23-10-2008, 14:56
OPIS PRODUKTU:
- anodyzowane aluminium
- wymiary 153x55 mm
- waga 150g
- pojemność 0,9 l
- woreczek transportowy w komplecie
-----------------------------------------------------------------
RECENZJA:
DATA RECENZJI:
23-10-2008, 15:00
ZAŁOŻENIA
Sprawę widziałem tak: lekkie naczynie z otworem na tyle dużym , aby dało się wkładać śnieg, z przykrywką, aby woda szybciej się zagotowała. Taka woda miała służyć zarówno do picia - zalewanie herbaty, jak i do jedzenia - zalewanie liofilizata. Jako, że wszystko miało być zalewane, mile widzianym dodatkiem byłby dziubek. Jako, że naczynie miało obsługiwać dwie osoby i litrowy termos - pojemność powinna być odpowiednio duża, ale nie za duża, bo to waży przecież niepotrzebnie. Główną areną użytkowania miały być Alpy, a tam liczę każdy gram, bo nosić za dużo nie lubię.
ZAKUP I ROZRUCH
No i znalazłem: kawiarka Primus. Lekka - zaledwie 150g, pojemność wystarczająca na styk - 0,9 litra, pokrywka, dziubek, wygodna rączka, a do tego bonus - nazwa Primus. To przecież taka porządna firma. Cena nieco wysoka jak za aluminiowy czajniczek, ale przecież aluminium nie zwykłe, tylko anodyzowane, no i Primus to Primus - kosztować musi i basta!
Zamówiłem kawiarkę w pewnym sklepie internetowym i po nie za długim czasie, miałem ją u siebie w domu. Całość zapakowana w gustowny woreczek z siateczki, sprawiła pozytywne wrażenie, choć naczynie jakieś takie małe się wydało. Oczywiście nie mogłem odmówić sobie tej przyjemności natychmiastowego wypróbowania nowego nabytku.
No to naprzód. Kartusz i palnik na stół, woda do kawiarki i na gaz. Gotowanie nie trwało długo, bo palnik mocny, a wiatry u mnie w kuchni nie wieją, mrozu też nie uświadczysz. Z pełną ufnością chwyciłem za delikatny uchwyt, aby zawartość kawiarki przelać do przygotowanego termosu i tu spotkała mnie pierwsza z kilku niemiłych niespodzianek - uchwyt parzył !!! Noo, niedobrze - pomyślałem - Primus parzy?!
Nic to, chwytam szmatę i do termosu. Tutaj druga niespodzianka - miało być 0,9 litra, czyli prawie cały termos, a ten zalany ledwie w połowie, choć tej większej to jednak w połowie. Postanowiłem do sprawy podejść profesjonalnie i użyć profesjonalnych narzędzi do określenia rzeczywistej pojemności wzmiankowanego czajnika.
BADANIA
Z kuchennej szafy dobyłem naczynia z podziałką, którego żona używa do odmierzania ilości różnych płynów używanych do gotowania czegoś tam. Tak uzbrojony, miarkę i zapełniony termos umieściłem na stanowisku badawczym, czyli stole kuchennym. Przelałem zawartość i skala wskazała ledwie 0,6 litra. Następnie kawiarkę napełniłem ''po sam czubek'' i znowu dokonałem fachowego pomiaru. Tym razem wynik był prawidłowy - 0,9 l.
Ha! Tylko jak to zagotować, kiedy woda niemal sama wylewa się dziubkiem i podnosi przykrywkę. Co się stanie gdy będzie wrzała? Trzeba było sprawdzić.
Sprawdziłem. Efekt - zalane stanowisko badawcze i poparzone ręce badacza, usiłującego zagasić palnik, aby powstrzymać erupcję gorącej wody. Już wiedziałem, że aby zalać litrowy, ba nawet 0,7 l. termos, zmuszony będę gotować wodę dwa razy. Trudno - pomyślałem. Może choć do liofilizata wystarczy. Chociaż lekki jest ten czajnik - pocieszałem się.
WALKA
Więc używałem kawiarki na kilku wyjazdach, gotując ''dwukrotnie'' wodę w schroniskach i pod namiotem. Była ze mną kawiarka w Tatrach, w Karkonoszach, w Górach Izerskich . Była latem i była zimą. W Alpach nie była.
Zawsze walczyłem z gorącą rączką i rozlanym płynem, kiedy nieco przesadziłem z ilością nalanej wody, mając zapewne jakąś irracjonalną nadzieję, że może jedno gotowanie wystarczy.
Nadzieja, że przez otwór górny da się ładować śnieg do topienia, okazała się płonna. Jak wiadomo duża ilość śniegu po stopieniu, zamienia się w małą ilość wody, trzeba go więc dokładać w miarę zmiany stanu skupienia. Dokładanie przez małą dziurę pod podniesioną (aby się bardzo mocno nie nagrzewała) rączką to czynność iście karkołomna, czasochłonna, wkurzająca i co najważniejsze stresująca, bo ciągle trzeba prosić Opatrzność, aby pie...ony czajnik nie spie...ił się z palnika.
Mimo to walczyłem, w imię zasady: co cię nie zabije, to cię wzmocni. Chyba nie chciałem sam przed sobą przyznać się do błędu samej koncepcji używania czajnika jako podstawowego naczynia, choćby tylko do gotowania i pozyskiwania wody.
ROZWÓD
Niestety kolejna przykra niespodzianka, ostatecznie zakończyła moje z kawiarką wspólne podróże. Z miejsca, gdzie dziubek wprasowany jest w korpus naczynia, zaczęła dobywać się woda, tak że wlewając płyn oprócz nurtu głównego, trafiającego tam gdzie należy, poboczny ściekający bokiem, trafiał zawsze obok naczynia, które było celem. Jakby dla ułatwienia w podjęciu ostatecznej decyzji o rzuceniu tego czegoś w głęboki, ciemny kąt, plastyk pokrywający rączkę, może od przegrzania, zaczął dostawać dziwnych bąbli. Tylko czekać, aż zacznie odpadać. Ja nie czekałem.
Zakupiłem naczynia bardziej tradycyjne, podobnie lekkie (tytanowe), o szerszym spektrum zastosowań i stosownej dla mnie pojemności. Te służą mi do dziś i z tych jestem zadowolony. Z kawiarki Primusa - nie.
Pomijając fakt, że naczynie okazało się mniejsze niż oczekiwałem, o co trudno mieć pretensje do producenta, bo przecież ''na wcisk'' pojemność jest zgodna z deklarowaną, więc bez problemu można byłoby obronić tezę, ze moją winą były zbyt duże wymagania co do wielkości czajnika, spotkałem się tutaj z niedoróbkami, które rzuciły cień na moją ocenę jakości produktów Primusa. W tej, nie najlepszej ocenie wsparł mnie drugi, używany produkt tej firmy - termos - zadziwiająco nietrwały i awaryjny w porównaniu do plebejskiego, marketowego termosa Tadar, używanego jednocześnie.
Ale o tym w kolejnym odcinku.
Zalety:
- waga
Wady:
- deklarowana pojemność, tak naprawdę fikcyjna
- nieszczelny dziubek
- wykładzina pokrywająca rączkę nieodporna na wyższe temperatury
- nagrzewająca się rączka
Kawiarka użytkowana była przez rok 2005. Zakupiłem ją na początku roku, pod koniec miałem dość. Teraz używam jej sporadycznie, chyba przez sentyment.
Opisywaną kawiarkę pewnie wymieniłbym na inne naczynie, nawet gdyby ta była całkowicie bezawaryjna, trwała i doskonale wykonana. Młody byłem gdy ją kupowałem i nie wiedziałem, że naczynie musi mieć większą pojemność niż litr, aby ten litr zagotować. Za małe miałem doświadczenie w zimowym gotowaniu, aby wiedzieć że trudno będzie upychać śnieg i lód tak małym otworem. Wymieniłbym ją nawet gdyby wszystko było O.K. bo sam pomysł nie był dobry. Nie zmienia to faktu, że nie wszystko było O.K. o czym uprzejmie donoszę.
OCENA PRODUKTU:
Wygoda: 2/5
Wyposażenie: 5/5
Wytrzymałość: 2/5
Ogólna: 3.00/5
- anodyzowane aluminium
- wymiary 153x55 mm
- waga 150g
- pojemność 0,9 l
- woreczek transportowy w komplecie
-----------------------------------------------------------------
RECENZJA:
DATA RECENZJI:
23-10-2008, 15:00
ZAŁOŻENIA
Sprawę widziałem tak: lekkie naczynie z otworem na tyle dużym , aby dało się wkładać śnieg, z przykrywką, aby woda szybciej się zagotowała. Taka woda miała służyć zarówno do picia - zalewanie herbaty, jak i do jedzenia - zalewanie liofilizata. Jako, że wszystko miało być zalewane, mile widzianym dodatkiem byłby dziubek. Jako, że naczynie miało obsługiwać dwie osoby i litrowy termos - pojemność powinna być odpowiednio duża, ale nie za duża, bo to waży przecież niepotrzebnie. Główną areną użytkowania miały być Alpy, a tam liczę każdy gram, bo nosić za dużo nie lubię.
ZAKUP I ROZRUCH
No i znalazłem: kawiarka Primus. Lekka - zaledwie 150g, pojemność wystarczająca na styk - 0,9 litra, pokrywka, dziubek, wygodna rączka, a do tego bonus - nazwa Primus. To przecież taka porządna firma. Cena nieco wysoka jak za aluminiowy czajniczek, ale przecież aluminium nie zwykłe, tylko anodyzowane, no i Primus to Primus - kosztować musi i basta!
Zamówiłem kawiarkę w pewnym sklepie internetowym i po nie za długim czasie, miałem ją u siebie w domu. Całość zapakowana w gustowny woreczek z siateczki, sprawiła pozytywne wrażenie, choć naczynie jakieś takie małe się wydało. Oczywiście nie mogłem odmówić sobie tej przyjemności natychmiastowego wypróbowania nowego nabytku.
No to naprzód. Kartusz i palnik na stół, woda do kawiarki i na gaz. Gotowanie nie trwało długo, bo palnik mocny, a wiatry u mnie w kuchni nie wieją, mrozu też nie uświadczysz. Z pełną ufnością chwyciłem za delikatny uchwyt, aby zawartość kawiarki przelać do przygotowanego termosu i tu spotkała mnie pierwsza z kilku niemiłych niespodzianek - uchwyt parzył !!! Noo, niedobrze - pomyślałem - Primus parzy?!
Nic to, chwytam szmatę i do termosu. Tutaj druga niespodzianka - miało być 0,9 litra, czyli prawie cały termos, a ten zalany ledwie w połowie, choć tej większej to jednak w połowie. Postanowiłem do sprawy podejść profesjonalnie i użyć profesjonalnych narzędzi do określenia rzeczywistej pojemności wzmiankowanego czajnika.
BADANIA
Z kuchennej szafy dobyłem naczynia z podziałką, którego żona używa do odmierzania ilości różnych płynów używanych do gotowania czegoś tam. Tak uzbrojony, miarkę i zapełniony termos umieściłem na stanowisku badawczym, czyli stole kuchennym. Przelałem zawartość i skala wskazała ledwie 0,6 litra. Następnie kawiarkę napełniłem ''po sam czubek'' i znowu dokonałem fachowego pomiaru. Tym razem wynik był prawidłowy - 0,9 l.
Ha! Tylko jak to zagotować, kiedy woda niemal sama wylewa się dziubkiem i podnosi przykrywkę. Co się stanie gdy będzie wrzała? Trzeba było sprawdzić.
Sprawdziłem. Efekt - zalane stanowisko badawcze i poparzone ręce badacza, usiłującego zagasić palnik, aby powstrzymać erupcję gorącej wody. Już wiedziałem, że aby zalać litrowy, ba nawet 0,7 l. termos, zmuszony będę gotować wodę dwa razy. Trudno - pomyślałem. Może choć do liofilizata wystarczy. Chociaż lekki jest ten czajnik - pocieszałem się.
WALKA
Więc używałem kawiarki na kilku wyjazdach, gotując ''dwukrotnie'' wodę w schroniskach i pod namiotem. Była ze mną kawiarka w Tatrach, w Karkonoszach, w Górach Izerskich . Była latem i była zimą. W Alpach nie była.
Zawsze walczyłem z gorącą rączką i rozlanym płynem, kiedy nieco przesadziłem z ilością nalanej wody, mając zapewne jakąś irracjonalną nadzieję, że może jedno gotowanie wystarczy.
Nadzieja, że przez otwór górny da się ładować śnieg do topienia, okazała się płonna. Jak wiadomo duża ilość śniegu po stopieniu, zamienia się w małą ilość wody, trzeba go więc dokładać w miarę zmiany stanu skupienia. Dokładanie przez małą dziurę pod podniesioną (aby się bardzo mocno nie nagrzewała) rączką to czynność iście karkołomna, czasochłonna, wkurzająca i co najważniejsze stresująca, bo ciągle trzeba prosić Opatrzność, aby pie...ony czajnik nie spie...ił się z palnika.
Mimo to walczyłem, w imię zasady: co cię nie zabije, to cię wzmocni. Chyba nie chciałem sam przed sobą przyznać się do błędu samej koncepcji używania czajnika jako podstawowego naczynia, choćby tylko do gotowania i pozyskiwania wody.
ROZWÓD
Niestety kolejna przykra niespodzianka, ostatecznie zakończyła moje z kawiarką wspólne podróże. Z miejsca, gdzie dziubek wprasowany jest w korpus naczynia, zaczęła dobywać się woda, tak że wlewając płyn oprócz nurtu głównego, trafiającego tam gdzie należy, poboczny ściekający bokiem, trafiał zawsze obok naczynia, które było celem. Jakby dla ułatwienia w podjęciu ostatecznej decyzji o rzuceniu tego czegoś w głęboki, ciemny kąt, plastyk pokrywający rączkę, może od przegrzania, zaczął dostawać dziwnych bąbli. Tylko czekać, aż zacznie odpadać. Ja nie czekałem.
Zakupiłem naczynia bardziej tradycyjne, podobnie lekkie (tytanowe), o szerszym spektrum zastosowań i stosownej dla mnie pojemności. Te służą mi do dziś i z tych jestem zadowolony. Z kawiarki Primusa - nie.
Pomijając fakt, że naczynie okazało się mniejsze niż oczekiwałem, o co trudno mieć pretensje do producenta, bo przecież ''na wcisk'' pojemność jest zgodna z deklarowaną, więc bez problemu można byłoby obronić tezę, ze moją winą były zbyt duże wymagania co do wielkości czajnika, spotkałem się tutaj z niedoróbkami, które rzuciły cień na moją ocenę jakości produktów Primusa. W tej, nie najlepszej ocenie wsparł mnie drugi, używany produkt tej firmy - termos - zadziwiająco nietrwały i awaryjny w porównaniu do plebejskiego, marketowego termosa Tadar, używanego jednocześnie.
Ale o tym w kolejnym odcinku.
Zalety:
- waga
Wady:
- deklarowana pojemność, tak naprawdę fikcyjna
- nieszczelny dziubek
- wykładzina pokrywająca rączkę nieodporna na wyższe temperatury
- nagrzewająca się rączka
Kawiarka użytkowana była przez rok 2005. Zakupiłem ją na początku roku, pod koniec miałem dość. Teraz używam jej sporadycznie, chyba przez sentyment.
Opisywaną kawiarkę pewnie wymieniłbym na inne naczynie, nawet gdyby ta była całkowicie bezawaryjna, trwała i doskonale wykonana. Młody byłem gdy ją kupowałem i nie wiedziałem, że naczynie musi mieć większą pojemność niż litr, aby ten litr zagotować. Za małe miałem doświadczenie w zimowym gotowaniu, aby wiedzieć że trudno będzie upychać śnieg i lód tak małym otworem. Wymieniłbym ją nawet gdyby wszystko było O.K. bo sam pomysł nie był dobry. Nie zmienia to faktu, że nie wszystko było O.K. o czym uprzejmie donoszę.
OCENA PRODUKTU:
Wygoda: 2/5
Wyposażenie: 5/5
Wytrzymałość: 2/5
Ogólna: 3.00/5