się, że tak się poczułem, że cała jazda skończyła się na powrocie do schroniska. Nie chodzi mi o sensacje żołądkowe, ale o samopoczucie. Tak myślę: że organizm skupił się na walce z białkiem a cała ''para'' uciekła. Inny przykład: przez kilka lat byłem zmuszony latem pracować na wysokościach. Latem temperatury były straszne. Pracowaliśmy po kilkanaście godzin. Najlepiej się czułem wtedy, gdy jedynym posiłkiem w ciągu dnia to były: sałatka z pomidorów i suchy chleb. A raz kumpel kupił sobie też mielonkę czy coś podobnego. No i zrobił tylko jeden zjazd. Organizm chyba nie umiał sobie poradzić z upałem i taką porcją biała zwierzęcego razem. To co piszę opieram tylko o swoje doświadczenia. Każdy organizm jest inny naukowcy też pewnie mają swoje racje. Mi w każdym razie za duża ilość białka zwierzęcego szkodzi! (Piwa zresztą też) hahaha
-------------------------------------------
lepszy humor salixa

No cóż, lhs, są jakieś żelazne reguły żywieniowe i metabolizmowe odnoszące się do niemal całej populacji. Nie przeczy to istnieniu ewenementów :-) Przenoszenie na siebie wzorów innych, nie zachowujących się jak większość populacji, jest na własne ryzyko stosującego. I tyle. Bo wywodzenie z tego, że szczególnie w upał należy jeść tylko i wyłącznie kawałek suchego chleba i parę pomidorów dziennie, bo komuś się wydaje, że dobrze się po tym czuje, podczas wykonywania ciężkiej pracy fizycznej, jest hmmm... mówiąc eufemistycznie, niezbyt rozsądnym pomysłem do kopiowania.

Arni ok masz rację, ale mi chodzi o to, że podczas wyjazdów ciężko jest, przynajmniej mojej osobie realizować dzienną normę 120 gramów białka. Żebym tyle go przyswoił muszę dla przykładu zjeść na śniadanie opakowanie twarożku z pieczywem, na obiad kurczaka z ryżem, na kolację tuńczyka i to faktycznie nie jest nic nadzwyczajnego pod warunkiem że będę taki zestaw ładować w siebie codziennie, bo to są właśnie produkty bogate w białko. Ale jeżeli na śniadanie zjem dwie bułki z serem, na obiad ogrom pierogów z mięsem a na kolację znowu dwie bułki z serem to zabraknie mi aż 40 gramów białka, z tym że się najem i przeżyję. Mi osobiście w górach najczęściej brakuje węglowodanów i na nich głównie się skupiam. Pomimo spożycia mniejszej ilości białka niż wskazana, nigdy nie mam pod tym względem problemów i jak sądzę inni też nie. Co innego w przypadku węglowodanów. Stąd ich zapotrzebowanie z całej trójki powinno stanowić aż do 65%

No a z kolarzami faktycznie nie miałem racji, mea culpa

PS. Polecam http://www.pza.org.pl/download/435825.pdf
---
Edytowany: 2012-05-31 21:27:49

Arni

lhs, organizm nie umiał sobie poradzić z tym białkiem i tłuszczem (a feee) bo go od tego odzwyczaiłeś jedząc tylko zieleninę. Organizm przestał produkować enzymy trawienne biała zwierzęcego i te straszne tłuszcze z mielonki to i się najzwyczajniej porzygałeś od tego, to normalne, zwykła reakcja obronna. Nie wiem czy wyczytałeś pomiędzy wierszami ale jeśli nie to podpowiem, celowo nie poruszam kwestii pozostałych składników odżywczych bo nie o nich mowa. I tak jak Zbychu pisze, to że ktoś daje radę pracować fizycznie po 12h na dobę na samych pomidorach i kromce chleba, to nie oznacza że jest to rozsądne i dobre dla innych. Jego sprawa i tyle. Ja tylko podpowiadam jak to powinno wyglądać idealnie dla osiągnięcia maksymalnej wydajności nawet podczas tak lekko fizycznej pracy jaką jest łażenie po górach.

lepszy humor salixa

Arni mam wrażenie, że twoje wypowiedzi przypominają cytaty z podręcznika dla kulturystów. Ale taka reguła jedzenie białka=dostarczanie białka jest po prostu niedorzeczna. Organizm ludzki jest przystosowany do pobierania pokarmów o przewadze składników roślinnych. Przetworzenie białka zwierzęcego jest dla niego ogromnym obciążenie, bo najpierw musi je rozbić a potem dopiero ''poskładać'' aby przeprowadzić taki proces potrzebuje dużo energii. Dlatego w górach czy w robocie wiem, że jeśli bym najadł się mięcha to tzw. ''para'' mi spadnie. Nie wiem, gdzie przeczytałeś, że porzygałem się od mielonki. Powiedziałem, że spadła mi wydolność. Mówię to wszystko, bo opieram to na własnych doświadczeniach a nie ''dobrych radach'' z magazynów. Jem jarsko już 20 kilka lat. Ale w tym czasie były okresy kiedy sięgałem po mięcho. A były to okresy np dwu letnie. Organizm mógł się przyzwyczaić do białka z mięsa. jednak wracałem do diety jarskiej bo tak jest lepiej dla mnie. Piszesz o pewnych sprawach ale zastanawiam się czy masz o nich pojęcie oparte na własnych doświadczeniach czy raczej ''dużo czytasz''. Otóż nie wiem czy porównywanie kolarstwa do chodzenia po górach jest trafione. Zresztą o jakim kolarstwie mowa - górskim czy szosowym. Ja wypróbowałem obydwa i wiem, że co innego boli po wyrypie górskiej a co innego po rowerowej.
Nie chce nikogo przekonywać do swoich sposobów żywieniowych. Wiem jednak, że dostęp do tak dużych ilości białka ludzkość (właściwie jej część) ma dopiero w naszych czasach. Kiedyś ludzie pracowali ciężko a dostęp do mięsa był słaby. Dziadek mojej żony-chłop jak dąb a ręka jak bochen chleba. Kowal z zawodu. Dziś ma ponad 80 lat. Zapytałem się go kiedyś co jedli na wsi. Otóż mięso było od tzw. wielkiego dzwona. A co jedli: podstawa to kasze, fasola, groch, kartofle, kiszona kapusta, suszone owoce. I co? I żyje do dziś a ja nie chciałbym od niego zarobić w trąbę.
-------------------------------------------
lepszy humor salixa

Z dostarczeniem węgli to sobie radzimy: zupki radomskie, kasze, ryże, kuskusy i inne takie, które od zawsze były w turystyce. Problemem może być białko, które nie jest potrzebne tylko do przyrostu mięśni, ale też do ich regeneracji. Więc w aktywności turystycznej jest niezbędne. Niekoniecznie zwierzęce. Wymienione powyżej fasola, groch to też sporo białka. Ja bym dodał jeszcze kaszę gryczaną i soczewicę. Kiedyś pracowałem bardzo ciężko przy rozładunku tirów, przez 3 tygodnie. Niestety na diecie francusko-hiszpańskiej, czyli bagietki, miodzik, zielenina. Kotlet był raz na tydzień. Wszyscy czuliśmy się osłabieni, kolega trafił nawet pod kroplówkę. Moc wracała dopiero po tym kotlecie. Co do puszek: W mielonce jest mało białka, za to dużo tłuszczu i chemii. Nie dziwne, że muli. Za dużo tłuszczu hamuje transport glikogenu z wątroby do krwi. Ostatnie zdanie akurat z książki, pozostałe z własnych doświadczeń.
---
Edytowany: 2012-06-01 10:45:49

Arni

lhs, a czy zwróciłeś uwagę na skład aminokwasowy białek roślinnych i zwierzęcych? Poczytaj o tym i o wykorzystaniu tych brakujących aminokwasów dla organizmu. Niestety te brakujące to te najważniejsze czyli lizyna, leucyna, walina (BCAA-też proponuję poczytać o ich wpływie na organizm podczas wysiłku) których z ryżu, kaszy czy ziemniaków nie jesteśmy w stanie tyle dostarczyć by uzupełnić ich braki podczas tak intensywnego wysiłku jakim jest chodzenie po górach wiele dni pod rząd.
Sorry jeśli uraziłem z tym rzyganiem ale tak odebrałem twoją wypowiedź na temat zjedzenia konserwy. Niestety nadal twierdzę, że po wieloletnim odzwyczajeniu od mięsa i tłuszczu zwierzęcego miałeś prawo poczuć się źle czy słabo tym bardziej, że tak jak napisał Ivan, to nie jest najzdrowsze mięso głównie z powodu tego tłuszczu.

Słusznie też zauważyłeś, że moje wypowiedzi brzmią jak cytaty z podręcznika dla kulturystów bo zajmowałem się tym sportem ponad 20 lat i wiem doskonale co to znaczy zdrowa i odpowiednio zbilansowana dieta i jaki ona ma ogromny wpływ na wyniki sportowe.
Oczywiście nie namawiam cię, byś zaczął jeść gotowane kurczaki i ryby w górach bo tak się nie da ale proszę cię, nie wmawiaj ludziom aby przestali spożywać białka zwierzęce i że ich wydolność fizyczna z tego powodu nie ucierpi.

> zajmowałem się tym sportem ponad 20 lat

Chyba ''zajmuję się tym sportem ponad 20 lat'' :-)


Co do odzwyczajenia organizmu od trawienia niektórych rodzajów pożywienia, to też fakt. Chociażby mleko, czy jogurty. Jak ktoś w miarę regularnie je spożywa, to żadnego problemu żołądkowego nie ma. Jeśli raz na parę lat, to może zdarzyć się błyskawiczny i nieplanowany pobyt w WC. I wmawianie z tego powodu ludziom, że przetwory mleczne to samo zuuuuuoooo, ma podobną rację bytu.

@soltys - ja kasze gryczana uwielbiam, jednak nie wiem jak ja przyrzadzac w warunkach oszczednosci gazu i wody. Masz jakis patent, by to usprawnic?
-------------------------------------------
Sprzedawca w sklepie outdoorowym. Anglia

Zamiast długo gotować, to gotować 1/3 czasu, a resztę niech garnek spędzi zawinięty w coś ''ciepłego''.

ogólnie, to kaszy starczy odczekanie 5' po zalaniu wrzątkiem. Nadmiar wody zasypujesz czymś co nada kaszy smak - fix, kostka rosołowa czy co tam wolisz ;)

Czyli gotowac, czy nie gotowac? Kus kus jest dla mnie podstawa, bo nie gotuje, tylko zalewam. Wolalbym jednak jesc gryczana. Gotowanie odpada.

Kuskus mieszam z przyprawami i dodatkami jeszcze w domu, podczas dzielenia na porcje.
-------------------------------------------
Sprzedawca w sklepie outdoorowym. Anglia

kivak: Da się znaleźć kasze gryczaną instant, nie jadłem, ale wiem, że jest. Np. http://www.natusfera.pl/kasza-ekologiczn...-300g.html

Kasza gryczana instant w cenie niemal 30 zł / kg., - toż ona chyba pozłacana!
Przypuszczam, że wystarczyłoby zwykłą kaszę przepuścić przez jakiś grubszy młynek i osiągniemy ten sam rezultat przy znacznie niższej cenie.

Natomiast moja podstawa, to owsianka z czekoladą (taką w proszku - na gorąco), trochę cukru, rodzynki i czasem jeszcze inne bakalie.
Kuskus także, na słodko lub z sosami.
-------------------------------------------
Yatzek - bieszczadnik z doskoku...

Jest tańsza alternatywa, podejrzewam, że wystarczy ją zagotować i pozostawić pod przykryciem aż ''dojdzie''
http://www.sonko.pl/e4u.php/1,ModPages/ShowPage/71

2x100g, szału nie ma bo pewnie cena na poziomie 4/5zł.