Sted82
Gratuluję Ci zakupu! Początki oczywiście bywają trudne, ale jak już wydłubiesz przypisaną Ci porcję śniegu z ucha, zza okularów, zza bielizny, po tym jak ileś razy wylądujesz w zaspie z głową w dół w takiej pozycji, że nie będziesz wiedział którą kończynę wyplątywać najpierw, w takiej pozycji że obrazki z zaawansowanej Kamasutry to bułka z masłem, no to... jest mówiąc wprost - poezja. Rytm narciarskiej wędrówki, mikrochwile kiedy po wybiciu niemal się nie poruszasz, a Twoje ciało przesuwa się w przestrzeni - to jest nie do podrobienia. Oczywiście, za chwilę możesz kląć na stromym podejściu w sypkim śniegu, gdzie narty niewiele pomogą (o ile w ogóle) lub po raz kolejny znaleźć się w sytuacji opisanej powyżej. No i ta zmienność - na tym samym odcinku możesz napotkać kompletnie odmienne warunki... Przepraszam - rozmarzyłem się ;-) więc do rzeczy:
1. Trochę ciekawych patentów można znaleźć w wydanej w Sklepie Podróżnika książce ''Sztuka zimowej wędrówki'' (b. dobrą pozycją jest też ''Sztuka wędrowania z plecakiem'', ale to temat na inny wątek'').
2. Foki - przydają się, ale znam wiele osób które daje sobie bez nich radę, zwłaszcza warunkach niższych górek, kiedy podejścia są względnie krótkie. Sam chyba je kupiłem po bodaj ośmiu latach wędrówek na nartach. Zabawa w - przyklejanie - poprawianie - odklejanie fok zabiera czas, łamie rytm wędrówki i dlatego staram się robić to jak najrzadziej, tylko wtedy kiedy rzeczywiście mi się to opłaca (długie strome podejście np końcówka na Lubań od zachodu, lub wtedy kiedy zależy mi na obniżeniu prędkości zjazdu - np nocny zjazd z Lubania do Krościenka),
Dlatego warto poznać i stosować techniki ''bezfokowe'' - choćby dla oszczędności czasu i energii. Podchodzenie jodełką, zakosami, bokiem, wykorzystywanie lepkości śniegu, łuski i krawędzi - to podstawy.
3. Techniki troczenia nart - tu również warto pamiętać o najprostszym rozwiązaniu, które często zastosujesz na krótkich odcinkach. Wiążesz czuby nart rzepotaśmą, kije w jedną rękę, narty na drugą stronę zakładasz na ramię i wio.
4. Dwie najważniejsze sprawy do opanowania: 1. zdejmowania nart (a raczej wiedza kiedy to robić, żeby zjazd nie był niekończącą się serią upadków) 2. sztuka właśnie kontrolowanego, zaplanowanego upadania.
5. Ubiór - świetnie rozpracował to w którymś z postów Pim na forum biegówkowym. Generalia to: przypomina to jazdę na rowerze po górach+ kontakt ze śniegiem. Czyli - pod górę często bywa Ci mocno gorąco, w zjeździe - często marźniesz i musisz się z liczyć z upadkiem i obecnością śniegu w różnych, zaskakujących miejscach ciała. Dlatego - cienkie warstwy, ubranie które zapewnia regulację temperatury i chroni przed śniegiem. Rozwiązań szczegółowych zapewne jest dużo - wiele osób (pewnie słusznie) wychwala wiatrówki, ja póki co stosuję cienki, elastyczny softshell oraz na wierzch kamizelkę biegową z siatką na plecach. ''Polaroidów'', czy nawet powerstretchu raczej nie stosuję jako ''zewnętrzej warstwy marszowej'', bo chcę uniknąć namakania po ewentualnej glebie.
5. Coś na temat kijów? Ich odpowiednia długość jest bardzo ważna. Powinny też być odpowiednio solidne - jakieś cacane kijaski do skiturów Black Diamonda udało mi się pogiąć na pierwszym ich wyjeździe (na podejściu!) i nie jest to odosobniony przypadek.
6. Jeszcze kilka lat temu niesamowite było to, ze na tym sprzęcie można było mieć radochę dosłownie WSZĘDZIE. Byle lasek, pola czy łąki. I przy okazji - oswajać się z techniką i ją ćwiczyć. Z przyczyn oczywistych niestety jest to z tym coraz większy problem z marnymi widokami na poprawę...
7. Nie omieszkam wkleić dwóch fotek.Takie tam wspominki. Pierwsza - kilometr od domu, ok. 5 lat temu. Maluch miał pół roku. Chyba przez ponad miesiąc udawało nam się naszej trójce weekend w weekend wyskoczyć na godzinkę - półtorej.
2. Koleżanka Małżonka nartki zdjęła, ale był to zbytek sceptycyzmu. Tym wąskim za nią Całkiem nieźle się zjeżdżało;-)
Do zobaczenia na szlaku - oby na nartach, a nie nartorolkach!
---
Edytowany: 2019-12-18 23:02:39
---
Edytowany: 2019-12-18 23:08:49
-------------------------------------------
Pozdrawiam, Michał J.