18-06-2010, 11:54
Od ładnych paru lat co roku biorę udział w różnego typu spływach kajakowych. Dla mnie jest to doskonała forma wypoczynku, która umożliwia bliski kontakt z przyrodą i jednocześnie zwiedzenie wielu ciekawych miejsc, wymaga też średniego wysiłku fizycznego, ale to już głownie zależy od grupy z którą się płynie. W każdym razie byłem już na spływach na których potrafiliśmy pokonać od 50 do 70 kilometrów i na rodzinnych w których brały udział już trzyletnie dzieci i płynęło się 20/30 kilometrów. Każdy więc w takiej formie turystyki znajdzie coś dla siebie.
Do napisania tego tematu skłoniły mnie trudności z zorganizowaniem spływu na Ukrainie w poprzednim roku. Otóż bardzo trudnym zadaniem okazało się zdobycie szczegółowych informacji o rzekach nadających się do spływu, czy możliwości wypożyczenia na miejscu sprzętu. Znajomi Ukraińcy jak usłyszeli nasz pomysł tylko się puknęli w czoło i stwierdzili, że jest głupi, bo jest tam zbyt niebezpiecznie a poza tym ludzie nad rzekami lubią napinać żyłki w poprzek rzeki, co dla turysty może skończyć się nieszczęśliwym wypadkiem. Skontaktowałem się więc z Towarzystwem Polskim we Lwowie, żeby pomogli przygotować spływ, licząc na to, że znajdziemy wśród Polaków przewodnika. Usłyszeliśmy, że nie ma problemu i niedługo prześle nam ciekawą ofertę. Po miesiącu bez żadnej odpowiedzi zadzwoniłem to tej Pani i okazało się, że całkowicie zapomniała o sprawie i raczej już nie zdąży przygotować dla nas ciekawej oferty. Firmy organizujące spływy w Polsce były chętne do zorganizowania dla nas spływu na Ukrainie, ale ponieważ była nas tylko siódemka było to nieopłacalne, głównie ze względu na wysokie koszty transportu 4 kajaków z Polski na Ukrainę.
Z powyższych powodów spływ na Ukrainie nie wypalił, na szczęście nasi znajomi organizowali spływ na Łotwie rzeką Gaują i zaproponowali nam w nim udział. W tym wypadku kajaki zostały wynajęte w Suwałkach i zostały dowiezione do wsi Olinas na Łotwie. Koszt transportu w obie strony był bardzo niski, bo nasza grupa liczyła 33 osoby a więc po podzieleniu ceny 3200 przez 33 osoby wyniósł poniżej 100 zł. Na Łotwie było też zdecydowanie mniejsze ryzyko jakiejś nieprzyjemnej historii i na szczęście nikt się nie bawi tam w rozkładanie żyłek, bo wśród Łotyszy i Bezpaństwowców (zbyt mało łotewskich Rosjan), bardzo popularne jest spływanie rzekami na pontonie i popijanie wódeczki. Łotwa jest to piękny i słabo zaludniony kraj, w dużym uogólnieniu mogę powiedzieć, że Łotwa składa się z Rygi i jej okolic(żyje tam większość Łotyszy) oraz lasów poprzetykanych bardzo rzadko miasteczkami. Większa część Gauji biegnie przez dzikie i lasy, na jej trasie można spotkać kilka miasteczek a w każdym jest do obejrzenia jakiś stary zamek. Cechą charakterystyczną Gauji jest trochę ''syberyjski'' wygląd, na jej brzegach nie rośnie trzcina (z wyjątkiem odcinka najbliżej morza). Brzegi rzeki zamieszkane są przez olbrzymią liczbę, zimorodków, czapli, bobrów wydr i innych zwierząt. Do tego na całej trasie bardzo rzadko można spotkać Ludzi, a jeśli już się ich spotyka to jest się zaskoczonym ich przyjacielskim nastawieniem. Byliśmy naprawdę zszokowani przyjacielską postawą Łotyszy, bardziej uczynnych ludzi w życiu nie spotkałem. Często się zdarzało, że z własnej inicjatywy czymś poczęstowali, lub zaproponowali, że coś przyniosą.
Niech ilustracją ich otwartej postawy będą dwie historie. Otóż nas spływ część z nas przyjechała samochodami i na czas spływu musieliśmy gdzieś je przechować. Zapytaliśmy więc pierwszego spotkanego Łotysza o to czy nie możemy u niego na podwórku zostawić samochodów. Zgodził się od razu i powiedział, ze okolica jest bezpieczna i od pięćdziesięciu lat nic tam nie zginęło. Przypadek jednak spowodował, że podczas gdy my sobie spokojnie spływaliśmy, w tamtej okolicy doszło do kradzieży. Odpowiedzialny Łotysz spiął więc nasze samochody łańcuchem, przywiązał do nich psa, do tego przeniósł swoje łóżko do pokoju z którego miał widok na podwórko a w oknie postawił reflektor. Po powrocie do Polski wysłaliśmy mu w prezencie kilka pamiątkowych albumów z zdjęciami zabytków polski i trochę innych drobiazgów.
Płynęliśmy z żoną już dosyć długo i brakowało nam wody, zapytaliśmy więc Łotysza łowiącego ryby jak daleko jest do sklepu odpowiedział, że 8 kilometrów. Musieliśmy mieć strasznie zawiedzione miny, bo zaraz nam zaproponował, że jak chcemy to może jedno z nas podrzucić na motorze do sklepu...
Komunikacja z Łotyszami dla przeciętnego Polaka także nie stanowi problemu. Używają oni co prawda strasznie trudnego dla nas języka, który jest mieszaniną języka bałtyckiego (Litewski) i ugrofińskiego (Fiński, Estoński, a także pod względem składni Węgierski) z częściowymi naleciałościami jeżyków germańskich i słowiańskich. Na szczęście starsi Łotysze mówią po rosyjsku a młodsi po angielsku, do tego ciągle spotykaliśmy się z kimś kto ma babcię lub rodzinę np. z Radomia :) Z takim spotkaniem wiąże się też śmieszna historia. Otóż którejś nocy integrowaliśmy się z Łotyszami i rozmawialiśmy z Panią, która ma babcię z Radomia. Nie mówiła ona po polsku, ale prawie wszystko rozumiała. W pewnym momencie zaczęliśmy śpiewać a potem ta Pani zaśpiewała nam piękną ludową piosenkę o Podolu. Moja żona w pewnej chwili taka zaskoczona powiedziała: ''e, ten Łotewski nie jest taki trudny ja prawie wszystko rozumiem''. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, bo Pani śpiewała po polsku, chociaż w piosence było słychać bardzo duże naleciałości z gwary kresowej, lub języka ukraińskiego.
Pod koniec zatrzymaliśmy się przy ujściu Gauji do morza. Byliśmy tylko my i plaża, a miejscowych prawie wcale. Wiele osób znalazło po kilka bursztynów. Magiczne miejsce, pierwszy raz w życiu podobało mi się nad morzem Bałtyckim.
Koszt spływu razem z transportem i jedzeniem wyszedł nam strasznie niski. Wszystko łącznie z transportem, wyżywieniem i wycieczką do Rygi kosztowało dwie osoby około 1300 zł za 11 dni.
Przed podróżą na Łotwę warto wiedzieć że:
- Wszystko jest tam sporo droższe niż w Polsce.
- Miejsca na obozowiska, które są zaznaczone na mapach bardzo często nie istnieją (sic!).
Mam nadzieje, że znajdzie się kilka osób o podobnych zainteresowaniach i podzieli się sposobami i miejscami na zorganizowanie ciekawego spływu.
-------------------------------------------
pozdrawiam
Do napisania tego tematu skłoniły mnie trudności z zorganizowaniem spływu na Ukrainie w poprzednim roku. Otóż bardzo trudnym zadaniem okazało się zdobycie szczegółowych informacji o rzekach nadających się do spływu, czy możliwości wypożyczenia na miejscu sprzętu. Znajomi Ukraińcy jak usłyszeli nasz pomysł tylko się puknęli w czoło i stwierdzili, że jest głupi, bo jest tam zbyt niebezpiecznie a poza tym ludzie nad rzekami lubią napinać żyłki w poprzek rzeki, co dla turysty może skończyć się nieszczęśliwym wypadkiem. Skontaktowałem się więc z Towarzystwem Polskim we Lwowie, żeby pomogli przygotować spływ, licząc na to, że znajdziemy wśród Polaków przewodnika. Usłyszeliśmy, że nie ma problemu i niedługo prześle nam ciekawą ofertę. Po miesiącu bez żadnej odpowiedzi zadzwoniłem to tej Pani i okazało się, że całkowicie zapomniała o sprawie i raczej już nie zdąży przygotować dla nas ciekawej oferty. Firmy organizujące spływy w Polsce były chętne do zorganizowania dla nas spływu na Ukrainie, ale ponieważ była nas tylko siódemka było to nieopłacalne, głównie ze względu na wysokie koszty transportu 4 kajaków z Polski na Ukrainę.
Z powyższych powodów spływ na Ukrainie nie wypalił, na szczęście nasi znajomi organizowali spływ na Łotwie rzeką Gaują i zaproponowali nam w nim udział. W tym wypadku kajaki zostały wynajęte w Suwałkach i zostały dowiezione do wsi Olinas na Łotwie. Koszt transportu w obie strony był bardzo niski, bo nasza grupa liczyła 33 osoby a więc po podzieleniu ceny 3200 przez 33 osoby wyniósł poniżej 100 zł. Na Łotwie było też zdecydowanie mniejsze ryzyko jakiejś nieprzyjemnej historii i na szczęście nikt się nie bawi tam w rozkładanie żyłek, bo wśród Łotyszy i Bezpaństwowców (zbyt mało łotewskich Rosjan), bardzo popularne jest spływanie rzekami na pontonie i popijanie wódeczki. Łotwa jest to piękny i słabo zaludniony kraj, w dużym uogólnieniu mogę powiedzieć, że Łotwa składa się z Rygi i jej okolic(żyje tam większość Łotyszy) oraz lasów poprzetykanych bardzo rzadko miasteczkami. Większa część Gauji biegnie przez dzikie i lasy, na jej trasie można spotkać kilka miasteczek a w każdym jest do obejrzenia jakiś stary zamek. Cechą charakterystyczną Gauji jest trochę ''syberyjski'' wygląd, na jej brzegach nie rośnie trzcina (z wyjątkiem odcinka najbliżej morza). Brzegi rzeki zamieszkane są przez olbrzymią liczbę, zimorodków, czapli, bobrów wydr i innych zwierząt. Do tego na całej trasie bardzo rzadko można spotkać Ludzi, a jeśli już się ich spotyka to jest się zaskoczonym ich przyjacielskim nastawieniem. Byliśmy naprawdę zszokowani przyjacielską postawą Łotyszy, bardziej uczynnych ludzi w życiu nie spotkałem. Często się zdarzało, że z własnej inicjatywy czymś poczęstowali, lub zaproponowali, że coś przyniosą.
Niech ilustracją ich otwartej postawy będą dwie historie. Otóż nas spływ część z nas przyjechała samochodami i na czas spływu musieliśmy gdzieś je przechować. Zapytaliśmy więc pierwszego spotkanego Łotysza o to czy nie możemy u niego na podwórku zostawić samochodów. Zgodził się od razu i powiedział, ze okolica jest bezpieczna i od pięćdziesięciu lat nic tam nie zginęło. Przypadek jednak spowodował, że podczas gdy my sobie spokojnie spływaliśmy, w tamtej okolicy doszło do kradzieży. Odpowiedzialny Łotysz spiął więc nasze samochody łańcuchem, przywiązał do nich psa, do tego przeniósł swoje łóżko do pokoju z którego miał widok na podwórko a w oknie postawił reflektor. Po powrocie do Polski wysłaliśmy mu w prezencie kilka pamiątkowych albumów z zdjęciami zabytków polski i trochę innych drobiazgów.
Płynęliśmy z żoną już dosyć długo i brakowało nam wody, zapytaliśmy więc Łotysza łowiącego ryby jak daleko jest do sklepu odpowiedział, że 8 kilometrów. Musieliśmy mieć strasznie zawiedzione miny, bo zaraz nam zaproponował, że jak chcemy to może jedno z nas podrzucić na motorze do sklepu...
Komunikacja z Łotyszami dla przeciętnego Polaka także nie stanowi problemu. Używają oni co prawda strasznie trudnego dla nas języka, który jest mieszaniną języka bałtyckiego (Litewski) i ugrofińskiego (Fiński, Estoński, a także pod względem składni Węgierski) z częściowymi naleciałościami jeżyków germańskich i słowiańskich. Na szczęście starsi Łotysze mówią po rosyjsku a młodsi po angielsku, do tego ciągle spotykaliśmy się z kimś kto ma babcię lub rodzinę np. z Radomia :) Z takim spotkaniem wiąże się też śmieszna historia. Otóż którejś nocy integrowaliśmy się z Łotyszami i rozmawialiśmy z Panią, która ma babcię z Radomia. Nie mówiła ona po polsku, ale prawie wszystko rozumiała. W pewnym momencie zaczęliśmy śpiewać a potem ta Pani zaśpiewała nam piękną ludową piosenkę o Podolu. Moja żona w pewnej chwili taka zaskoczona powiedziała: ''e, ten Łotewski nie jest taki trudny ja prawie wszystko rozumiem''. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, bo Pani śpiewała po polsku, chociaż w piosence było słychać bardzo duże naleciałości z gwary kresowej, lub języka ukraińskiego.
Pod koniec zatrzymaliśmy się przy ujściu Gauji do morza. Byliśmy tylko my i plaża, a miejscowych prawie wcale. Wiele osób znalazło po kilka bursztynów. Magiczne miejsce, pierwszy raz w życiu podobało mi się nad morzem Bałtyckim.
Koszt spływu razem z transportem i jedzeniem wyszedł nam strasznie niski. Wszystko łącznie z transportem, wyżywieniem i wycieczką do Rygi kosztowało dwie osoby około 1300 zł za 11 dni.
Przed podróżą na Łotwę warto wiedzieć że:
- Wszystko jest tam sporo droższe niż w Polsce.
- Miejsca na obozowiska, które są zaznaczone na mapach bardzo często nie istnieją (sic!).
Mam nadzieje, że znajdzie się kilka osób o podobnych zainteresowaniach i podzieli się sposobami i miejscami na zorganizowanie ciekawego spływu.
-------------------------------------------
pozdrawiam